Zabieranie psa w trasy ciężarówką – przykłady, przepisy, problemy oraz ciekawostki

Ogólnopolskie Centrum Rozliczania Kierowców (OCRK) rozesłało dzisiaj materiał na temat psów w kabinach ciężarówek. Właśnie się z tym zapoznałem i przyznam, że sporo tam ciekawych informacji. Jeśli więc jesteście zainteresowani tematem, zapraszam poniżej. Wszystko podzieliłem też na pięć części, by tekst był łatwiejszy odbiorze.

Z Ameryki do Europy

Przykład napływa z Ameryki. Według bloga healthypets.com aż 40 proc. amerykańskich kierowców ciężarówek, którzy posiadają psy, zabiera te zwierzęta w trasy. Niedawno powstał nawet specjalny program „Mutts4Trucks”, którego celem jest, by zawodowi kierowcy zabierali psy ze schronisk. Pupil dostaje wówczas nowy dom, a kierowca wiernego towarzysza.

Daniel Sosnowski też najpierw pracował w USA. Wtedy z nim jeździł york. Po powrocie do Europy do kabiny zabiera labradora Majkela. W pierwszą podróż – do Włoch – pojechali, gdy psiak miał zaledwie sześć tygodni. Razem pokonali już około 400 tysięcy kilometrów i odwiedzili ponad 20 krajów. – To jest mój przyjaciel, mój „synek”. Nie wyobrażam sobie, żebym jeździł bez niego. Szefowie się zgodzili, a gdyby było inaczej, to szukałbym innego przewoźnika – podkreśla Daniel Sosnowski z firmy przewozowej z Pruszkowa. – Zawsze robię przerwy, co około cztery godziny. Każdego dnia idziemy na dłuższy spacer, nad jezioro, rzekę czy ocean, kiedy np. jestem w Portugalii. Właściwie to on mnie motywuje, do ruchu. Jak to często bywa u kierowców, mam problemy z krążeniem, więc taka aktywność jest dla mnie wskazana.

Przez lata wspólnego jeżdżenia Daniel Sosnowski nie miał problemów ze strony policji czy innych służb. Zdarza się jednak, że nie wszędzie może z psem wjechać na rozładunek. – Widok psa często wywołuje uśmiech u policjantów. W czasie upałów w Portugalii podjechali do mnie nocą i pytali, czy nie potrzebujemy wody. Kiedyś jechałem z transportem do fabryki chemikaliów i tam nie mógł wjechać. Podobnie było z wjazdem do bazy NATO, ale Majkel po prostu został w stróżówce na czas rozładunku i na mnie czekał. Działa też jak alarm – kilka razy mnie uratował, kiedy ktoś próbował mnie okraść – opowiada Daniel Sosnowski. – Jest oczywiście zaczipowany, ale chcę mu jeszcze dołożyć GPS do obroży.

Potrójna obsada

Ewa z partnerem i goldenem retrieverem Dieselem jeżdżą w trasy we troje. – Kocham psy i uwielbiam koty, dlatego też chciałam mieć swojego futrzaka. Praca kierowcy zawodowego nie pozwala, by zwierzak został sam w domu, dlatego postanowiliśmy zabierać go z sobą. Diesel ma sześć miesięcy i jest dość dużym psiakiem, który ma od groma energii, dlatego każda przerwę na zmianę karty kierowcy wykorzystujemy na spacer, a każdego wieczoru wychodzi się wybiegać. Jeździmy w tzw. kółkach i co drugi co drugi dzień wracamy do domu. Wtedy bierzemy go na wybieg dla psiaków – zapewnia.

Bohaterem wszystkich zdjęć dołączonych do tekstu jest właśnie Diesel. To fotografie z prywatnego archiwum Ewy.

Granice i ograniczenia dla wybranych ras

Przed wyjazdem najwięcej formalności czeka właścicieli psów, kotów i… fretek. Żeby te zwierzaki mogły legalnie przekroczyć granicę, musimy wyrobić im paszport. – To prosta sprawa, którą załatwimy podczas jednej wizyty u weterynarza. Zwierzęcy paszport to dokument, w którym wykazuje się dane zwierzęcia jak imię, data urodzenia i informację o właścicielu, a także numer obowiązkowego mikroczipa oraz wykaz szczepień wraz z datami ich podania. Podróżujący pupile muszą bezwzględnie przejść szczepienie na wściekliznę i to około trzy tygodnie przed wyjazdem, dlatego załatwianie formalności warto zaplanować z wyprzedzeniem – informuje Piotr Dajema, ekspert do spraw wdrożeń i szkoleń Grupy INELO.

Takich problemów nie będą mieli właściciele królików, chomików, szczurów czy myszy. Jak się okazuje to również zwierzęta, które podróżują z właścicielami w ciężarówce. Nie dotyczą ich obowiązkowe szczepionki ani mikroczipy. Nie trzeba się też martwić, żeby wyrobić paszport.

O tym, na jakich zasadach możemy podróżować ze zwierzakami w Unii Europejskiej i poza jej granicami podpowiada strona Głównego Inspektoratu Weterynarii. Na terenie wspólnoty zwierzęta towarzyszące mogą jeździć właściwie bez ograniczeń, pod warunkiem, że właściciel może zaświadczyć o ich dobrym stanie zdrowia i posiada aktualną książeczkę szczepień (wspomniany paszport). Pewne obostrzenia czekają jednak na właścicieli ras określanych powszechnie jako niebezpieczne, np. pitbulli czy rottweilerów. Te psy są objęte zakazem wjazdu do Francji, na Węgry i na Maltę. Dodatkowe warunki stawiają też Norwegia, Malta i Irlandia, które od właścicieli wymagają, żeby ich pies, kot lub fretka były wolne od tasiemca. W praktyce oznacza to, że zwierzę powinno zażyć preparat zwalczający te pasożyty w ciągu od 120 do 24 godzin przez przekroczeniem granicy.

Co zrobić, jeżeli jedziemy poza UE? Oprócz paszportu, który identyfikuje zwierzaka, aktualnych szczepień na wściekliznę, dokumentu o braku pasożytów wymagają w Wielkiej Brytanii i Norwegii. Stosunkowo prosty jest też wwóz zwierząt towarzyszących na teren unii celnej. Jeżeli kierowcy wybierają się na Białoruś, do Kazachstanu albo do Rosji, mogą bez kwarantanny i zezwolenia przewieźć do dwóch pupili, pod warunkiem, że ich paszport poświadcza aktualne szczepienie na wściekliznę i dowodzi przeprowadzenia badania, którego wynik wskazuje na dobrą kondycję zwierzaka. 

Pasy bezpieczeństwa i foteliki (!)

– W Unii Europejskiej nie ma przepisów, które zabraniałyby kierowcom jeżdżenia ze zwierzętami w kabinie. Jedynym warunkiem jest to, żeby pupil nie przeszkadzał w czasie prowadzenia pojazdu. Dopóki zwierzęta są bezpiecznie przewożone, zaczipowane, a w paszportach mają pieczątki ze szczepieniami, również celnicy nie powinni robić problemów –komentuje Piotr Dajema.

Kłopoty pojawią się, jeżeli podczas kontroli drogowej policja uzna, że kierowca nie przygotował dodatkowego „ładunku” odpowiednio do podróży. Tak samo jak ludzie, zwierzęta również powinny być przypinane pasem bezpieczeństwa, który mocuje się do ich szelek i ma chronić przed obrażeniami w czasie wypadku. Mniejsze pupile mogą jeździć nawet w specjalnym foteliku. Warto o tym pamiętać, bo w Polsce za złamanie przepisów na temat bezpiecznego przewożenia zwierząt może grozić mandat do 500 zł. W pozostałych krajach Unii zapłacimy nawet kilkaset euro. Musimy się liczyć też z tym, że ulubienic może zostać odesłany z powrotem do kraju.

Przewoźnicy

Co o jeżdżeniu z nietypowymi towarzyszami podróży myślą właściciele firm transportowych? W Stanach Zjednoczonych powstają nieoficjalne rankingi i zestawienia firm, które przychylnym okiem patrzą na zwierzaki w szoferce. To zazwyczaj przewoźnicy o lokalnym zasięgu, którzy przed wyjazdem pobierają od kierowcy kaucję na wypadek ewentualnych zniszczeń. Amerykańscy kierowcy dzielą się też przy okazji spostrzeżeniami na temat ras psów idealnych do podróży. Zgodnie przyznają, że najbardziej w trasie sprawdzają się „niskopodłogowce” jak beagle czy jamniki – oczywiście ze względu na rozmiar. Zdaniem Barry’ego Starra, autora jednego z zestawień, podróżowanie z psem to też sposób na zachowanie aktywności w czasie postojów. Pół żartem, pół serio dodaje, że jego pies sprawdza się również jako system alarmowy. Jak sprawa wygląda w Polsce?

Na korzystny wpływ zwierząt wskazują też chociażby wyniki raportu Grupy Pracuj, w którym czytamy, że zdaniem 1/3 ankietowanych obecność zwierzaka w pracy redukuje stres. A 56 proc. nie ma nic przeciwko, by pupil był obecny w firmie.