Jeszcze jedno narzędzie do usuwania lodu z naczep – to projekt polskiego przewoźnika

Zima za pasem, a mandaty za nieoczyszczony dach wzrosły nawet sześciokrotnie. Dlatego już po raz trzeci w tym tygodniu przejdę do tematu lodu zbierającego się na ciężarówkach.

Uwzględniając tempo budowy ramp do odladzania, obiekty tego typu zostaną spopularyzowane jakoś w przyszłym… stuleciu. Wygląda więc na to, że kierowcy po prostu skazani są na odladzanie swoich pojazdów z poziomu gruntu. Tymczasem na rynku, bez większego rozgłosu, pojawiło się kolejne narzędzie do wykonywania tej czynności. Jest to produkt polski, zrodzony w rodzinnej firmie transportowej spod Bydgoszczy, gdzie przed wdrożeniem do sprzedaży poddawano go też praktycznym testom. Swoją drogą, to już samo w sobie brzmi jak niezła rekomendacja.

Głównym elementem całego rozwiązania jest teleskopowy wysięgnik, regulowany w zakresie od 220 do 330 centymetrów. Na końcu wysięgnika znajduje się łamane, blokowane w dwóch miejscach ramię, natomiast jego zwieńczeniem jest sztywna ściągaczka, bezpośrednio odpowiedzialna za usuwanie śniegu lub lodu. Co też ważne, całe urządzenie przystosowane jest do składania, więc na czas przejazdu można je łatwo przechować. Zmieści się ono między innymi za naczepą kabiny, na przedniej ścianie naczepy, na wewnętrznej stronie drzwi naczepowych, czy po prostu w skrzyni na palety. Poza tym łączenie wysięgnika z ramieniem jest na tyle szerokie i solidne, że można wykorzystać je do uderzania w dach od środka, wstępnie oczyszczając go i łamiąc lód.

Składanie urządzenia:

Nagrania przy pracy:

Sam producent twierdzi, że Truck Scraper – bo tak nazywa się to urządzenie – skutecznie ściąga z dachu nie tylko lekki śnieg, ale też niebezpieczne tafle lodu. Jeśli natomiast uwzględnimy fizyczną zasadę dźwigni i sztywne zakończenie skrobaczki, faktycznie wydaje się to możliwe. Na nagraniach z testów zresztą widać, jak fragmenty lodu spadają z naczepy. Choć trzeba też przyznać, że praca z tym urządzeniem nie zapowiada się niestety na „spacerek”. W stosunku do długości naczepy, ściągaczka jest bowiem po prostu bardzo wąska i praca z nią może wymagać dobrych kilkudziesięciu pociągnięć, wykonywanych od obu stron zestawu. Z drugiej strony, to też może sprzyjać skuteczności, gdyż wąskie urządzenie lepiej wpasuje się we wgłębienia dachu, mające porównywalną szerokość.

Dla przypomnienia dodam, że dotychczas prezentowałem dwa inne urządzenia do tego samego celu. Ich zamysł był generalnie podobny, choć wykonanie zupełnie inne, w jednym przypadku bazując na miotle i desce z naczepy, w drugim na dmuchanym rękawie. Gdyby więc ktoś szukał porównania, od razu zamieszczam linki: Deska z naczepy i miotła uliczna jako prostszy sposób na usuwanie lodu z dachów oraz Lód spadł z naczepy na auto osobowe – czy dmuchana ściągaczka mogłaby pomóc?