Wspomnienia z trasy do Iranu w barwach PEKAES Warszawa – część 21

Marzenia się spełniają – Wspomnienia z pierwszej jazdy do Iranu

Część 21

21 stycznia, piątek

Po spokojnie przespanej nocy zrobiliśmy wspólnie śniadanie u Władka, Piotr przyniósł jajka czosnek  cebulę i smalec a ja boczek i majeranek, oczywiście kucharzem był jak zwykle Władek, bo on to lubi, no i umie pitrasić. Jajecznica była bardzo dobra. Podczas śniadania mogliśmy się przyglądać zachowaniom tutejszych kierowców. Jeżdżą okropnie i wzajemnie sobie zajeżdżają drogę, a przy tym dużo trąbiąc. No i z tego względu Piotr jadąc w kolumnie pod rozładunek nie wytrzymał psychicznie i został rozłączony i stracił z nią kontakt. Piotr sam się przyznał i powiedział, że nie nadaje się w taki ruch i zarzekał się, że jego noga już tutaj nigdy nie stanie, bo szkoda zdrowia i nerwów. Woli jechać na zachód, zarobić mniej pieniędzy i nie tracić tyle nerwów. Po śniadaniu poszedłem do swojego samochodu i znowu przepisywałem swoje zapiski. Zatankowaliśmy się o godzinie 12 czasu miejscowego. Na tej stacji nie było wojska, które by pilnowało porządku. Tankowanie szło bardzo sprawnie, no i nie trzeba było dawać bakszyszu. Przeważały samochody irańskie. Po powrocie na parking nie było jeszcze żadnego z naszych kolegów. Po około jednej godzinie przyjechały dwie  chłodnie Jacek i Marian, byli rozładowani ale nie mają załatwionych dokumentów. Oni również są zmuszeni do oczekiwania na dokumenty do ich poniedziałku, czyli do jutra, do naszej soboty. Tak więc Władek niepotrzebnie się denerwował, bo nie jest sam. A brakuje nam jeszcze naszego weterana Zygmunta. Po obiedzie Jacek i Marian, aby nie marnować czasu, również  pojechali się zatankować, dostając plan dojazdu. Pogoda jest ładna, a na placu znowu pełno wody i gliniastej mazi, lepiej nie wychodzić z samochodu. Siedząc i przepisując mój pamiętnik przez głowę przeleciała mi taka myśl, że dobrze by było wyjechać w miasto i zrobić kilka zdjęć na pamiątkę, bo nie wiadomo czy kiedykolwiek jeszcze tutaj przyjadę. Po małej naradzie zdecydowaliśmy się, że pojedziemy na miasto aby porobić trochę zdjęć i zobaczyć jak naprawdę od środka wygląda Teheran. Więc odczepiłem przyczepę i ruszamy zwiedzać. Ale wjechać w ten nurt jadących samochodów to nie tak łatwo, nikt nie chce ustąpić miejsca, ale wykorzystałem moment jak dojeżdżał samochód ciężarowy, wyciągnąłem rękę i czyniąc taki sam gest jak to czynią niektórzy kierowcy, poprosiłem o wpuszczenie. Reakcja kierowcy tego samochodu była natychmiastowa. Zatrzymał się i gestem obu rąk zapraszał mnie do wjechania na ulicę, tym miłym gestem byłem bardzo zaskoczony. Także i tutaj są kierowcy z kulturą. Ulice są bardzo szerokie i mają po trzy lub  nawet cztery pasy ruchu w jednym kierunku. Ulice te są bardzo zatłoczone. Na jednej z nich nie ma skrzyżowania, ale jest możliwy przejazd pomiędzy słupkami rozdzielającymi jezdnię i jak zwykle kierowcy tutejsi to wykorzystują.

opowiadania ciezarowka do iranu 21-1

Kierowcy irańscy wzajemnie sobie zajeżdżają drogę a przy tym jak zwykle dużo trąbiąc tymi przeraźliwymi piszczałkami. Jadąc tymi niezwykle zatłoczonymi ulicami z daleka widać olbrzymią, białą budowlę. Dojeżdżając do tego zatłoczonego olbrzymiego ronda, napotykamy samochód też ze Śremu, ale nie mieliśmy z nim kontaktu. Na zdjęciu  widać lądujący samolot, a daleko na horyzoncie wysokie góry, które to były wraz z lądującymi samolotami moim punktem orientacyjnym.

opowiadania ciezarowka do iranu 21-2

Ruch na tym rondzie jest niesamowity. To tutaj stoi ta olbrzymia biała wieża z namalowanymi podobiznami Ajatollaha Chomeiniego i innego nie znanego mi islamskiego przywódcy. Budowla ta naprawdę wygląda imponująco.

opowiadania ciezarowka do iranu 21-3 opowiadania ciezarowka do iranu 21-4 opowiadania ciezarowka do iranu 21-5 opowiadania ciezarowka do iranu 21-6 opowiadania ciezarowka do iranu 21-7

Przy wyjeździe z tego ronda w dalszej odległości widać nowe wielopiętrowe budynki. Objechawszy to rondo straciliśmy prawie godzinę. Ruch jest okropny i każdy jedzie jak chce lub jak jest mu wygodniej, czułem się jak bym jechał w stadzie owiec lub baranów i nie daj Boże żeby któreś trącić. Więc zrobiłem kilka zdjęć na pamiątkę. Teraz jedziemy dalej zwiedzać miasto. Ulice są brudne i nieciekawe. Ale na tutejszych mieszkańcach nie robi to żadnego wrażenia. Tylko gdzie nie gdzie widać trochę porządku. Patrząc na zabudowę, są to niewysokie budynki dwu lub trzypiętrowe przyozdobione kolorowymi reklamami i nieznanym mi pismem. Są również poobwieszane żaróweczkami lub innymi świecidełkami, w których to widać bardzo się lubują. Jadąc jedną z mniejszych ulic widać policjanta jak kontroluje jednego z kierowców, a z tyłu za nim po chodniku jedzie motocyklista z dzieckiem które siedzi na zbiorniku. A za nim widać okno wystawowe, a w nim wypieki cukiernicze.

opowiadania ciezarowka do iranu 21-8

Postanowiliśmy my również zakupić coś słodkiego, ale najpierw musimy znaleźć miejsce na zaparkowanie samochodu. Ruch na ulicy jest niesamowity i u nas niespotykany. Wśród jadących samochodów chodzą piesi jeżdżą rowerzyści i tragarze rozwożący lub oczekujący na towar. I nie ma miejsca abym mógł gdzieś zaparkować.

opowiadania ciezarowka do iranu 21-9

A więc jadę dalej i po jakimś czasie wjeżdżam w  małą uliczkę, może tutaj coś się znajdzie. No i udało się. Na tej ulicy gdzie się zatrzymaliśmy panuje straszny bałagan, ale co zrobić, dobrze, że jest miejsce.

opowiadania ciezarowka do iranu 21-10

Po ustawieniu się i wyjściu na ulicę wzbudziliśmy małą sensację, gdyż takie duże samochody chyba tutaj nie stawały, bo po obu stronach ulicy stały tylko irańskie samochody osobowe. Zakazu wjazdu dla samochodów ciężarowych nie było, no i zakazu zatrzymywania też nie. A więc zostawiamy samochód i ruszamy pieszo ulicami Teheranu. Idąc tymi ulicami  zwiedzamy  liczne sklepy do których jesteśmy przez tutejszych sprzedawców zapraszani. Na chodnikach przed sklepami stoi bardzo dużo straganów z przeróżnymi owocami, materiałami, ubraniami oraz z technicznymi artykułami.

opowiadania ciezarowka do iranu 21-11

Tutejsi sprzedawcy zapraszają nas do odwiedzenia swoich sklepów aby tylko coś sprzedać, nie przejdzie człowiek obok jakiegoś straganu lub sklepu aby nie zostać zaproszonym do jakichkolwiek zakupów. Byliśmy tak często nagabywani, że w końcu zakupiliśmy owoce cytrusowe takie jak mandarynki, cytryny i pomarańcza. No i teraz trzymając w rękach siatki z zakupami mieliśmy trochę spokoju. Przechodzimy i niekiedy zatrzymujemy się przy sklepach jubilerskich, w których jest naprawdę dużo przeróżnych wyrobów ze złota, a jest to już inna galanteria tych pięknych arcydzieł, jak w Turcji. Naprawdę są to prawdziwe arcydzieła, których u nas w kraju nie zobaczysz. Wchodząc do takiego sklepu i przyglądając się tym wyrobom to można dostać oczopląsów i można by zostawić tutaj wszystkie pieniądze. Ale niestety złoto w Teheranie jest o wiele droższe jak w Turcji. Po przeliczeniu, jeden gram kosztuje 30 dolarów, jest to bardzo drogo w stosunku do Turcji. Ale naprawdę warto to zobaczyć. Przechodząc obok sklepów jesteśmy porostu chwytani za rękę, ale nie na siłę, lecz grzecznie zapraszani i wprowadzani do sklepów. Każdy chce coś uhandlować, bo wiadomo, z tego się żyje. Ogólnie w sklepach mają bardzo dużo towaru i duży wybór. W drodze powrotnej weszliśmy do jednej z wielu cukierni. Mają niesamowity asortyment a przy tym mają bardzo czysto, naprawdę nie spodziewałem się takiej czystości, a przy tym niesamowicie pachniało przyjemnymi zapachami tych wypieków. A obsługująca nas irańska sprzedawczyni była w naszym wieku, o pięknej urodzie, śniada cera, czarne włosy, ładne czarne oczy, no i ta uśmiechnięta buzia. Naprawdę piękna kobieta. Ubrana była po europejsku w kolorową bluzkę, ciemną spódnicę i biały fartuszek. Była bardzo miła i cały czas się uśmiechała, pozwalając nam próbować tych smakołyków. Po tej degustacji kupiliśmy każdy po 5 rogalików, po 5 pączków i ciastka podobne do naszych chruścików. Zapłaciliśmy każdy po 58 riali. Po chwili z zaplecza wyszedł mężczyzna i pytał się kto my jesteśmy, wymieniając w kolejności „bulgarien”, „rusland”, odpowiedzieliśmy, że „lechistan” bo tak na nas tutaj mówią. Powiedział coś po swojemu i podnosząc rękę na wysokość swojej twarzy pokazując kciuk uniesiony do góry. Pośmialiśmy się wszyscy razem i podziękowaliśmy. Chodząc tymi uliczkami wzbudzaliśmy zainteresowanie, zarówno u mężczyzn  jak  i u kobiet. Kobiety chodzące w swoich czarnych nakryciach z zasłoniętymi twarzami jednocześnie trzymając w zębach swoje nakrycia, niby to nie umyślnie odsłaniały swoją twarz i się uśmiechały. Po twarzach można było poznać, że są to młode i bardzo ładne kobiety. Mężczyźni również się obracali przypatrując się nam, o co to za jedni chodzą tutaj po ulicach. Po prostu byliśmy inni. Odróżnialiśmy się od tutejszych mieszkańców. Byliśmy inaczej ubrani i innej urody. Po około 3 godzinnym spacerze wracamy do samochodu, a zrobiło się już szaro.  Ale teraz trzeba odnaleźć samochód, gdzieśmy go zostawili. Po chwili namysłu, jak się okazało, obraliśmy dobry kierunek. Po dojściu do samochodu było już prawie ciemno. No i teraz trzeba tylko obrać znowu dobry kierunek, aby wrócić na parking. Ruch na ulicach nadal jest bardzo duży, a przy tym te zjawy, które jadą o jednym światełku pozycyjnym. Naprawdę muszę bardzo uważać. Dobrze, że patrzy nas trzech. Podstawowym kierunkiem było lądowanie i startowanie samolotów. Jadąc tymi zatłoczonymi Teherańskimi ulicami i tak rozmawiając, to my jednak nie jesteśmy do takiego życia i tego bałaganu przyzwyczajeni, bo tutaj panują już inne zwyczaje i porządki. Wracając na parking, natrafiliśmy jeszcze na stację paliwową, przy której nie było kolejki samochodów ciężarowych, ani osobowych i dotankowałem prawie 100 litrów paliwa, bo tyle tylko się zmieściło do zbiornika. Za to paliwo dałem dwie paczki papierosów i jeden świerszczyk. Każdy z nas był zadowolony, czyli zrobiliśmy wspólnie dobry interes. Po  przyjeździe na parking okazało się, że przejechaliśmy po Teheranie 48 kilometrów. Po czym zrobiliśmy kolację, a na deser uraczyliśmy się zakupionymi  smakołykami. Jest już bardzo ciemno i nagle ktoś puka do drzwi z mojej lewej strony, otworzyłem drzwi i widzę, że stoi jakiś żołnierz w mundurze i prosi o papierosy oraz czaj. Więc zaprosiłem go do kabiny i zrobiłem ciepłą herbatę częstując go zakupionymi rarytasami. Chłopak nie znał angielskiego, ale dogadaliśmy się i zrozumieliśmy, że był na wojnie i został ranny w nogę, pokazując prawą nogę, była to duża blizna na prawej łydce. Ale jego kolega zginął. Pozostał jemu jeszcze jeden tydzień i będzie musiał wracać na front. Po jego twarzy było widać, że boi się wracać,  bo tam ginie wiele ludzi i że jest wiele pozakładanych min które urywają nogi. W jego oczach było widać przerażenie i strach tej strasznej wojny. Posiedzieliśmy tak około jednej godziny po czym dałem jemu jedną paczkę papierosów i cztery saszetki ekspresowej herbaty. Bardzo dziękował i było widać, że jest zadowolony. My również zaraz po wyjściu irańskiego żołnierza skończyliśmy nasze biesiadowanie i koledzy poszli  do swoich samochodów. Ja dzisiaj już też nie będę nic pisał. Jest już po północy tutejszego czasu. Jutro jest  nasza sobota a irański poniedziałek i będę miał cały dzień do pisania. Piotr musi się rozładować i nie wiadomo co jest z Zygmuntem . Niestety będziemy musieli na niego czekać, dosyć już sam przeżył w tych tureckich górach. A więc kładę się spać. Dobranoc.


Autorem tekstu jest Adam Frąckowiak, którego osobę przedstawiałem we wstępie dostępnym TUTAJ.

Seria tekstów o trasie do Iranu powstaje dzięki pomocy Niezależnego Forum Nowego Tomyśla i okolic.


Kolejny odcinek – TUTAJ

Poprzednie odcinki – TUTAJ