Wspomnienia z trasy do Iranu w barwach PEKAES Warszawa – część 7

Marzenia się spełniają – Wspomnienia z pierwszej jazdy do Iranu

Część 7

7 stycznia, piątek

O godzinie 2.00 obudził mnie hałas, uderzanie młotkiem w blachę i warkot silnika. Odsłoniłem okno i widzę jak dwaj bułgarscy kierowcy mają założoną linę do zderzaka mocno powyginanego z prawej strony, wciśniętego prawie pod kabinę, a drugi koniec liny jest podczepiony do przodu  samochodu, który to odciąga zderzak i oświetla go swoimi światłami. A ci blacharze walą młotami aż w uszach dźwięczy, nic nie zważając, że to środek nocy. Ale widocznie znają się na fachu, bo najlepiej jest wyklepać blachę na gorąco, póki jeszcze nie wystygła. Błotnik również jest mocno pogięty,  przylegając do opony. Widocznie mieli jakieś przytarcie lub uderzenie. Tak więc zapowiada się, że szybko nie przestaną dzwonić po tej blasze, a mnie pozostało jeszcze 2 godziny spania do umówionej pobudki.

opowiadania ciezarowka do iranu - 14

Jako że  mechanicy nie mieli zamiaru przestać walić młotkami, wstałem o godzinie 3.00 i poszedłem budzić moich kolegów. Oni również już nie spali, ich też obudziło dzwonienie tych blacharzy. Wyjechaliśmy więc o godzinie 3.45, droga była czysta i sucha, był lekki mróz -6 stopni. Po przejechaniu około 60 km zaczęła pojawiać się mgła. Przejeżdżając przez  portowe miasto Izmit mgła jakby się trochę rozrzedziła, ale nadal nie widać statków oczekujących na redzie na rozładunek lub załadunek. Zazwyczaj w tej małej zatoce po prawej stronie stało kilkanaście statków. Za miastem  mgła, która z każdym przejechanym kilometrem znowu zaczęła gęstnieć. Jechaliśmy bardzo wolno, około 30-40 km/h. Po przejechaniu następnych 50 km zaczął pokazywać się pierwszy śnieg.

opowiadania ciezarowka do iranu - 15

I tak po przejechaniu miejscowości Adapazari z każdym przejechanym kilometrem śniegu było coraz więcej. Robiło się już jasno, mgła zaczęła ustępować i zaczęło przeświecać słońce. Teraz dopiero można było zobaczyć, że śniegu jest naprawdę dużo. Widoki są piękne, dookoła wszędzie dużo śniegu a na drodze zaczyna pokazywać się lód i śnieg.

opowiadania ciezarowka do iranu - 16

W małej miejscowości Hendek leży już naprawdę dużo śniegu i  zaczynają się pierwsze wzniesienia. Tutaj już droga jest bielusienka, ale jak na razie jedzie się dobrze. I tak dojeżdżając do miejscowości Gumusova widać, że śniegu jest jeszcze więcej, a więc tutaj to już była ta strefa obfitych opadów śniegu. Przejeżdżając przez miejscowość Duźćce widać ogromne pryzmy odgarniętego śniegu, druty telefoniczne pozrywane, gałęzie drzew połamane. Widać też ludzi zgarniających śnieg z dachów. Aby wyjść z domów ludzie wykopali w śniegu tunele, miejscami było tylko widać dachy i dymiące kominy. Wyglądało to niezbyt zabawnie dla tutejszej ludności, zostali dosłownie zasypani śniegiem. Wczorajsze opowiadanie naszych kolegów było prawdą – śniegu było bardzo dużo, na poboczach stały zasypane samochody, a niekiedy śnieg odgarnięty przez spychacze sięgał 2-3 metrów. Dzisiaj droga jest już przejezdna. Tutaj służba drogowa sprawdziła się na 5 z plusem. Jadąc tak szybkością około 40 km/h podziwiam uroki zimy. Droga jest zaśnieżona a my zaczynamy podjeżdżać na tę jeszcze wczoraj nieprzejezdną górę, śniegu jest tutaj jeszcze więcej, jedzie się jak w tunelach.

opowiadania ciezarowka do iranu - 17

Podjazd jest dość długi, około 8 km, a przy tym droga jest wąska i kręta. Dobrze że nie ma dużego ruchu pojazdów, gdyż na drodze jest jeszcze więcej śniegu, a my tak jadąc z rozpędu nie założyliśmy łańcuchów. Jak na razie jedzie się dobrze, przy czym trzeba dobierać biegi z wyczuciem, żeby nie mieć za niskiego biegu, bo w ten czas koła tracą przyczepność i zaczynają się uślizgi. Przyszło mi tak teraz na myśl, że gdybyśmy musieli się teraz zatrzymać na pewno nie ruszylibyśmy z miejsca bez założonych łańcuchów. Patrząc w lusterko widzę, że wszyscy jedziemy i tak pomału, mozolnie wjeżdżamy na szczyt tej małej góry, która ma zaledwie 1120 metrów n.p.m. Wiatr tutaj na górze sypie niemiłosiernie sypkim, drobnym śniegiem, no i w kabinie też zaraz  zrobiło się chłodniej. Będąc na szczycie tej góry roztacza się piękny widok. Pod nami piękne widoki, białe zbocza gór i skrzący się śnieg, a nad nami niebieściutkie  niebo i to ostro świecące słońce. Powietrze można by określić krystalicznie czystym. Robi to niesamowite wrażenie. Pod nami gdzieniegdzie widać mgły. Pogoda naprawdę cudowna. Droga zaśnieżona, bielusienka, nie ma żadnego ruchu samochodowego. Aż dziwnie się jedzie. Zjeżdżając z góry w niższych partiach gór zaczyna się znowu pojawiać mgła. I tak zjeżdżamy kilkanaście kilometrów w dół, aby znowu zacząć wjeżdżać na następną górę, która nie jest już tak wysoka i stroma. I tutaj znowu na tej górze  pięknie świeci  słońce, nad nami jest piękne niebieścitkie niebo, nie ma mgły. Piękne zimowe widoki, ale za to mróz daje się odczuć w samochodzie. Nawet pedał gazu idzie ciężko, nie odbija i trzeba odciągać nogą. A nie jest jeszcze tak zimno, bo termometr wskazuje tylko -14 stopni . Widoki są wspaniałe, góry pokryte bielutkim śniegiem, na tle tego niebieściutkiego nieba wyglądają cudownie, a pod nami pozostały mgły. Jadąc tak chwilami myślę sobie, że jestem w niebie, co za piękny ten świat, jak w prawdziwej bajce. Otwieram okno i oddycham tym czystym powietrzem. Po prostu chce się żyć.

Zjeżdżając w dół śniegu widać znowu jest po pas, widać to przez pryzmy odgarniętego śniegu oraz wykopanych korytarzach prowadzących do domów. Niektóre domki są do połowy zasypane śniegiem. Tutejsi mieszkańcy mają naprawdę trudne życie w tych zaśnieżonych górach, ale oni już się do tego przyzwyczaili. Droga jest nadal bardzo zaśnieżona. Po drodze mamy do pokonania mniejsze lub większe wzniesienia, pogoda śliczna, oby taka była do Iranu, to nie byłoby tak źle.

opowiadania ciezarowka do iranu - 18

Jedziemy teraz z prędkością około 50 km/h. Jest spokój, nie ma samochodów na drodze, aż się dziwnie jakoś jedzie. Tak się trochę zamyśliłem, że jak w domu słuchają radia czy oglądają Dziennik Telewizyjny, to na pewno się denerwują , gdyż ta droga przedwczoraj była jeszcze nieprzejezdna. Ale ja nie mogę się za dużo tym przejmować, muszę jechać przed siebie, a jak będzie to zobaczymy. Słońce już się zaczyna chować za góry. Robi się coraz chłodniej. Do Kazana, gdzie będziemy tankować, mamy jeszcze około 80 kilometrów. Cały czas droga jest zaśnieżona i śliska, więc jedziemy teraz wolniej. Zrobiło się już ciemno, tylko nad nami rozgwieżdżone niebo. I tak po tej śliskiej, nieposypywanej drodze dojechaliśmy do małej stacji benzynowej w miejscowości Kazan. Tutaj tankujemy do pełna, ja wlewam jeszcze 20 litrów nafty na rozrzedzenie oleju napędowego. Na termometrze jest minus 24 stopnie. Gdy młody chłopak w wieku około 14 lat, pracujący na stacji, nalewa paliwo, ja idę rutynowo obejrzeć samochód i przyczepę. Wchodząc pod przyczepę zauważyłem że zbiornik od powietrza się oberwał ze strzemion i wisi tylko na przewodach elastycznych, które rozprowadzają powietrze. Jeden z nich jest już przerwany. Szczęście, że nie zablokowały koła w przyczepie, bo to był by na pewno dodatkowy problem. Więc odłączam przewody doprowadzające powietrze do przyczepy, spuszczam powietrze i podwieszam zbiornik na grubych drutach, aby dojechać jeszcze do Ankary. Będę miał hamulce tylko w samochodzie, natomiast przyczepa niestety będzie już bez hamulców. Do parkingu niedaleko, a tam na parkingu jest warsztat samochodowy. Do przejechania pozostało jeszcze 42 km. I znowu czeka mnie robota, takie to są uroki kierowcy.

Drogę tę pokonaliśmy bez większych problemów i tak dojechaliśmy na parking, który znajduje się na przedmieściach Ankary. Na tymże parkingu jest mała restauracja, w której można zjeść coś ciepłego, wypić ciepłą herbatę lub ciepłe birasi. Wjeżdżając na parking zauważyłem dwa stojące obok siebie chłodnie ze Śremu. Ten olbrzymi parking nie jest dzisiaj mocno zatłoczony, stoi tu niewiele samochodów. Po ustawieniu się obok naszych chłodni idziemy na małe birasi. Wchodząc do restauracji spotykamy dwóch naszych kolegów ze Śremu i jak się po chwili okazało, oni także jadą do Iranu. A są to Jacek z Bydgoszczy i Marian z Bnina koło Kórnika, którzy wyjechali trzy dni wcześniej od nas z kraju. Tutaj na parkingu jest również nasz przedstawiciel TURTRANS i to od niego się dowiedzieli, że jadą trzy polskie samochody, też do Iranu i są o jeden dzień za nimi. Więc poczekali aż my dojedziemy. Zamówiliśmy tradycyjnie szaszłyk barani z dodatkami zieleniny skropionej oliwą z oliwek i winnym octem. Siedząc tak w knajpce przy kolacji koledzy opowiadali swoje przeżycia, jak stali w tych zaspach i wyciągały ich ciągniki gąsienicowe. I to pomimo pozakładanych łańcuchów i mając tylko 14 ton ładunku, jako że wiozą kurze jajka do Iranu, nie mogli przejechać przez te góry, które myśmy dzisiaj bez większych problemów przejechali. Byli mocno zniechęceni na dalszą jazdę do Iranu, gdyż mieli już informacje, że czeka na nich bardzo trudna droga. Ale po tym dzisiejszym spotkaniu wstąpił w nich nowy duch.

opowiadania ciezarowka do iranu - 19

A więc do Iranu pojedzie nas aż pięć samochodów. Oglądając w telewizji wiadomości i prognozę pogody na dzisiejszą noc widzieliśmy, że że w Ankarze ma być -26 stopni a dalej jak w Sivas i Erzurum do -32 stopni. Tak więc jedziemy w te wysokie, ośnieżone i mroźne tureckie góry. Dzisiaj na 16 godzin pracy przejechaliśmy niespodziewanie dużo, bo aż 437 kilometrów. Dzisiejszą noc nie ryzykujemy i silniki będą na chodzie. W kabinie też będzie cieplej, tylko że trochę będzie trzęsło. Po wyjściu z małej, przytulnej i ciepłej tureckiej knajpki od razu odczuliśmy spory mróz. Na termometrze były już -22 stopnie, wiał lekki wiatr. Niebo było rozgwieżdżone mrugającymi milionami gwiazd. Weszliśmy jeszcze do mojej kabiny, by łyknąć naszego polskiego, rozgrzewającego i odkażającego trunku. Humory wszystkim się poprawiły, gdyż teraz jest nas pięciu. Uzgodniliśmy, że jutro trzeba przygotować małe i duże łańcuchy. Wysłuchaliśmy jeszcze o godzinie 22.00 naszego czasu polskich wiadomości, już bardzo słabo słyszalnych, ale jednak naszych polskich. Po wiadomościach koledzy rozeszli się do swoich samochodów. Ja rozpisałem kartę drogową i tarczkę tachografu oraz dzisiejszy przepracowany dzień, po czym zabrałem się do pisania wspomnień z tej podróży. Siedząc i pisząc tak się zamyśliłem jak to było dobrze w domu z moimi pociechami, a teraz jest mi Was po prostu brak, już tęsknię za Wami. Wciąż się od Was oddalam, tak siedzę i piszę aby przywieść jakieś wspomnienia z tej pierwszej jazdy do Iranu, gdyż nigdy jeszcze tam nie byłem. Na pewno będzie to jakaś pamiątka. Na czas pisania mam wyłączony silnik, bo trochę trzęsie i źle się pisze. Tymczasem w kabinie zrobiło się już chłodno, więc ponownie zapaliłem silnik, żeby się trochę nagrzało, bo po całym dniu pracy trzeba się umyć no i wejść do ciepłego śpiwora. Jutro znowu czeka mnie robota. A więc kładę się spać. Przejechałem 437 km w 16 godzin

Orientacyjna trasa z dzisiejszego dnia:


Autorem tekstu jest Adam Frąckowiak, którego osobę przedstawiałem we wstępie dostępnym TUTAJ. Seria tekstów o transporcie do Iranu powstaje dzięki pomocy Niezależnego Forum Nowego Tomyśla i okolic.


Kolejny odcinek: Wspomnienia z trasy do Iranu w barwach PEKAES Warszawa – część 8

Poprzednie odcinki – TUTAJ