Jelcz 642 w ciężkim użytku na lokalnych drogach – Polskie Ciężarówki 06/23

Po dłuższej przerwie witam w kolejnym artykule z serii „Polskie Ciężarówki”, przygotowywanej przy współpracy z fotografem Heńkiem Anielskim (Ciężarówki w obiektywie spottera). Skupiamy się tutaj wyłącznie na produktach polskiego przemysłu motoryzacyjnego, przedstawiając je na sesjach zdjęciowych i opisując historie ich właścicieli. Wszystko po to, by uchronić te pojazdy przed zbyt wczesnym zapomnieniem. Dotychczasowe artykuły z tej serii znajdziecie pod tym linkiem, a kolejnych kandydatów do sesji możecie zgłaszać pod adresem [email protected].

Ciężarówka z dzisiejszej sesji nie jest zabytkiem przygotowanym z myślą o hobbystycznych celach. Zamiast tego mamy tutaj pojazd normalnie pracujący i wykonujący stosunkowo ciężkie zadania. Jest to bowiem jeden z nielicznych Jelczy 642, jakie spotkamy jeszcze w transporcie ładunków sypkich, a nawet w przewozie maszyn budowlanych. Jak też przyznaje sam właściciel, Paweł Kania z Piątkowiska pod Pabianicami, zakup Jelcza był tutaj raczej przypadkiem niż konkretnym planem. Po prostu trafił mu się zadbany egzemplarz od pierwszego właściciela, pamiętającego jeszcze osobisty odbiór z fabryki, dokonany w 1997 roku. Pojazd miał też właściwą konfigurację i odpowiednie zabudowy, a ponadto przekonywał Pawła swoim klasycznym charakterem.

Cała historia jest o tyle ciekawa, że Paweł dokonał tego zakupu w 2015 roku, samemu mając wówczas 24 lata i będąc ledwie o sześć lat młodszym od Jelcza. Był to też jego pierwszy ciężarowy zakup, mający posłużyć do rozszerzenia prowadzonej już działalności. Mowa tutaj o gospodarstwie rolnym, transporcie ładunków sypkich, a także wykonywaniu prac ziemnych. Dlatego jak znalazł było podwozie 6×4 z trójstronną wywrotką marki Skibicki, a także samowyładowczą przyczepą na bliźniakach i obrotnicy. Poza tym młody przedsiębiorca zorganizował dla Jelcza jeszcze jedną przyczepę, mianowicie trzyosiową platformę z najazdami.

W sezonie wywrotki najczęściej służą do przewozu rzepaku, pszenicy lub kukurydzy. Poza sezonem Jelcz wozi głównie gruz lub ziemię, a na wspomnianej platformie pojawia się koparka kołowa marki Caterpillar. 26-letnia ciężarówka naprawdę ma przy tym co robić, tym bardziej, że napędza ją słabszy, 240-konny wariant mieleckiego silnika. To 11,1-litrowa konstrukcja wywodząca się z licencji Leylanda, mająca już turbodoładowanie oraz skrzynię biegów z “połówkami”. Za to kabina jest krótkim wariantem pozbawionym sypialni, co w pełni wystarcza w pracy wykonywanej przez Pawła.

W momencie zakupu, w 2015 roku Jelcz miał zaledwie 115 tys. kilometrów przebiegu. Dzisiaj, po ośmiu latach, stan licznika zwiększył się do 165 tysięcy. To dobitnie pokazuje, że pojazd praktycznie od nowości kręci się tylko “wokół komina”. W momencie zakupu ciężarówka miała też być w naprawdę świetnym, niemal nowym stanie, a w czasie eksploatacji u Pawła wymagała wymiany uszczelki pod głowicą oraz regeneracji pompy wtryskowej. Niemniej właściciel ogólnie chwali ciężarówkę, mówiąc o prostej oraz wytrzymałej konstrukcji. Poza tym twierdzi, że to samochód z duszą, co też ma dla niego znaczenie.

Na koniec kilka słów należy się o wyposażeniu pojazdu, wszak to rzadka okazja, by zobaczyć co oferował taki Jelcz w 1997 roku, a więc u schyłku produkcji tej marki na cele cywilne. Tutaj wymienić można dwa fotele pneumatyczne, hamulec górski, szyberdach, podgrzewane lusterka, wspomaganie kierowcy, a także oryginalne ogrzewanie postojowe, z wylotem na tunelu silnika. Wszystko to zamknięto w odchylanym nadwoziu, wywodzącym się jeszcze z początku lat 70-tych i na przestrzeni lat przechodzącym tylko niewielkie modernizacje. W tej sesji możecie to porównać z dzienną kabiną z rocznika 1989, podczas gdy w tej sesji zobaczycie wariant sypialny z 1998 roku.

Pełna sesja zdjęciowa: