Wspomnienia z trasy do Iranu w barwach PEKAES Warszawa – część 35

Marzenia się spełniają – Wspomnienia z pierwszej jazdy do Iranu

Część 35

4 luty, piątek

Jak zwykle pierwszy obudził się Władek, jest to bardzo pracowity i niezwykły człowiek. Z nim to mógłbym jechać na koniec świata. Jest bardzo oddany i niezwykle koleżeński. Takich ludzi jest mało, a ludzi poznaje się w szczególnych sytuacjach. Pukając w kabinę Władek mówi: „Adam jest już godzina ósma i czas na wstawanie. Przyjdź do mnie na śniadanie”. Po porannej toalecie poszedłem do Władka zabierając z sobą resztki tureckiego chleba oraz smalec. Po śniadaniu idziemy na portiernię zakładową. Tutaj już wszystko wiedzieli i kazano nam wjechać na teren zakładu. Pogoda jest ładna i świeci słońce, temperatura 11 stopni w plusie. Po wjechaniu na zakład i podjechaniu pod wskazany magazyn rozczepiłem przyczepę i zaczęto mnie ładować. Ustawianie akumulatorów szło dość sprawnie i szybko. Ustawiano je piętrowo, czyli jeden na drugim, przekładając kartonami. I tak ustawiali je po 4 wzwyż, czyli miałem 500 akumulatorów, co równało się z 6 tonami. Po złączeniu samochodu z przyczepą rozpoczęto załadunek przyczepy. Po załadowaniu przyczepy miałem na niej 868 akumulatorów, co równało się z ciężarem 10 400kg.

Po moim załadunku okazuje się że Władek dzisiaj nie zostanie załadowany z powodu braku towaru. Będzie musiał czekać do poniedziałku. Widziałem po minie Władka, że się bardzo zasmucił. Wczoraj goniliśmy po to aby dzisiaj zdążyć się załadować i odprawić. A tu klops i nic z tego. Na dodatek Władek ma przebite koło w przyczepie i trzeba je wymienić, bo pompując powietrze starczało na pół dnia. Tak więc po załadunku powietrze schodziłoby jeszcze szybciej. Szkoda opony. Opony te były bezdętkowe i miały bardzo gruby bieżnik. Opony te wytrzymywały ponad 700 tysięcy kilometrów, więc były bardzo dobre i szkoda byłoby tak je zmarnować. Ale co najważniejsze to Władek już nie miał dobrej zapasówki, gdyż jadąc do Iranu i podjeżdżając pod jedną z gór w Turcji została ona zniszczona przez podłożenie klina pod nią, powodując złamanie zespołu i oparcie się tyłu samochodu o bok przyczepy. Musiałem więc pożyczyć Władkowi swoją zapasówkę. Widziałem też po Władku że był bardzo zasmucony, że ja mogę jechać już do domu, a on zostanie tutaj sam czekając na załadunek do poniedziałku. Po otrzymaniu dokumentów, a była już godzina 13.00 mogłem jechać na Urząd Celny do Sztipu. Na pewno bym się dzisiaj odprawił, mogąc wracać już do kraju. Postanowiłem sobie, że poczekam za Władkiem do poniedziałku, a jutro czyli w sobotę wymienimy przebite koło. Ale jeszcze nic nie mówiłem o mojej podjętej decyzji Władkowi. Szkoda mi było Władka, bo widziałem że był bardzo smutny wiedząc że sam będzie musiał czekać pod załadunek. A razem przeżyliśmy wiele trudnych chwil i byłoby to z mojej strony nie fair, zostawiając go po tylu przeżyciach samego. A te dwa lub trzy dni to już mnie nie zbawią i nie mają aż tak wielkiego znaczenia.

Po odebraniu dokumentów wyjechaliśmy razem w dwa samochody i stanęliśmy na fabrycznym parkingu. Władek przyszedł do mnie taki smutny i mówi że musimy odkręcić zapasowe koło od mojej przyczepy, a on sam jutro ją sobie przełoży. No i wówczas powiedziałem mu że zostaję i poczekam na niego do poniedziałku i będziemy wracać razem do kraju. Gębula Władka się uśmiechnęła prawie od ucha do ucha i mówi: „Adam Ty naprawdę jesteś fajny kolega. Bo trochę by było mi smutno”. Ale co miałem zrobić? No i z tej uciechy powiedział że ugotuje dobry obiad. I tak też było. Władek poszedł do fabrycznej stołówki, załatwił ziemniaki, sporą ilość kiszonej kapusty oraz kiszone ogórki i trzy bochenki chleba. Tak że prowiantu starczy nam na powrót do kraju. Z głodu już nie pomrzemy. Po tym dobrym obiedzie Władek dostał taką werwę, że zabrał się sam do odkręcania przebitego koła, a mnie kazał pisać zaległości do tego mojego pamiętnika. Po poluzowaniu śrub Władek zaczął robić ósemki na parkingu ponieważ koło było bardzo mocno osadzone na piaście i nie chciało puścić. Po kilku takich ostrych skrętach koło odskoczyło od piasty i mógł je wymienić. Po wymianie koła przyszedł do mnie przynosząc dwa piwa, które kupił w sklepiku niedaleko fabryki. Popijając te piwo, po tym dobrym obiedzie, bardzo się cieszył że nie zostawiłem jego samo i było mu raźniej na duszy i sercu. Znając Władka to na pewno zrobiłby tak samo jak ja. Władek jest to człowiek bardzo uczciwy i koleżeński, bo po takim okresie czasu to już można trochę poznać człowieka. Siedząc tak w kabinie Władek zaczął wspominać o swoim półtorarocznym synu który urodził się po 14 latach, gdyż córka ma już prawie 16 lat. Jemu też już jest bardzo tęskno za dziećmi i żoną. Chciałby już być w domu. No i tak pogawędziliśmy i dochodzi godzina 21.00. Czas więc na spanie. Jutro możemy trochę dłużej pospać i poleniuchować, nie musimy tak wcześnie się zrywać. Umówiliśmy się że stajemy o godzinie 9.00. A ja mam 3 dni na spisywanie moich zaległych wspomnień z tej podróży. Władek jest bardzo ciekawy czy doczeka się tych wspomnień wraz ze zdjęciami z naszej jazdy do Iranu.


Autorem tekstu jest Adam Frąckowiak, którego osobę przedstawiałem we wstępie dostępnym TUTAJ. Seria tekstów o transporcie do Iranu powstaje dzięki pomocy Niezależnego Forum Nowego Tomyśla i okolic.


Kolejny odcinek – TUTAJ

Poprzednie odcinki – TUTAJ