Scania 124L 420 Topline, jako „low deck” z rodzinną historią – Sesja Miesiąca 01/23

Witam w kolejnym artykule z serii „Sesja Miesiąca”, przygotowanym we współpracy z fotografem Heńkiem Anielskim (Ciężarówki w obiektywie spottera). Heniek co miesiąc rusza w Polskę, wykonuje sesję wyjątkowej ciężarówki i zbiera na jej temat najciekawsze informacje. W ten sposób powstają opisy samochodów zmodyfikowanych lub zabytkowych, często łączące się z historiami ich użytkowników. Cały projekt realizowany jest już od dwóch lat, a wszystkie dotychczasowe teksty z tej serii znajdziecie pod tym linkiem. Tymczasem przechodzimy do kolejnego odcinka, który pozwolę sobie rozpocząć od pewnej anegdoty.

Wysłuchując ostatnio prezentacji jednego z dyrektorów marki Scania, usłyszałem mało znaną i zaskakującą historię. Otóż szwedzki producent do dzisiaj wspomina serię 4 jako problematyczny model, który ujawnił szereg uchybień jakościowych. Istniała obawa, że seria 4 położy się cieniem na całym wizerunku marki i by ratować tę sytuację, firma nie tylko modyfikowała sam pojazd, ale też musiała wprowadzać nowe metody kontroli jakościowych. Tymczasem sami użytkownicy zapamiętali „czwórkę” wyraźnie inaczej. Dzisiaj, po 28 latach od rynkowej premiery, ciężarówka zaczyna już bowiem drożeć, wielu kierowców darzy ją wielkim sentymentem, a część przewoźników wręcz powraca do eksploatacji tego modelu. Dlatego już po raz kolejny w tej serii artykułów przyjrzymy się opowieści związanej właśnie z tą ciężarówką. Konkretnie wystąpi w niej Scania 124L 420 Topline z 2004 roku, która mocno wyróżnia się na tle innych egzemplarzy.

Na samym wstępie trzeba podkreślić, że mamy tutaj do czynienia z rzadko spotykaną konfiguracją, która miała naprawdę niewielkie szanse na przetrwanie. Nie jest to bowiem kolejny ciągnik z „V-ósemką”, jakie zwykle skupowane są przez miłośników, lecz sześciocylindrowy „low deck”, czyli egzemplarz z niskim siodłem i w pełni pneumatycznym zawieszeniem, fabrycznie przystosowany do ciągania naczep typu mega. W 2004 roku, gdy omawiany egzemplarz wyjechał z fabryki, takie konfiguracje nadal były rzadkością. W końcu pierwsze egzemplarze tego typu naczep pokazano ledwie 14 lat wcześniej. Faktem też jest, że niskopodwoziowe ciągniki długo były kojarzone wyłącznie z największymi lub specjalistycznymi flotami. I dlatego też tak niewiele wczesnych „low decków” doczekało się zaawansowanego wieku. Temu zielonemu egzemplarzowi jednak się udało i od trzech lat otrzymuje on nowe życie, z każdym miesiącem wyglądając co raz lepiej.

Prezentowana ciężarówka nie tylko została odnowiona, ale też otrzymała modyfikacje o wyróżniającym się charakterze. Podczas gdy wszędzie wokół rządzi moda na klasykę, którą przywiało do nas z Danii oraz Holandii, w tym samochodzie połączono to też z wyraźną kuracją unowocześniającą. Wprawne oko od razu dostrzeże reflektory, lusterka oraz fotele nowszej generacji, pochodzące już ze Scanii serii R. Podobne pochodzenie mają też osłony międzyosiowe, nie tylko nowocześniejsze od tych z serii 4, ale też znacznie bardziej rozbudowane. Najciekawszym dodatkiem jest natomiast spojler dachowy, pochodzący ze Scanii serii R Highline poprzedniej generacji, a więc tej o średnim podwyższeniu dachu. Można powiedzieć, że montaż tak dużego spojlera na kabinie typu Topline był pomysłem na wzór skandynawski, wszak właśnie w tamtej części Europy ciężarówki mają zwykle 4,5 metra wysokości. Niemniej w prezentowanym egzemplarzu nie skutkowało to przekroczeniem nawet 4 metrów, jako że seria 4 generalnie była niższa od R-ki, a ponadto jest to przecież „low deck”, a więc samochód z założenia bardzo niski. To swoją drogą też oznacza, że na wspomniane osłony boczne trzeba bardzo uważać.

Wszystkie te nowsze elementy zaskakująco dobrze zgrały się z sylwetką 19-letniego ciągnika. Część zmian miała też wymiar praktyczny, wszak duży spojler idealnie pasuje do naczepy typu mega, skórzany fotel kierowcy jest w bardzo bogatym wariancie, a nowe reflektory zapewniają lepsza jakość światła, już dzięki żarówkom typu H7. Choć trzeba też przyznać, że montaż wielu tych elementów nie był sprawą prostą, wymagając przerabiania mocowań. Wszystko to stało się więc częścią szerzej zakrojonych prac, które przeprowadzono tuż po zakupie i które trwały mniej więcej trzy miesiące. Wtedy to nadwozie otrzymało swój obecny, zielony lakier, a ramę wraz z piastami i osprzętem pokryła klasyczna czerwień. Dla kontrastu dołożono też srebrne lub chromowane dodatki, jak oklejenie, logo marki, czy osłona przeciwsłoneczna. Poza tym prace lakiernicze odbyły się także we wnętrzu, gdzie deskę rozdzielczą i górne schowki przemalowano na beżowo, uzupełniają to z brązową, pikowaną tapicerką. Deska rozdzielcza ma też na sobie imitację drewna, tuż obok znajduje się drążek do manualnej zmiany biegów, a klasyczny charakter uzupełnia akcesoryjna, drewniana kierownica, we wzorze który niegdyś był bardzo modny przy modyfikowaniu Scanii serii 4.

Co działo się w tym czasie z układem napędowym? O ile od strony blacharsko-lakierniczej prace były już konieczne, to od strony technicznej wystarczyła wymiana materiałów eksploatacyjnych. Poza tym, pomimo przebiegu blisko 2 milionów kilometrów, silnik nigdy nie był otwierany i pozostaje w bardzo dobrej kondycji. Z ładunkami do 10 ton spala po 25-26 litrów, przy pełnym obciążeniu mieści się w 30 litrach, a jako że jest to jednostka Euro 3, to nie wymaga płynu AdBlue i nie wykazuje związanych z nim usterek. To też sprawia, że eksploatacja 2-milionowej „czwórki” bywa mniej problematyczna niż w przypadku nowszych Scanii, pracujących w tej samej firmie. Choć, jak zapowiada właściciel ciągnika, w planach jest już wymiana jednostki napędowej, 12-litrową, 6-cylindrową rzędówkę zastępując 16-litrowym, 580-konnym silnikiem widlastym, najmocniejszym jaki występował w tej generacji. Z niskim podwoziem typu „low deck” byłoby to unikalne połączenie.

A skoro już wspomniałem o właścicielu, to dochodzimy do najważniejszej części tekstu, czyli przedstawienia osób, które za tym wszystkim stoją. Jest to historia o ogromnym, rodzinnym zamiłowaniu do ciężarówek, choć niestety pojawi się też przy tym tragiczny rozdział. Zacząć trzeba bowiem od osoby Pawła Misiaka, który w 2017 roku, zaraz po ukończeniu szkoły, postanowił założyć działalność transportową o nazwie Paw Glob. Było to spełnienie jego marzeń o własnej ciężarówce, snutych tak naprawdę już od dzieciństwa. Krótko później do Pawła dołączył też brat, Piotr Misiak, mający podobne zamiłowanie do ciężkiej motoryzacji. Omawiana Scania była więc wspólnym zakupem obu braci, we wszystkich pracach uczestniczyli oni osobiście, a niezbędnej pomocy udzielił im ojciec, Wojciech Misiak, prowadzący zakład lakierniczy dla samochodów ciężarowych. I tak wspólna realizacja marzeń trwałaby zapewne do dzisiaj, gdyby nie tragiczna śmierć Pawła w maju 2022 roku, na autostradzie A4 pod Wrocławiem. To zdarzenie tak naprawdę do dzisiaj niewyjaśnione, na pierwszy rzut oka wyglądające na zupełnie niegroźne wpadnięcie zestawem do rowu.

Dzisiaj Piotr prowadzi więc firmę w pojedynkę, dokładając wszelkich starań, by kontynuować dzieło rozpoczęte przez brata. Nie tylko prowadzi on dalsze prace nad omawianą Scanią serii 4, ale też każdego dnia przewozi nią krajowe ładunki i zarządza pracą czterech kolejnych zestawów. Te ostatnie to również samochody marki Scania, choć już z wyraźnie nowszych roczników. Sam Piotr jednak zapowiada, że naszej dzisiejszej bohaterki na nic nowszego nie zamierza wymienić. Będzie trzymał ten samochód tak długo, aż będzie on pełnoprawnym klasykiem. Już dzisiaj zielona „czwórka” ma jednak przykuwać duża uwagę na drodze, więc ewidentnie zmierza już we właściwym kierunku.

Pełna sesja zdjęciowa: