Wspomnienia z trasy do Iranu w barwach PEKAES Warszawa – część 16

Marzenia się spełniają – Wspomnienia z pierwszej jazdy do Iranu

Część 16

16 stycznia, niedziela

Rano obudził mnie hałas przejeżdżających tureckich samochodów. W tych samochodach większość miała tylko same rury wydechowe, a można to było zauważyć jak jechały pod górę. Z tych rur wychodził ogień na 20 i więcej centymetrów. Dosłownie ryczały. Hałas jest to niesamowity, aż w człowieku drży wątroba i żołądek. Że oni nie ogłuchną jadąc tak kilkanaście dni. Uchylając zasłonkę widzę kobiety irańskie idące z pustymi bańkami w stronę stacji paliwowej. Jest już jasno. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę 5 naszego czasu (na tutejszy czas jest godzina 8). Nalewanie paliwa dla miejscowej ludności będzie trwało do godziny 10. Także mam dwie godziny aby się wyrychtować. Termometr wskazuje dzisiaj minus 14 stopni. W kabinie też jest zimno, bo z ust leci para. Do mojego małego piecyka nalałem denaturatu i podpaliłem, aby zrobiło się trochę cieplej i było przyjemniej wstawać, wychodząc z ciepłego śpiwora. W międzyczasie wyciągnąłem kanisterek z wodą, który to miałem zawinięty w koc, aby przez noc woda nie zamarzła. Wodę wlałem do garnka i postawiłem na piecyk. Gdy po około 15-20 minutach było już cieplej w kabinie, a i woda też się podgrzała, wstałem aby się ogolić i umyć. Natomiast pozostałe bańki z wodą od kilkunastu dni nadal są zamarznięte, tak więc w nocy w mojej kabinie jest temperatura minusowa, ale do tego już się przyzwyczaiłem. Po rannej toalecie ubrałem się ciepło i poszedłem budzić kolegów.

Okazało się, że koledzy też już nie spali, bo ich również pobudziły przejeżdżające tureckie samochody. Trochę im zazdroszczę, że koledzy wylegują się w tych ciepłych kabinach, bo wszystkie silniki są na chodzie i słychać jak chodzą silniczki od nagrzewnic. U mnie tak niestety nie jest i długo jeszcze nie będzie. Władek już mnie zaprosił na ciepłe śniadanie do swojego samochodu. Natomiast ja poszedłem zobaczyć jak daleko jest do stacji paliwowej, ale po około 20 minutach zawróciłem, ponieważ nie było jej widać. Idąc z powrotem słychać było śpiewne nawoływanie z jednego z meczetów, przez głośniki. Śpiew ten był mi już znany z innych krajów muzułmańskich, a więc czas na ich modły. Wracając zacząłem liczyć samochody. Aż do mojego samochodu naliczyłem 136 głównie tureckich samochodów, a wśród nich stał Zygmunt, który również już nie spał. Więc wsiadłem do kabiny Zygmunta i po krótkiej rozmowie zauważyłem, że ma dużo lepsze samopoczucie jak wczoraj, twarz miał uśmiechniętą i oczy śmiejące. Dzisiaj miał już w sobie całkowicie innego ducha. Nie ma się co dziwić po tych trudnych przeżyciach, tę samotną jazdę zapewne długo będzie pamiętał.

Po zabraniu podstawowych artykułów, jak chleb, smalec, wędzony boczek, cebula i kubek, udałem się do Władka. Władek był mistrzem w smażeniu jajecznicy na boczku i cebuli. Umiał też dobrze gotować obiady i zupy. Ja nakroiłem chleba, uszykowałem herbatę, no i było pyszne śniadanie.

Parę minut po 7 usłyszeliśmy warkot tureckich samochodów stojących przed nami, a więc niedługo znowu zaczną się krótkie podjazdy. Poszedłem do swojego samochodu, który po podgrzaniu silnika ładnie odpalił. Po godzinie 8 zaczęliśmy podjeżdżać. W międzyczasie raz po raz przejeżdżały tureckie samochody, szukając miejsca aby gdzieś się wcisnąć w kolejkę oczekujących samochodów. Ruch na ulicy jest duży. Małe sklepiki są już czynne, w których to panuje spory ruch. Miasto znowu zaczęło tętnić życiem. No i jak to jest w ich zwyczaju, jadąc samochodem muszą trąbić. Bardzo nie lubią jak jadący przed nimi samochód zaczyna hamować, to zaraz sygnały idą w ruch. A jak do tego włączą się samochody ciężarowe i te ich okrętowe syreny, to na ulicy panuje prawdziwy koncert przeróżnych dźwięków. Irańscy kierowcy to już się chyba z tym rodzą. Ta dawna Persja to naprawdę ciekawy kraj, a to dopiero początek mojej podróży.

No i tak pomału dojeżdżam do stacji paliwowej. Są cztery stanowiska pomp, a przy nich pełno porozlewanego paliwa. Widać, że paliwo jest tutaj bardzo tanie i nikomu nie zależy na jednym czy dwóch litrach, które przeleje się z pełnego zbiornika na ziemię. Ja już uszykowałem sobie starą szmatę pod nogi, że jak wejdę do samochodu to abym miał w co wytrzeć ubrudzone obuwie, gdyż bardzo nie lubię jak buty ślizgają się po podłodze lub pedałach. Na stacji przy pompach stoi żandarmeria wojskowa i decyduje gdzie i kto ma podjechać. Panuje tutaj porządek, gdyż tureccy kierowcy „cwaniaki” próbowali jak zwykle podjechać bez kolejki. Ale i tym razem im się nie udało. Gdyby nie było tej żandarmerii wojskowej to na pewno panował by tutaj duży bałagan. Niektórzy kierowcy tureccy są niemożliwi, nie licząc się z nikim, próbują wjechać na siłę. Nawet pomimo tej dobrej organizacji dochodziło do rękoczynów i przepychanek z żandarmerią. Po zatankowaniu tylko 200 litrów, również tutaj musiałem dać paczkę papierosów, czyli bakszysz. Bo taki panuje tutaj zwyczaj, a tym bardziej, że my jesteśmy Europejczykami. Po zatankowaniu podjechałem do oczekującego Zygmunta, z którym to wspólnie poczekaliśmy na pozostałych kolegów. Dzisiejsze tankowanie idzie sprawnie.

Po uzgodnieniu, że musimy mieć ze sobą kontakt wzrokowy z samochodem, który jedzie za mną, i kontakt wzrokowy nie może zostać stracony. Musimy być czujni, bo jedziemy wszyscy razem i nie możemy nikogo zostawić samego, bo różnie to może być. Ruszamy o godzinie 12.30 tutejszego czasu. Jak zwykle jadę pierwszy, za mną Władek, Jacek, Marian, Piotr i ostatni jedzie weteran gór Zygmunt. Wyjeżdżając z Tabritz droga jest czysta i sucha, tylko na poboczach jest dużo śniegu.

opowiadania ciezarowka do iranu 16-1

Irańska służba drogowa sprawnie działa. Pogoda jest bardzo ładna, świeci słońce, jest minus 11 stopni. W mojej kabinie znowu zrobiło się ciepło. Ale po ujechaniu kilkunastu kilometrów zaczynamy wjeżdżać w góry i zaczynają się podjazdy i zjazdy, a na drodze zaczyna pokazywać się śnieg i lód. Zrobiło się ślisko i trzeba jechać wolniej, a w mojej kabinie daje się zaraz odczuć zimno. Chyba za wcześnie pochwaliłem tę służbę drogową. Dobrze, że te podjazdy nie są takie długie i strome jak w Turcji. Po ujechaniu kilkunastu kilometrów wyjeżdżamy z tych gór, a droga znowu  jest czysta i można szybciej jechać. Jedziemy teraz szerokim wąwozem, a po obu stronach widać zaśnieżone góry.

opowiadania ciezarowka do iranu 16-2

Jadące z naprzeciwka samochody osobowe są bardzo pordzewiałe i poobijane, z krzywymi zderzakami bez lamp reflektorowych i z trzęsącymi się błotnikami. Jest to niesamowite, że takie samochody mogą jeździć po drogach, a policja na to nie reaguje. Droga odcinkami jest dość mocno pofalowana, niekiedy są dłuższe podjazdy i zjazdy z licznymi zakrętami, ale można jechać 60-70 km/h. Nie jest tak źle, bo w kabinie znowu mam ciepło, a to już jest bardzo dobrze i jedzie się naprawdę  przyjemnie. Przejeżdżając przez miejscowość Miyanch natrafiliśmy na przy uliczne targowisko. Widać ten prawdziwy urok nieznanego mi dotąd świata. Zrobiłem dwa zdjęcia na pamiątkę.

opowiadania ciezarowka do iranu 16-3 opowiadania ciezarowka do iranu 16-4

Kilka kilometrów za miastem znowu pojawiają się ośnieżony góry. Jak się później okazało nie było trudności z przejechaniem ponieważ droga była czysta, tylko kilka małych i większych podjazdów.

opowiadania ciezarowka do iranu 16-5 opowiadania ciezarowka do iranu 16-6

Po przejechaniu przez te góry znowu wjeżdżamy w dolinę. Droga równa i sucha a więc można osiemdziesiątką smykać. Jadąc taką szybkością to drogi naprawdę ubywa. A w kabinie jak cieplutko, aż nie do wiary. Z daleka widzę dwa mocno rozbite samochody tureckie. Następnie przejeżdżamy przez jedną z małych miejscowości i znowu ten charakterystyczny bliskowschodni urok.

opowiadania ciezarowka do iranu 16-7

opowiadania ciezarowka do iranu 16-8

Pomału zaczyna zapadać zmrok, a na drodze zaczynają się pojawiać nieoświetlone samochody osobowe. Jak na razie to tylko samochody ciężarowe są ładnie oświetlone, mają dużo pozakładanych kolorowych lampek i z daleka są bardzo widoczne. Natomiast samochody osobowe mają niekiedy tylko jedno małe światełko pozycyjne z lewej lub prawej strony. To są naprawdę prawdziwi samobójcy, bo to, że oni sami nic nie widzą, to na dodatek oni dla nas są tym bardziej niewidoczni. Trzeba naprawdę bardzo uważnie patrzeć na drogę i uważać, aby nie zostać zaskoczonym na tych drogach, przez te nieoświetlone samochody. My jesteśmy niestety  obcokrajowcami i naprawdę musimy bardzo uważać, bo możemy mieć kłopoty, o których wspominali koledzy wracający z Iranu.

No i tak dojechaliśmy do miasta Zanjan i widzę długą kolejkę stojących samochodów tureckich, które na pewno oczekują na paliwo. Ja również się zatrzymuję za nimi i staję w kolejce, a za mną pozostali koledzy. Po ustawieniu się idę zobaczyć czy wszyscy koledzy dojechali w komplecie. No i bardzo dobrze dojechaliśmy wszyscy razem. Dzisiaj na pewno już nie zatankujemy, bo na tutejszy czas jest  godzina 21. Jak dobrze pójdzie, to możemy dzisiaj jeszcze trochę podjechać, bo do 22 będą tankować samochody, a później znów czas dla mieszkańców. Po przyjściu do samochodu zabrałem się do opisywania karty drogowej i tarczki tachografu.  W krótkim czasie podjechaliśmy jeszcze może z 200-300 metrów i znowu postój. Po godzinie jeszcze udało się podjechać do przodu o 100 metrów i w tureckich samochodach światełka pogasły, czyli na dzisiaj koniec podjazdów.

Jest teraz godzina 23 więc trzeba zrobić kolację, bo jest jeszcze ciepło w kabinie. Po chwili przyszedł Władek i mówi żebym przyszedł do niego na ciepłą herbatę i kolację. Po kolacji jak zwykle wypiliśmy po małym groczku na lepsze spanie i poszedłem do swojego samochodu. Znowu uruchomiłem swój mały piecyk, abym mógł się umyć i wejść do ciepłego śpiwora, po czym ubieram się ciepło i włączam radio szukając polskich wiadomości. Ale nic z tego, Polskie Radio z wiadomościami już nie ma tutaj zasięgu. Szkoda, bo miło jest słyszeć polską mowę lub muzykę w tym dalekim i nieznanym mi kraju. Dochodzi godzina 22 naszego czasu, a więc jest już po północy czasu irańskiego. Nadszedł czas na spanie, bo w samochodzie zrobiło się już chłodno. Juto na pewno będę miał czas, stojąc w kolejce, aby opisać dzisiejszy dzień.

Dzisiaj przejechaliśmy 317 kilometrów i przepracowaliśmy 13 godzin.

Orientacyjna mapa dzisiejszej trasy:

Autorem tekstu jest Adam Frąckowiak, którego osobę przedstawiałem we wstępie dostępnym TUTAJ. Seria tekstów o transporcie do Iranu powstaje dzięki pomocy Niezależnego Forum Nowego Tomyśla i okolic.


Kolejny odcinek: Wspomnienia z trasy do Iranu w barwach PEKAES Warszawa – część 17

Poprzednie odcinki – TUTAJ