330 euro mandatu za minutę jazdy po placu, czyli o ostrożności przy przestawianiu auta w czasie burzy

belgia_radiowoz_policja_politie

Czas na kolejny tekst rodem z „Dzikiego Zachodu”, gdzie wszelkiego rodzaju policjanci i funkcjonariusze drogowi wprost prześcigają się w bezwzględnym wypisywaniu mandatów, stroniąc przy tym od jakiegokolwiek ludzkiego podejścia i zrozumienia. Tym razem ostrzeżenie płynie z Belgii, gdzie firma transportowa zapłaciła 330 euro mandatu za przejazd trwający jedną minutę. A wszystko przez bardzo wietrzną pogodę…

5 marca przez Belgię przeszła fala wyjątkowo poważnych burzy, które oznaczały oczywiście problemy z silnym wiatrem. Danny De Smet, właściciel firmy transportowej, obawiał się w tym wszystkim o jeden ze swoich pojazdów, który stał na firmowym placu w dosyć niebezpiecznym miejscu i dlatego też postanowił przedstawić go kawałek dalej. Pokonana przy tym odległość wyniosła zaledwie kilka metrów, zaś cały przejazd trwał około minuty. Pech jednak chciał, że w samochodzie znajdowała się karta kierowcy, który  zapomniał jej wyjąć przed opuszczeniem pojazdu i udaniem się do domu.

Owa minuty jazdy po placu trafiła więc do tachografu, będąc zarejestrowaną jako przerwanie obowiązkowego odpoczynku. Co więcej, jak podają dzisiaj belgijskie media, ostatnio ciężarówka pana De Smet została poddana kontroli drogowej i policjanci znaleźli tę minutę, w związku z czym poczuli się zobowiązani wypisać mandat w wysokości 330 euro. Oczywiście kara to w stu procentach zgodna z przepisami, więc trudno określić ją niesprawiedliwą. Bezsprzecznie można jednak nazwać ją po prostu przejawem ogromnej nadgorliwości – kontrolujący ciężarówkę policjant nie chciał słuchać żadnych tłumaczeń, a nawet zapoznać się z danymi z układ lokalizacji satelitarnej, stanowiącymi niezbity dowód, że pojazd poruszał się tylko po placu, na dosłownie kilka metrów. Jedyne co go interesowało to wystawienie mandatu.