Zamach w Berlinie: większa rola Państwa Islamskiego oraz seria istotnych zeznań

Ponad trzy lata po zamachu terrorystycznym w Berlinie, w sprawie pojawiło się mnóstwo nowych informacji. Są to głównie zarzuty wobec niemieckiej policji.

W niemieckim parlamencie działa komisja śledcza, powołana dla dokładnego zbadania sprawy berlińskiego zamachu. To właśnie w związku z jej działaniem na jaw wychodzą liczne nieprawidłowości. Mogą one obalić dotychczasowe tezy na temat zamachu, w którym zamordowano 20 osób, w tym między innymi polskiego kierowcę ciężarówki Łukasza Urbana.

Najważniejsze zarzuty padły z ust tajnego informatora niemieckiej policji. Mężczyzna o pseudonimie „Murat” współpracował z funkcjonariuszami od niemal 20 lat. Pomagał rozpracować między innymi środowisko berlińskich islamistów, bardzo wcześnie trafiając na Tunezyjczyka Anisa Amriego.

Już w listopadzie 2015 roku, a więc na rok przed zamachem, raportował w jego sprawie policji. Twierdził, że Amri przygotowuje się do zakupu popularnych „kałasznikowów”, chcąc przy ich użyciu przeprowadzić zamach. Proponował więc, by przeprowadzić prowokację, zatrzymując Tunezyjczyka na gorącym uczynku. Policja jednak to zignorowała, a sam Amri zamienił później „kałasznikowy” na ciężarówkę.

Swoje zeznania złożyli także liczni policjanci, w tym przedstawiciele służb specjalnych. W ten sposób, po trzech latach od zamachu, działalność Amriego została przedstawiona w zupełnie innym świetle. Dotychczas przedstawiano go jako „samotnego wilka” inspirowanego działaniem Państwa Islamskiego. Fakty są jednak takie, że był on w stałym kontakcie z Państwem Islamskim, korzystając z jego pomocy, a może nawet realizując rozkazy.

Poniżej: miejsce uprowadzenia ciężarówki i prawdopodobnie też zamordowania Łukasza Urbana

Zebrane dotychczas dowody mówią same za siebie. Dla przykładu, tuż przed uprowadzeniem ciężarówki, Anis Amri odbył spotkanie w meczecie w dzielnicy Moabit. Świątynia ta była uznawana za niemieckie centrum działania Państwa Islamskiego i prawdopodobnie to właśnie w niej Tunezyjczykowi przekazano broń palną. Po zamachu miał też zadzwonić do osoby bezpośrednio powiązanej z Państwem Islamskim. Potwierdził wówczas, że „wszystko jest w porządku”.

A do tego dochodzą zeznania lokalnego policjanta, który pracował na miejscu zamachu i któremu zlecono między innymi pilnowanie ciężarówki. 62-letni główny komisarz, obecnie będący już na emeryturze, wyjawił kilka zaskakujących informacji. Mogą one wskazywać na poważną manipulację dowodami.

Dla przykładu, przez pierwszy trzy godziny po zamachu ciężarówka miała być pozbawiona jakiejkolwiek ochrony. Sprawdzono jedynie ciało kierowcy, by znaleźć dokumenty tożsamości, a także przeszukano naczepę. Plandeka została wówczas porozcinana, by upewnić się, że nie kryje żadnych materiałów wybuchowych. Później zaś Scania stała pozostawiona sama sobie i każdy policjant mógł się do niej zbliżyć.

Nietypowo miała wyglądać także sprawa dowodów w kabinie. Odciski palców oraz ślady DNA Anisa Amriego znaleziono na nadwoziu pojazdu, ale nie w jego wnętrzu. Nie było ich tam po prostu nigdzie, w tym nawet na jego portfelu z dokumentami, który miał być jednym z głównych dowodów. Zeznania poszczególnych funkcjonariuszy miały też podawać różne wersje tego, co znaleziono w kabinie, a co nie.