Wspomnienia z trasy do Iranu w barwach PEKAES Warszawa – część 3

Marzenia się spełniają – Wspomnienia z pierwszej jazdy do Iranu

Część 3

3 stycznia poniedziałek

Bułgaria przywitała mnie śniegiem i mrozem. W kabinie było dzisiaj zimno. Dzisiaj trochę dłużej sobie pospałem wstając o 9.00. Po śniadaniu podjechałem zatankować paliwo i spotkałem dwóch kierowców z Błonia, którzy wracają z Iranu i mówią że uciekają przed zimą. W Turcji panują duże mrozy i sypie śnieg, są bardzo trudne warunki drogowe. Współczują mi, pytając się, czy mam dobre łańcuchy. Odpowiedziałem że mam, ale nie aż takie dobre, bo to są zwykłe,  polskie łańcuchy i może tę jedną trasę uda się na nich przejechać. Niemniej dobrze, że mam chociaż takie, bo bez łańcuchów nie ma mowy o jeździe w górach. I znowu te same pytania, czy nie widzieli dwóch samochodów. I raz jeszcze odpowiedzi są przeczące. Złożyliśmy sobie życzenia noworoczne i się rozjechaliśmy każdy w swoją stronę. A więc na pewno minąłem tych moich kolegów gdzieś na Węgrzech. Bo przecież wyścigowcami, jak ich znałem, nie byli. Niektórzy chcieli bić rekordy przejazdu, i niestety nie raz tragicznie się do kończyło, ale oni do takich nie należeli.

opowiadania ciezarowka do iranu - 6

Droga jest zaśnieżona, ale śnieg nie jest mocno ujechany, więc nie jest tak ślisko. Do stolicy Bułgarii Sofii jest tylko 50 km, a dalej jest już autostrada, i nie ma dużych podjazdów i zjazdów. Sofia wita mnie ładną pogodą i tylko na zboczach gór widać, że leży dużo śniegu. Droga jest czysta. Po lewej i prawej stronie ogromne winnice, które są przysypane teraz warstwą białego puchu. Latem można tutaj kupić dobre i tanie winogrona. Dojeżdżam też do miejscowości Vakarel, gdzie w ubiegłym roku zimą stałem  pół dnia z powodu zasp śnieżnych, gdyż tutaj kończyła się autostrada, a zaczynała się normalna droga przez góry. Od wiosny zrobiono jednak dalszy ciąg autostrady, wykuwając tunel przez ogromną górę, którą jeszcze jesienią trzeba było objeżdżać. Ta stara droga też miała swoje uroki – jadąc przez wioski i miasteczka można było podziwiać uroki tego słonecznego kraju. Niemniej jadąc tak tym pięknym i oświetlonym tunelem po prostudobrze się jedzie, nie ma żadnych niepotrzebnych zwolnień lub hamowań. Po wyjeździe z tunelu i ujechaniu kilkunastu kilometrów widać już znak koniec autostrady. I trzeba będzie znów wrócić do normalnej, zwykłej drogi.

opowiadania ciezarowka do iranu - 7

Wyjeżdżając z tych gór i jadąc dalej na południe, klimat stawał się cieplejszy. Droga jest równa i sucha. Wjeżdżając do Plovdiv stoją jeszcze reklamy z ubiegłego roku przypominające o targach międzynarodowych które odbyły się w tym mieście. Plovdiv jest miastem podobnym do naszego Poznania, znanym z międzynarodowych targów tylko, że trochę mniejszym. Dojeżdżając do małej miejscowości Lyubimets znowu tankuję brakujące paliwo za talony, bo do granicy Tureckiej już niedaleko. Kiedy tankowałem paliwo podszedł do mnie człowiek który mówi po polsku, składając mi życzenia noworoczne. Jak się po chwili  okazało był to również kierowca z Błonia, który wracał z Iraku, pytając się mnie dokąd  jadę. Więc powiedziałem że jadę do Iranu. A on na to: będziesz miał ciężką drogę, bo w Turcji jest ciężka zima, dużo śniegu i duży mróz. On sam stał 4 dni w Duźcach z powodu burzy śnieżnej i obfitych opadów śniegu. Spadło tyle śniegu, że nawet samochody, które miały łańcuchy na obydwa koła, nie mogły wyjechać. Tak dobre łańcuchy to mieli tylko Bułgarzy. My mieliśmy tylko łańcuchy nasze polskie i to pojedyncze. A więc czeka mnie trudna droga. Śniegu spadło około 80-90cm. Zaspy sięgały 2-3m. Kilkanaście samochodów miało pozałamywane dachy z powodu ciężaru śniegu. Kierowca ten miał również załamany dach na przyczepie. W stolicy Turcji, Ankarze było -28 stopni mrozu. Ja natomiast jadąc do Iranu muszę przejechać te największe góry z Ankary w stronę Iranu. Ale jestem dobrej myśli, że jak tam pojadę to droga będzie już przejezdna. Po przekazanych sobie nawzajem informacjach i życzeń rozjechaliśmy się każdy w swoją stronę.

Dojeżdżając do granicy bułgarskiej w Kapitan Andrejewo  okazuje się że jest długa kolejka, około 3 km, także dzisiaj nie ma już szans przejazdu na turecką stronę, zwłaszcza, że jest godzina 17.30. Co jakiś czas podjeżdżam bliżej Urzędu Celnego, a wjeżdżając na jego parking szukam dogodnego miejsca aby nie zostać zablokowanym przez inne samochody. Najwięcej blokują kierowcy bułgarscy i jugosłowiańscy, stając byle gdzie i byle jak, aby jak najprędzej przejechać granicę, a przy tym są bardzo agresywni, bo czują się pewnie na swoim terenie. Zbliża się godzina 20.00 i bułgarscy celnicy już nie odprawiają ponieważ brama wjazdowa do Turcji jest zamknięta. Szukając dobrego miejsca na olbrzymim parkingu, na którym były świeże przekopy kanalizacyjne i przejeżdżając przez jeden z nich, ugrzęzłem prawą stroną tylnej osi samochodu. Teren tutaj jest bardzo gliniasty, widocznie nie był mocno utwardzany. Sam już mogłem wyjechać, ale po małej chwili pojawił się jakiś normalny Jugosłowianin, chyba już lekko zawiany, pytając się czy mam wódkę. Jeśli mam, to on mnie wyciągnie. Odpowiedziałem, że mam, więc podjechał, założył linę i nic z tego. Gruba stalowa lina pękła jakby to była linka od prania, a nie lina samochodowa. A więc siedzę mocno. Całe tylne koło siedzi w tym wykopie, a samochód zawisł  na resorze, nie mam innego wyjścia, odczepiam przyczepę, biorę podnośnik i centymetr po centymetrze podnoszę skrzynię ładunkową aby odciążyć tylną oś i koło siedzące w głębokim przekopie , podkładając betonowe płytki chodnikowe z nowo ułożonego chodnika . Nie mam innego wyjścia muszę z tego przekopu wyjechać . Jestem już cały upaprany w tej mokrej glinie, buty mam przemoczone, spodnie prawie do kolan mokre i brudne. Ale to wszystko mało ważne, byle udało się z tego wyjechać. W między czasie podjechały trzy polskie samochody z Błonia. Jeden z nich bez pytania, widząc co się stało, podjechał, zakładając jeszcze grubszą linę niż miał  jugosłowianin. Ta lina to na pewno wytrzyma, byle by mi przodu nie wyrwał. Jak teraz mnie teraz nie wyciągnie to już zostaje tylko dźwig, za to będzie trzeba płacić, a i był dnia będzie do tyłu. Kierowca Volva z naczepą podniósł trzecią oś do góry dociążając oś napędową i rozpoczęło się ponowne wyciąganie. Z wielkim trudem udało się, ale w momencie gdy byłem już na górze, również ta gruba lina pękła. Nie do wiary, muszę być mocno przeładowany, co zresztą jutro się okaże. Po tej udanej próbie trzeba było wypić ciepła herbatę, no i postawić przysłowiową „flaszeczkę”. Cała ta operacja wyciągania trwała 3 godziny. I tak w czwórkę posiedzieliśmy do godziny 0.30, rozmawiając co nas czeka pomiędzy Istambułem a Ankarą. Oni jadą jednak do Iraku, a ja do Iranu więc, ale i tak, nie pojedziemy razem ponieważ samochody z naczepami mogą jechać 70 km/h, a ja z przyczepą tylko 60 km/h. Przez Turcję jest prawie 2 tysiące kilometrów i w dużej mierze teren jest bardzo górzysty a w szczególności na Iran. Teraz to mogę spokojnie spać a rano nie muszę się tak wcześnie zrywać, ponieważ stoi przede mną dużo samochodów do odprawy. Jutro bułgarski Urząd rozpoczyna pracę o godzinie 8, tak jak Urząd turecki. A po przejechaniu granicy i tak będę czekał na moich kolegów z którymi pojadę do Iranu . No i mam do naprawy przebite koło, uszkodzony tachograf i kapie płyn z chłodnicy. W dzisiejszym dniu  przejechałem 375km i przepracowałem 14 godzin.

Orientacyjna trasa dzisiejszego dnia:

Autorem tekstu jest Adam Frąckowiak, którego osobę przedstawiałem we wstępie dostępnym TUTAJ. Seria tekstów o transporcie do Iranu powstaje dzięki pomocy Niezależnego Forum Nowego Tomyśla i okolic.


Czwarty odcinek: Wspomnienia z trasy do Iranu w barwach PEKAES Warszawa – część 4

Poprzednie odcinki – TUTAJ