Francuskie firmy z branży pomocy drogowej znane są w całej Europie. To zasługa absurdalnie wysokich cen oraz skrajnych reakcji w nawet najbardziej błahych przypadkach. Jak natomiast takie spotkanie z Francuzami może wyglądać od kuchni? O tym opowiedział mi wczoraj Czytelni Piotr, na przykładzie firmy z miejscowości Illzac, na przedmieściach Miluzy.
Wszystko wydarzyło się przedwczoraj, na autostradzie A36. Kierowca zatrzymał się tam na pasie awaryjnym, by wymienić jedno z kół naczepy. Operacja była już akurat na ukończeniu, gdy obok pojawił się wóz serwisowy. Francuzi chcieli sprawdzić, czy ciężarówka na pewno jest w pełni sprawna. Nakazali więc przejazd na parking, a dla zabezpieczenia zabrali kierowcy licencję, dokumenty CMR i dowody rejestracyjne.
Na parkingu stwierdzono, że opona uszkodziła także siłownik hamulcowy. Serwisanci stwierdzili, że pojazd trzeba zabrać na warsztat i tam dokonać wymiany. Następnego dnia rano okazali zaś swoją wycenę. Koszty wymiany siłownika określono na 400 euro, co wydaje się w pełni wytłumaczalne. Do usługi doliczono jednak dodatkowe 1000 euro, za diagnozę przeprowadzoną na drodze. Łącznie miało to być 1400 euro, z zaledwie godzinnym terminem płatności. Po tym czasie kierowca i pojazd mieli zostać zamknięci na parkingu na pięć dni, pod pretekstem ochrony przed koronawirusem.
Właściciel firmy zgłosił sprawę na policję, nie zgadzając się z tak wysoką wyceną oraz z groźbą zablokowania ciężarówki. W odpowiedzi usłyszał jednak, że powinien opłacić rachunek, gdyż inaczej nie odzyska dokumentów. Nie mając więc wielkiego wyboru, 1400 euro zostało przelane na konto warsztatu.
Wraz z powyższą historią, Czytelnik Piotr przesłał mi nagrania prezentujące przebieg kontroli technicznej. Przewoźnik podkreśla też, że nie było to jego pierwsze spotkanie z tą firmą. Trzy lata temu, w podobny sposób, jedna wymiana koła została wyceniona na 1700 euro. Gdy natomiast spojrzymy na opinie warsztatu w Google Maps, dostępne pod tym linkiem, znajdziemy wiele równie kosztownych historii.
