Zapłacił 220 tys. funtów za Volvo FH16 750 w wyjątkowej wersji, wydanej na brytyjski jubileusz marki

volvo_fh16_220_tysiecy_funtow

Volvo FH16 750 Globetrotter XL jest pojazdem wyjątkowo drogim. Niemniej nawet w przypadku tego modelu kwota 220 tys. funtów jest zupełnie abstrakcyjna, wystarczając na kupienie nawet dwóch egzemplarzy. Co nie przeszkodziło pewnemu brytyjskiemu przewoźnikowi w wydaniu tej kwoty na ciężarówkę tylko jedną…

Chris Slowey, będący dyrektorem firmy Manfreight, wylicytował swoje nowe Volvo przy okazji charytatywnej aukcji. Volvo Trucks zorganizowało to wydarzenie, aby uczcić 50-lecie swojej działalności na brytyjskim rynku. Z tego samego zresztą powodu licytowane FH16 zostało ozdobione malunkami swoich poprzedników, przypominających o historii marki na Wyspach. Na tylnej ścianie tego pojazdu pojawiły się nawet wizerunki pierwszych brytyjskich importerów tych ciężarówek, którzy działali na początku pod nazwą Ailsa Trucks.

Co natomiast z wymiarem charytatywnym? Polegał on na tym, że Volvo Trucks zamierzało policzyć za jubileuszowy ciągnik 100 tys. funtów, a cała reszta miała trafić do wybranej organizacji. Ostatecznie okazało się to być 120 tys. funtów, jako że Chris Slowey z Manfreight wygrał licytację z ofertą okrągłych 220 tys. funtów. Za tę kwotę otrzymał on opisywane Volvo, tablicę rejestracyjną FH16 ONE, a także prawo wyboru organizacji charytatywnej, do której trafi cały zysk. Wskazał on przy tym na fundację poszukującą leku na mukowiscydozę, tłumacząc, że będzie to hołd dla jego zmarłej sześć lat temu siostry.

volvo_f86_wielka_brytania

Dla przypomnienia, trochę historii:

Kiedy w 1967 roku Szwedzi postanowili otworzyć oficjalne przedstawicielstwo na terenie Wielkiej Brytanii, do sprzedaży na tamtejszym rynku wybrano początkowo tylko jeden model – Volvo F86 o układzie osi 4×2, które mogło tworzyć 32-tonowe zestawy (nad zdjęciem). Pojazd ten miał raczej niewielką kabinę, zaś pod nią pracował 6,7-litrowy silnik o mocy zaledwie 170 KM, co jednak nie przeszkadzało Brytyjczykom wysyłać go także w wielotygodniowe trasy z Europy na Bliski Wschód. Auto to zresztą bardzo szybko przyjęło się na wyspiarskim rynku i było jedną z tych maszyn, które bezpośrednio przyczyniły się do upadku brytyjskich producentów ciężarówek, sprzedając się w aż 11 tys. egzemplarzy. Dzisiaj jest to tam oczywiście samochód naprawdę kultowy.

Z dlaczego Brytyjczycy tak szybko docenili F86? Wszystko to tłumaczy poniższy fragment tekstu Jak upadli wszyscy brytyjscy producenci ciężarówek, czyli historia zniknięcia z rynku kilkunastu marek:

W latach 60-tych, kiedy do Wielkiej Brytanii docierały pierwsze większe ilości zagranicznych ciężarówek, okazało się, że produkty krajowe są po prostu przestarzałe, beznadziejne jakościowo i kompletnie niekonkurencyjne. Świetnie potwierdza to autor książki „Not all Sunshine and Sand”, brytyjski kierowca Paul Rowlands, który opisuje w swoim dziele drogowe przygody z przełomu lat 60- i 70-tych. Pozwoliłem sobie przetłumaczyć dłuższy fragment jego wspomnień, opisujący własnie dotarcie do Wielkiej Brytanii konstrukcji z zagranicy:

To był czas wielkich zmian w transporcie. Stare czasy odchodziły, a nadchodziły zupełnie nowe. […]

Ciężarówki brytyjskiej produkcji miały „niezawodną” mechanikę oraz kabiny skonstruowane z myślą o potrzebach przewoźników. Co natomiast z kierowcą?

Klimatyzacja była gwarantowana przez nadwozie ze szparami i dziury w podłodze, przez które do środka wprowadzono pedały. W niektórych ciężarówkach można było nawet zobaczyć asfalt umykający pod naszymi stopami, gdyż dziura pod nimi była tak duża. Siedzisko było pokrytym materiałem kawałkiem gąbki na odrobinie sklejki, służącej często też za pokrywę akumulatora. Oparcie było kolejnym kawałkiem materiału na odrobinie gąbki, przykręconym dodatkowo do ściany kabiny.

Ogromny silnik nie miał praktycznie żadnej izolacji dźwiękowej, był zaraz pod twoją prawą ręką i gdybyś nie położył na niego pięćdziesięciu koców podarowanych przez żonę lub mamę to wszyscy bylibyśmy głusi… przepraszam, cierpielibyśmy na szumy uszne. Czasami, jadąc w dużym mrozie, dwadzieścia z tych koców używałeś też do przykrycia nóg, żeby zdołać utrzymać je na pedałach.

„Ależ kierowco, ogrzewanie? Masz przecież silnik, który cię ogrzeje. To praca dla prawdziwych mężczyzn, jeśli ci się nie podoba, to tam są drzwi” – brzmiała najczęściej odpowiedź na pretensje.

Transport drogowy odchodził od epoki kamienia łupanego. Przechodziliśmy z ciężarówek brytyjskich takich marek, takich jak ACE, Atkinson i ERF z silnikami Leyland lub Gardner, do świetnie wyposażonych, cywilizowanych ciężarówek z Europy z prawdziwym ogrzewaniem, biegami zmieniającymi się niczym w autach osobowych, cichymi silnikami i egzotycznymi nazwami jak na przykład Scania, Volvo i Mercedes.