Wizyta unijnego komisarza u producenta ciężarówek – rozmowy dalekie od realiów

Apostolos Tzitzikostas, nowy Europejski Komisarz ds. Zrównoważonego Transportu i Turystyki, ma za sobą pierwszą wizytę w Niemczech. Prowadziła ona do Monachium, do siedziby marki MAN, gdzie rozmawiano przede wszystkim o elektryfikacji oraz automatyzacji ciężarówek.

Nowe unijne założenia, przyjęte w ubiegłym miesiącu i mające uratować europejski przemysł motoryzacyjny, poluzowały ekologiczne wymogi dla producentów aut osobowych, ale za to utrzymały bardzo restrykcyjne normy dla producentów ciężarówek. Zamiast tego firmom z branży ciężkiej motoryzacji obiecano zwiększone fundusze na budowę szybkich ładowarek, a także wydłużone ulgi dla przewoźników jeżdżących na prądzie.

Elektryki

Jak czytamy w podsumowaniu spotkania, MAN w pełni poparł unijne działania,  nazywając nacisk na elektryfikację transportu „krokiem we właściwym kierunku”. Firma potwierdziła to stwierdzeniem, że dysponuje już pełną gamą ciężarówek elektrycznych, oferujących do 42 ton DMC i dysponujących „dziennym zasięgiem” do 800 kilometrów. Tutaj od razu należy się jednak wyjaśnienie – ten „dzienny zasięg” zakłada, że kierowca odbędzie krótką pauzę pod szybką ładowarką, mogąc dzięki temu odzyskać zasięg na kolejne 4,5 godziny jazdy.

Autopiloty

Komisarzowi zaprezentowano też inną technologię, mianowicie MAN-a TGX wyposażonego w autopilota 4 stopnia, a więc urządzenie zdolne prowadzić pojazd całkowicie samodzielnie, po drogach wszystkich kategorii. Niemiecki producent podkreślił, że jest to pierwszy ciężarowy autopilot o tak wysokim stopniu zawansowania, który uzyska dopuszczenie do publicznych testów na niemieckich autostradach. Zapowiedziano też, że do 2030 roku urządzenia tego typu trafią do powszechnego użytku, odpowiadając za prowadzenie ciężarówek na stałych liniach między centrami dystrybucyjnymi.

Kary dla producentów

Jeśli chodzi o krytykę, to MAN odniósł się do zapowiedzi wyjątkowo wysokich kar, jakie mają być nakładane na producentów ciężarówek w przypadku niewystarczającego ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. Mają to być kary nawet 25-krotnie wyższe niż w przypadku producentów aut osobowych. Zdaniem niemieckiego producenta, coś takiego jest zupełnie niesprawiedliwe, tym bardziej, że elektryczne ciężarówki jak najbardziej zostały opracowane i wprowadzone na rynek. A to, że nadal mają one minimalny udział w sprzedaży, to już nie jest wina producentów, lecz infrastruktury lub przepisów.

Czytając to wszystko trudno nie pokusić się o pewną dygresję. Oto bowiem mamy spotkanie z najważniejszym unijnym urzędnikiem odpowiedzialnym za transport drogowy, a tematy i wnioski z rozmów wydają się kompletnie oderwane od dzisiejszej, transportowej rzeczywistości. Gdy bowiem w Monachium dyskutowano o masowym sprzedawaniu elektryków, pauzowaniu się pod ładowarkami i przemierzaniu Niemiec na autopilocie, realnym problemem pozostaje niewielka sprzedaż jakichkolwiek ciężarówek (jako że przewoźnicy są w poważnym kryzysie), znalezienie jakiegokolwiek miejsca na pauzę (jako że parkingi są skrajnie przepełnione i niedofinansowane), a także przejechanie przez Niemcy w jakichkolwiek sposób (z uwagi na zatory, remonty i wypadki, które ciągle biją nowe rekordy).