Wrażenia z jazdy nowa Scanią serii L, czyli co oferuje kabina schodząca ledwie 10 cm nad ziemię

Powyżej: Seria L w trakcie przyklęku

Pierwsze Scanie z niskowejściowymi kabinami zaczęły się pojawiać jeszcze za czasów serii 4. Były to pojazdy wykonywane na specjalne zamówienie i kierowane praktycznie tylko do odbiorców z branży komunalnej. Teraz natomiast niskowejściowe Scanie wchodzą na zupełnie nowy poziom, mając przed sobą nową rolę i nowe oczekiwania. Przede wszystkim, mają być one ofertą nie tylko dla branży komunalnej, ale także dla zwykłej dystrybucji. Chce się je sprzedawać w większej ilości egzemplarzy oraz pod nową nazwą, w ramach specjalnie w tym celu stworzonej serii L. I właśnie takimi pojazdami, z literą L na przodzie, miałem okazję pokierować w ubiegłym tygodniu.

Scania serii L, podobnie jak i inne pojazdy niskowejściowe, ma być odpowiedzią na wielkomiejskie problemy. Wynika to przede wszystkim z doskonałej widoczności z kabiny, ustawionej równie nisko, co w autobusach miejskich. Nawet jeśli ktoś stanie tuż przed naszym zderzakiem, dostrzeżemy go bez większego problemu. Zobaczymy też osoby stojące z boku kabiny, dzięki przeszklonym drzwiom pasażera.

Druga sprawa to komfort kierowcy. Wchodzenie do pojazdu jest bajecznie łatwe, dzięki szerokim, nisko umiejscowionym stopniom. W ofercie są nawet dwie opcje, z jednym lub dwoma stopniami na stronę. W tej pierwszej opcji w standardzie otrzymamy system przyklęku, w drugiej zaś jest on opcją. A jak to wygląda w praktyce? Wystarczy, że zatrzymamy ciężarówkę, odepniemy pas bezpieczeństwa i samochód już zaczyna się obniżać. W przypadku wersji z dwoma stopniami, ten dolny zejdzie wówczas do ekstremalnie niskiego poziomu 10,5 centymetra. Kiedy natomiast będziemy chcieli ruszyć, pojawia się wybór – albo pozwolimy na automatyczne podniesienie kabiny, albo wymusimy jazdę w tym położeniu, z prędkością do 30 km/h. Co też ważne, seria L standardowo otrzymuje metalowy zderzak, więc nie trzeba się martwić się o jego łatwe uszkodzenie.

Tutaj trzeba zaznaczyć, że poruszanie się serią L wymaga pewnego przyzwyczajenia. Samochód ma bowiem bardzo długi zwis przedni, a miejsce kierowcy znajduje się przed kołem. W praktyce manewruje się więc jak autobusem. Choć ma to też bardzo dobre strony – przesunięcie przedniej osi do tyłu oznacza krótszy rozstaw osi oraz mniejszy promień skrętu. I faktycznie, muszę tutaj przyznać, że seria L z napędem 6×2 wprost imponuje zwrotnością.

Powyżej: Seria L w położeniu do jazdy

Abstrahując już od manewrowania oraz przedniego zwisu, za kierownicą nowej Scanii właściwie nie czujemy się jak w ciężarówce. Pozycja za kierownicą przypomina przerośnięte auto osobowe, jest bardziej leżąca, z kierownicą wyciągniętą mocno do siebie. Wynika to z faktu, że seria L ma ogromny zakres wzdłużnej regulacji fotela. Można go przesunąć bardzo daleko, by w ten sposób ułatwić sobie wysiadanie z kabiny. A przy okazji, jeśli mamy długie nogi, można też usiąść daleko od przedniej szyby. Kolejna sprawa to fakt, że siedzimy po prostu nisko, a umiejscowienie osi za fotelem ogranicza dyskomfort przy poprzecznych nierównościach. Można to docenić zwłaszcza na uliczkach z progami spowalniającymi.

Cały pulpit został przeniesiony bezpośrednio z Scanii innych serii, a więc jest bez najmniejszego zarzutu. Lusterka również są takie same, a w połączeniu z niskim położeniem szoferki, dają wprost doskonały widok. Nie przeszkadza też obudowa silnika – jest wystarczająco wąska, by nie obijać się o nią przy manewrach. To swoją drogą bardzo istotna wiadomość, wszak w wersji do zbiórki odpadów, na tej obudowie mają znajdować się dwa dodatkowe fotele dla załogi.

Z wyposażenia bardziej specjalistycznego, mamy też asortyment fabrycznych kamer. Mogą być to typowe kamery cofania, jak i systemy pokazujące widok dookoła pojazdu, łącząc obraz z czterech kamer jednocześnie. Jest także kamera przednia, uruchamiająca się automatycznie po wykryciu zbliżającej się przeszkody. Na tylnej ścianie zamontowano natomiast uniwersalną belkę, pozwalającą zawiesić robocze ubrania, czy dedykowane, wiszące schowki.

Co też ciekawe, ze Scanii innych serii przeniesiono elementy typowo długodystansowe. Przed nogami pasażera znajduje się wyciągany i rozkładany stolik, możemy sobie zamówić fabryczne reflektory dalekosiężne, czy tempomat przewidujący topografię terenu. Do tego w ofercie są kabiny z podwyższonym dachem Normal lub Highline. Są to takie same podwyższenia jak w R-kach, czy S-kach, oferujące nawet taki sam układ schowków. Swoją drogą, kiedy wrzuciłem jedno zdjęcie z testów na Facebooka, ktoś skomentował, że to w końcu szansa na podwyższony dach w autotransporterze. I choć chyba miał być to żart, to tak naprawdę coś w tym jest. W takiej serii L z dachem typu Normal, przed prawym fotelem można się niemal wyprostować, a w Highline zrobimy to bez najmniejszego problemu. Nie brakuje schowków i da się łatwo przejść z jednej strony kabiny na drugą, bez żadnego czołgania. W porównaniu z typową kabiną autotransportera to wręcz luksusy, a przy tym nie zabrakłoby przestrzeni na górny pokład.

Problem jednak w tym, że Scania serii L nawet w największej kabinie nie posiada opcji łóżka, jako że ma być to pojazd typowo miejski. Jest to tym bardziej ciekawe, że w ofercie mamy tylko i wyłącznie kabiny przedłużone. Za fotelami mają one przestrzeń bagażową, a także dalszą część obudowy silnika. Oferta samych silników też jest ograniczona, rozpoczynając się i kończąc na motorze 9-litrowym. Ta pięciocylindrowa jednostka oferuje od 280 do 360 KM i od 1350 do 1700 Nm. Jest to silnik jak najbardziej sprawdzony, znany także z pojazdów poprzedniej generacji. Nie wymaga on systemu recyrkulacji spalin, zadowalając się samym AdBlue, a do tego oferuje jak najbardziej wystarczającą moc oraz siłę hamowania.

Do wyboru są też trzy różne skrzynie biegów, w tym dwie zautomatyzowane oraz jedna całkowicie automatyczna. Te pierwsze to popularne konstrukcja Scania Opticruise, oferujące osiem lub dwanaście przełożeń i znane także z pojazdów innych serii. Autorem całkowicie automatycznej skrzyni jest natomiast słynny Allison, dostarczający skrzynie głównie do podwozi pod śmieciarki.

Skoro już o napędzie mowa, pojawia się też kwestia hałasu. Jego odizolowanie wygląda inaczej niż w typowych ciężarówek, jak że silnik znajduje się tak naprawdę wewnątrz kabiny. Dlatego też, co zauważyłem przy hamowaniu układem wydechowym, dźwięk nieco bardziej przenosi się do kabiny. To przy okazji kolejny dowód na to, że seria L ma być pojazdem typowo do miasta, stworzonym z myślą o niższych prędkościach.

A ile za to wszystko będzie trzeba zapłacić? Mówiąc bardzo ogólnie, Scania serii L będzie o maksymalnie kilkanaście tysięcy euro droższa niż porównywalna ciężarówka z kabiną nad silnikiem. Jest to oczywiście kwota niemała, choć niskowejściowa konkurencja potrafi być znacznie droższa. Wynika to z faktu, że seria L wykorzystuje tak wiele elementów z pojazdów innych serii, na czele z większością kabiny. To natomiast oznacza niższe koszty produkcji.

Jak na razie to by było na tyle. Już wkrótce opublikuję jednak kolejny tekst, tym razem dotyczący nowych Scanii serii P oraz nowych, 6,7-litrowy silników. Również i te pojazdy miałem bowiem okazję prowadzić na początku maja.

Jako że na moich zdjęciach nie ma żadnej serii L ze średnim dachem typu Normal, jej zdjęcia załączam poniżej: