
Holenderski sąd wyższej instancji wydał wyrok w sprawie kontroli polskiej ciężarówki, w której znaleziono tak zwany „wyłącznik” tachografu. Tym samym zamknięto sprawę ciągnącą się od około trzech lat, obfitującą zarówno w dowody przytaczane przez inspekcje, jak i próby wskazania błędów proceduralnych przez przewoźnika. A przy okazji pojawił się też pewien dodatkowy temat, w postaci przestrogi dla osób kupujących ciężarówki używane.
Wszystko zaczęło się od kontroli ILT, holenderskiego odpowiednika naszego ITD, przeprowadzonej 22 grudnia 2021 roku. Inspektorzy zatrzymali wówczas zestaw należący do polskiej firmy transportowej, poddając go kontroli tachografu. Szybko znaleziono przy tym przesłanki mogące wskazywać na zmanipulowanie urządzenia, dlatego ciężarówka została zabrana do warsztatu posiadającego autoryzację na obsługę tachografów. Tam potwierdzono, że czujnik prędkości został poddany modyfikacjom, a ponadto urządzenie otrzymało dodatkowe przyłącze USB, pozwalające na podpinanie „wyłącznika”. To z kolei prowadziło do wszczęcia postępowania administracyjnego i wystawienia maksymalnej holenderskiej kary, opiewającej na dokładnie 10 375 euro (około 44 000 złotych).
Wśród wspomnianych przesłanek był między innymi fakt, że w momencie zatrzymania tachograf wskazywał na zaledwie 5 minut jazdy od ostatniej przerwy. Kłóciło się to z faktem, że inspektorzy widzieli pojazd podczas jazdy z większym wyprzedzeniem. Ponadto dokumenty wskazywały, że ciężarówka wyruszyła z miejsca oddalonego o około 95 kilometrów, podczas gdy tachograf naliczył tylko 62 kilometrów. Najbardziej podejrzany był natomiast fakt, że zapisy tachografu zawierały moment natychmiastowego przejścia z prędkości 0 km/h do 63 km/h, dokonanego w ciągu 1 sekundy. Zdaniem inspektorów, wszystko to wskazywało na próbę naliczenia pauzy podczas jazdy, przerwaną nagłym zauważeniem radiowozu przez kierującego.
Pomimo tak licznych dowodów właścicielka firmy transportowej odmówiła przyjęła kary, odwołując się od wyników postępowania. Po około trzech latach, w październiku 2024 roku, sprawa dotarła więc do sądu wyższej instancji w Hadze. Jak można przeczytać w sądowym podsumowaniu, przedsiębiorczyni nie wyjaśniła tam nietypowych zapisów tachografu, tłumacząc jedynie obecność samego „wyłącznika”. Jak twierdziła, prawdopodobnie został on zamontowany przez poprzedniego właściciela ciężarówki, jeszcze przed sprzedażą z 2020 roku, a więc miało się to odbyć całkowicie bez jej wiedzy. Ponadto kobieta próbowała wykazać, że kontrola ILT została przeprowadzona w niewłaściwy sposób. Jej zarzuty obejmowały brak nagrania video z analizy tachografu, zebranie wyjaśnień od kierowcy bez udziału tłumacza ustnego, a także fakt, że warsztat dokonujący kontroli nie był organem urzędowym.
W opublikowanym wczoraj wyroku sąd uznał powyższe argumenty za niewystarczające, utrzymując karę w pełnej wysokości 10 375 euro. W działaniu ILT nie dopatrzono się niczego niewłaściwego, natomiast wyjaśnienie z „wyłącznikiem” zamontowanym przez poprzedniego właściciela uznano za pozbawione znaczenia. Zdaniem sądu, nawet gdyby było to prawdą, nie zwalniałoby to właścicielki ciężarówki z odpowiedzialności, jako osoby odpowiedzialnej za nadzór techniczny nad ciężarówką. Innymi słowy, uznano, że przy zakupie pojazdu z drugiej ręki firma powinna była zweryfikować, czy tachograf jest w pełni legalny.
To ostatnie stwierdzenie pojawiło się w branżowych doniesieniach już nie po raz pierwszy, gdyż podobne sygnały docierały już między innymi z Hiszpanii, Szwecji oraz Polski. We wszystkich trzech krajach służby odrzuciły argumenty przewoźników, według których nielegalne oprogramowanie zostało zainstalowane przez poprzednich właścicieli pojazdów. Wygląda więc na to, że przy kupowaniu pojazdu z niepewnego źródła, zwłaszcza z niskim przebiegiem, naprawdę warto przyjrzeć się tachografowi, pod kątem ewentualnych przeróbek.