Odnowiony Jelcz 325 w firmie założonej już w 1981 roku – Polskie Ciężarówki 04/23

Po dłuższej przerwie witam w kolejnym artykule z serii „Polskie Ciężarówki”, przygotowywanej przy współpracy z fotografem Heńkiem Anielskim (Ciężarówki w obiektywie spottera). Skupiamy się tutaj wyłącznie na produktach polskiego przemysłu motoryzacyjnego, przedstawiając je na sesjach zdjęciowych i opisując historie ich użytkowników. Wszystko po to, by uchronić te pojazdy przed zbyt wczesnym zapomnieniem. Wszystkie dotychczasowe artykuły z tej serii znajdziecie pod tym linkiem, kolejnych kandydatów do sesji możecie zgłaszać pod adres [email protected], a tymczasem przechodzimy do naszego dzisiejszego bohatera, którym jest Jelcz 325 z 1987 roku.

Właścicielem prezentowanej ciężarówki okazuje się Henryk Durkiewicz, 73-latek z Konina mający wyjątkowo długie doświadczenie w branży transportowej. Swoją pierwszą ciężarówkę zakupił on już w 1980 roku, gdy prywatne firmy przewozowe były w naszym kraju ogromną rzadkością, a pozyskanie nowego pojazdu pozostawało w granicach marzeń. Z tego też powodu swojego pierwszego Jelcza Henryk znalazł dosłownie na złomowisku, w postaci całkowicie wyeksploatowanego egzemplarza modelu 315. Zaraz po zakupie pojazd ten trafił do remontu w Państwowym Ośrodku Maszynowym w Środzie Wielkopolskiej, wyjeżdżając stamtąd już w 1981 roku. Wtedy też właściciel ciężarówki uzyskał oficjalną koncesję na wykonywanie transportu, a na drzwi Jelcza trafiło oznaczenie „Usługi Transportowe nr 17, Henryk Durkiewicz”.

Przez kolejne cztery dekady oczywiście bardzo wiele się działo. Koninianin kupował kolejne Jelcze, następnie pojawiły się też ciężarówki zagranicznych marek, a w międzyczasie jego firma zmieniła nazwę oraz profil działalności. Od 1991 roku działa jako Przedsiębiorstwo Handlowo Usługowe Tojan Henryk Durkiewicz, natomiast transport zaczął się łączyć ze sprzedażą węgla oraz opału. Co jednak ciekawe, nadal można tam spotkać klasycznego Jelcza serii 300, który nosi na drzwiach dawne oznaczenia, te z numerem „17”. To właśnie ta ciężarówka, która stała się bohaterem naszej dzisiejszej sesji. Nie jest to jednak ten sam egzemplarz, którego 43 lata temu udało się wyrwać ze złomowiska, lecz jego wyraźnie nowszy brat, zakupiony już współcześnie, z myślą o odrestaurowaniu i upodobnieniu do protoplasty.

Szukając bazy dla tego projektu, Henryk trafił na Jelcza 325 z 1987 roku. W czasach nowości ciężarówka ta należała do Komendy Wojewódzkiej Milicji w Poznaniu, następnie trafiła w ręce prywatne, a do czasów dzisiejszych dotarła niestety w zdewastowanym, niekompletnym stanie. Gdy więc pojazd został odkupiony z myślą o remoncie, rozpoczął się naprawdę czasochłonny proces, ostatecznie trwający około roku. Właściciel zlecił przy tym zarówno prace mechaniczne, jak i lakiernicze, samemu regularnie zaglądając do warsztatów, służąc doradztwem oraz doświadczeniem. Osobiście dostarczył też wiele części zamiennych, posiadanych jeszcze z czasów codziennej eksploatacji Jelczy. Wraz z bratem Stanisławem, niegdyś zawodowym mechanikiem, zebrał ich wręcz tak dużo, że w czasie tego remontu nie musiał poszukiwać żadnych elementów nowych.

Jak już wspomniałem, odrestaurowywana ciężarówka miała przypominać pierwszy firmowy pojazd z lat 80-tych. Henryk zdecydował się więc na otwartą skrzynię ładunkową z burtami, taka samo, jak zrobił to cztery dekady temu. Na drzwiach odwzorował też dawne oznaczenia firmowe, jeszcze czasów, gdy prywatne firmy transportowe były numerowane, z uwagi na ich niewielką ilość. Dodatkowym smaczkiem stały się też naklejki na kabinie sypialnej, z historycznymi oznaczeniami krajów byłego bloku wschodniego. Znajdziemy tam „DDR” z Niemiec Wschodnich, „YU” z Jugosławii, „CS” z Czechosłowacji” oraz niestosowane już „R” z Rumunii. A skoro już o sypialni mowa, to warto zajrzeć do jej wnętrza. Pomimo gruntownego odnowienia pojazdu, udało się tam bowiem zachować naprawdę klasyczny klimat. Tworzy go w pełni oryginalne wyposażenie, z łóżkiem pokrytym sztuczną skórą i niskimi fotelami o modnych niegdyś pokrowcach. Tutaj od razu też podkreślę słowa Henryka – w latach 80-tych praca w takiej kabinie była dla wielu polskich kierowców prawdziwym marzeniem. W ruchu krajowym niewiele było bowiem maszyn lepszych od Jelcza serii 300.

Nieoryginalne elementy kabiny mieszczą się w czterech słowach. To dodatkowe lusterko po prawej stronie oraz dodatkowe ogrzewanie. To pierwsze, niczym w ciężarówkach współczesnych, ogranicza „martwe pole” przy zmianach pasa lub manewrowaniu. Nie muszę chyba tłumaczyć, że w roczniku 1987 coś takiego nie było wymagane. Za to dodatkowe ogrzewanie ma istotny wpływ na zwiększenie komfortu, jako że właśnie kiepski system grzewczy miał być jedną z wad tego modelu. Jako inne słabości Henryk wskazał też kiepską dynamikę 11,1-litrowego, 200-konnego silnika bez turbodoładowania, zbyt duży hałas przedostający się do wnętrza oraz zacinanie się jedynki lub biegu wstecznego. Z tym jednak zastrzeżeniem, że to pięty achillesowe znane głównie z przeszłości, z okresu codziennej eksploatacji. W wyremontowanym egzemplarzu problemy ze skrzynią nie występują, a wszelkie przejazdy mają już charakter hobbystyczny, bez obciążenia, więc też bez obaw o dynamikę. Od powrotu na drogi Jelcz przejechał jakieś 1000 kilometrów, a najdłuższa trasa prowadziła z Konina na zlot w Jelczu-Laskowicach, odbywając się bez żadnego zarzutu. Łączny przebieg pojazdu nie jest znany, gdyż licznik był wymieniany.

Na zakończenie całej historii należy się też wzmianka o trzech innych samochodach. To Żuk, Warszawa oraz Syrena, do których Jelcz dołączył jako kolejny element kolekcji, tworzonej przez Henryka wspólnie z synem Januszem. Wszystkie te pojazdy są pieczołowicie odrestaurowane i mają stanowić prawdziwy pomnik dawnej polskiej motoryzacji. Niewykluczone też, że kolekcja będzie ulegała powiększeniu, jako że jej właściciele już myślą o kolejnych pojazdach, chcąc odrestaurować je oraz zachować dla potomnych. A przy okazji pojawia się też pewna ciekawostka, pokazując jak Jelcz serii 300 wypadał na tle innych produktów z naszego kraju. Gdy bowiem zapytałem Henryka, czy Jelcz serii 300 wydawał się najbardziej dopracowanym samochodem z tej czwórki, odpowiedź była żadnego wahania była twierdząca.

Pełna sesja zdjęciowa: