Tak wyglądają powroty ciężarówką z Bułgarii – kolejka do granicy to dopiero początek

Tymczasowy powrót kolejek na granicy z Niemcami i wywołane tym kolejki pozostają jednym z najbardziej gorących tematów tego tygodnia. Skoro już natomiast mowa o tym zagadnieniu, przyjrzyjmy się też problemom z granic w innej części Europy, mianowicie z Rumunii oraz Bułgarii. Bo choć te dwa kraje weszły do Unii Europejskiej już 16 lat temu, nadal nie pozwolono im dołączyć do strefy Schengen, wetując to pod zarzutem zagrożenia przestępczością, korupcją i nielegalną imigracją. Dlatego jeżdżący tam przewoźnicy po prostu na co dzień zmagają się z kolejkami i doświadczają bardzo kosztownych opóźnień.

Nieco więcej na ten temat opowiedział mi ostatnio Czytelnik Mateusz, prowadzący firmę transportową z sześcioma zestawami i regularnie kursujący właśnie do Rumunii i Bułgarii. Na tym kierunku jest on po prostu przyzwyczajony do kolejek, choć aktualna sytuacja na bułgarsko-rumuńskim pograniczu wydaje się przekraczać wszelkie normy. Kilka dni temu kolejka przed przejściem Ruse-Giurgiu, na wjeździe z Bułgarii do Rumunii, miała zaczynać się nawet 60 kilometrów od granicy. W przypadku przejścia Widyń-Calafa, również na wyjeździe z Bułgarii, trzeba było hamować jeszcze wcześniej, pod miastem Montana, czyli jakieś 90 kilometrów przed granicą. Oczywiście oba te dystanse zawierają w sobie policyjne strefy buforowe, otaczające liczne miejscowości. Niemniej nawet z ich uwzględnieniem utrudnienia okazują się bardzo dotkliwe. W praktyce może to bowiem oznaczać cały dzień podjeżdżania oraz pauzę spędzoną gdzieś na poboczu. Chyba nie tak powinno wyglądać przemieszczanie się między dwoma krajami Unii Europejskiej.

Na tym absurdy się nie kończą. Gdy już bowiem dojedziemy do przejścia granicznego w Ruse, przed nami pojawi się nowy, prywatny parking, mieszczący około 700 ciężarówek. Teoretycznie, według prawa, nie jesteśmy zobligowani, by na nim się zatrzymywać. W praktyce jednak bez ustawienia się na tym parkingu nie będzie nam dane zająć miejsca w elektronicznej kolejce do granicy. Parkowanie w tym miejscu stało się więc po prostu normą, a opłata wynosi 25 euro, niezależnie od czasu postoju. Przy czym podkreślę, to opłata dla przewoźników zagranicznych. Jak bowiem donosi rumuńska organizacja „UNTRR”, przewoźników z Bułgarii objęto taryfą ulgową, wynoszącą jedynie 7 euro. To natomiast jawna forma cenowej dyskryminacji ze względu na narodowość, całkowicie zabronionej w Unii Europejskiej. Nie wspominając już o fakcie, że mamy tutaj do czynienia z jakąś dziwną, państwowo-prywatną kooperacją, w ramach której urzędnicy dosłownie zmusili przewoźników do płacenia za prywatną usługę. Dlatego już w czerwcu „UNTRR” zaapelowało do Komisji Europejskiej o zbadanie sprawy tego parkingu.

Jakby tego było, po wjechaniu na parking opóźnienia się nie kończą. Zdarzają się bowiem sytuację, gdy przymusowy postój trwa ponad dobę, a w momencie wezwania na granicę natychmiast stajemy w jeszcze jednej kolejce. Samo opuszczenie parkingowej rajki może nam zająć godzinę lub dwie, a po tym można nawet przez kika godzin podjeżdżać między parkingiem a terminalem. Za to w samym terminalu spotkamy ekipę celników, która jest stanowczo zbyt mała w stosunku do ilości ciężarówek, ale za to „słynie” ze swojej dokładności. Do tego stopnia, że niemal przy każdej kontroli znajdzie jakiś „problem” i będzie sugerowała drobną „opłatę” za jego rozwiązanie. Tutaj może się też kryć przyczyna całych opóźnień, a przy okazji cofa nas to do informacji ze wstępu. Przypominam bowiem, że to właśnie korupcja jest wymieniana jako jedna z głównych przyczyn weta dla rozszerzenia strefy Schengen (składanego głównie przez kraje zachodnie).

Omawiany parking widziany z powietrza: