Polski kierowca ciężarówki deportowany za nielegalny przejazd do pracy w Anglii

W nawiązaniu do tekstu oraz jednego z komentarzy:

Żołnierze przy dostawach do sklepów i nagrody dla kierowców bohaterów – pomysły z UK

To nie będzie kolejny wpis o próbach ściągnięcia przez Brytyjczyków kierowców. Zamiast tego pojawi się historia polskiego kierowcy, który chciał w Wielkiej Brytanii pracować, ale został deportowany, a nawet odbył krótki pobyt w areszcie.

Jakub widział wiele informacji o tym, jak bardzo Brytyjczycy potrzebują kierowców ciężarówek. Przez sześć lat pracował już u tamtejszych przewoźników, a jednocześnie nie był zadowolony z powrotu na polski rynek pracy. Zdecydował się więc na kolejny wyjazd, wsiadając do samolotu w ubiegły poniedziałek.

Do wyjazdu trzeba było się oczywiście odpowiednio przygotować. Jakub zakończył umowę wynajmu mieszkania, sprzedał samochód, zdalnie odbył rozmowy z trzema potencjalnymi pracodawcami, a także rozpoczął starania o status osoby osiedlonej (Settled Status). Taki status można uzyskać do końca czerwca bieżącego roku, o ile jest się obywatelem kraju unijnego i spędziło w Wielkiej Brytanii co najmniej pięć lat z rzędu. A dzięki temu nie trzeba starać się o normalną wizę pracowniczą, pozostając w kraju na uproszczonych zasadach.

Jakub otworzył wniosek o uzyskanie takiego statusu, przekazując zdjęcie swojego paszportu w sposób elektroniczny. To oficjalna forma, wskazana na brytyjskiej stronie rządowej. By natomiast tę sprawę sfinalizować, trzeba było jeszcze dostarczyć paszport w sposób fizyczny, wysyłając go do urzędu. To Jakub zmierzał już jednak zrobić z Wielkiej Brytanii, zgodnie z procedurami przysługującymi osobom z krajów unijnych.

I tutaj zaczęły się problemy. Po dotarciu na lotnisko w Doncaster, w poniedziałek 14 czerwca, Jakub został zapytany o cel wjazdu do kraju. Odpowiedział zgodnie z prawdą – chce pracować jako kierowca ciężarówki, korzystając ze statusu osoby osiedlonej. Wspomniał o otwarciu wniosku o taki status i przedstawił uprawnienia.

Choć do końca czerwca – a więc do końca przyznawania statusów osób osiedlonych – zostały wówczas ponad dwa tygodnie, urzędnik oczekiwał od Jakuba w pełni wydanego statusu lub normalnej wizy pracowniczej. Wizy, o którą trzeba wnioskować z wielotygodniowym wyprzedzeniem, uprzednio płacąc za wniosek od 3 do 7 tysięcy złotych.

Żadne tłumaczenia nie pomogły, a brytyjski funkcjonariusz najwyraźniej dostrzegł w polskim kierowcy nielegalnego imigranta zarobkowego. Jakubowi odebrano dokumenty, a nawet spędził on kilka godzin w areszcie. W międzyczasie podjęto decyzję o deportowaniu, wyznaczonym na niedzielny wieczór, 20 czerwca. Jedyna dobra wiadomość była taka, że do tego czasu Jakub mógł przebywać u rodziny, pod adresem wskazanym w koronawirusowym formularzu przyjazdowym. Gdyby takiej możliwości nie miał, mógłby wręcz trafić do ośrodka dla obcokrajowców.

W ciągu tygodniowego oczekiwania na deportację, Jakub szukał najróżniejszej pomocy. Nie pomogła niestety polska ambasada, gdyż nie uznano tego za typową sprawę konsularną. Za to udało się zainteresować sprawą media, w tym ogólnokrajowy dziennik „The Guardian”. Gazeta zaangażowała swoją prawniczkę, by ta przeanalizowała sytuację polskiego kierowcy. To potwierdziło, że przyjazd do kraju był w pełni zgodny z procedurami, a urzędnik na lotnisku najwyraźniej popełnił błąd w interpretacji przepisów.

Problem jednak w tym, że decyzja o deportacji została już oficjalnie wstawiona. Unieważnienie takiego dokumentu nie jest zaś sprawą łatwą, gdyż wielu urzędników będzie obawiało się podważenia wydanego już dokumentu. Nie wystarczyło więc czasu, by rozwiązać tę sprawę do niedzielnego wieczora. Nie pomogła też ostatnia rozmowa z urzędnikami, na lotnisku, tuż przed odlotem. Dla nich sprawa była prosta – deportacja to deportacja, analiza dokumentów ich nie interesuje, a ewentualna zmiana decyzji może odbyć się poprzez oficjalne odwołanie, już z terytorium Polski.

I tak wczoraj późnym wieczorem Jakub wylądował na lotnisku w Gdańsku. Za sobą ma zmarnowany tydzień, niepotrzebnie poniesione wydatki i traumatyczne starcie z urzędnikami. Co natomiast znajduje się przed nim? Zdaniem prawniczki, jest niemal pewne, że sprawa zostanie wyjaśniona, a Jakub uzyska status osoby osiedlonej, pozwalający na przyjazd do pracy. Niemniej niesmak na pewno pozostanie, zwłaszcza widząc doniesienia o rozpaczliwym braku kierowców w Wielkiej Brytanii.