Na zdjęciu: MAN TGX 18.640 D38 w zestawie EMS z firmy Disfrimur
Hiszpański rząd opublikował nowe rozporządzenie w sprawie 32-metrowych, 72-tonowych zestawów, nazywanych w tym kraju EMS i zwykle składających się z ciągnika oraz dwóch naczep. Dokument ma na celu ustandaryzowanie ruchu tych pojazdów i narzucenie im konkretniejszych wymogów technicznych, a przy okazji pojawiła się też silnikowa ciekawostka.
Część z zapisów nowego rozporządzenia może wydawać się oczywista. Mamy tam między innymi informacje o konieczności stosowania sprzęgów oraz siodeł o odpowiedniej wytrzymałości, pomarańczowego oświetlenia ostrzegawczego, a także określonych systemów elektronicznych, takich jak automatyczny hamulec awaryjny lub system pilnowania pasa ruchu.
Są też zapisy bardziej specyficzne, jak te odnoszące się do warunków pogodowych oraz drogowych. To między innymi stwierdzenie, że zestaw typu EMS musi jak najszybciej opuścić drogę, jeśli widoczność spadnie poniżej 150 metrów. Nie może się poruszać po wydaniu oficjalnych ostrzeżeń pogodowych, dotyczących wiatru lub opadów. Zestawy załadowane muszą zatrzymać się przy ostrzeżeniach czerwonych (najpoważniejszych), a zestawy puste już przy ostrzeżeniach pomarańczowych (umiarkowanych). Poza tym zestawy typu EMS nie mogą wyprzedzać na podjazdach o pochyleniu powyżej 4 procent, na wiaduktach dłuższych niż 150 metrów oraz w tunelach.
A teraz rzecz najciekawsza, czyli wymogi silnikowe. Hiszpanie podeszli do tego tematu znacznie bardziej wymagająco niż Finowie lub Szwedzi, ewidentnie oczekując, by pod względem dynamiki na terenach górskich zestawy typu EMS nie odbiegały od standardowych, pojedynczych konfiguracji. W nowym rozporządzeniu pojawił się bowiem wymóg, by na każdą tonę dopuszczalnej masy całkowitej przypadała moc co najmniej 5 kW (6,8 KM). Uwzględniając 72-tonowe DMC, oznaczałoby to moc co najmniej 490 KM. Jeśli jednak pojazd będzie poruszał się po trasach z podjazdami bardziej stromymi niż 5%, mającymi więcej niż 1 kilometr długości – a o to w Hiszpanii nietrudno – współczynnik musi wzrosnąć do co najmniej 6 kW (8,16 KM) na tonę. To z kolei oznacza, że ciągnik w 72-tonowym zestawie musi mieć co najmniej 588 KM. Automatycznie zawęża to wybór do pojazdów wyłącznie czterech marek, w wersjach z największymi silnikami. Mowa tutaj o 15,2-litrowych MAN-ach D38, 15,6-litrowych Mercedesach OM 473, 16,4-litrowych Scaniach V8 oraz 17,3-litrowych Volvach D17. Nie zdecydowano się za to na żadne szczególne wymogi dotyczące konfiguracji osi w ciągnikach. Padło tylko stwierdzenie, że zestaw typu EMS musi być w stanie ruszyć z miejsca na mokrej nawierzchni.
Jako historyczną ciekawostkę dodam, że przeliczniki minimalnej mocy na tonę nie są w branży niczym nowym. Przez dekady to właśnie one napędzały rozwój ciężarówek, będąc regulowanym przepisami. W latach 80-tych straciło to jednak na znaczeniu, gdyż możliwości techniczne i tak przerosły potrzeby, a między producentami zawiązała się bardzo ostra, mocowa rywalizacja. Pisałem o tym w następującym artykule: Co napędzało rozwój ciężarówek przed normami Euro – kluczem były konie na tonę
Fińskie Renault C520, za słabe w hiszpańskie góry:
Fińskie Volvo FH 460 LNG, za słabe w Hiszpanii nawet po płaskim:
Dawna reklama Mercedesa, zachwalająca 8 KM na tonę:















