Wielka upadłość w norweskim transporcie – koniec lidera rynku i setki milionów strat

Fot. Sørum Transport

Z Norwegii docierają informacje o zaskakującej upadłości. Ogłosił ją jeden z największych przewoźników w tym kraju, a wymieniane przy tym kwoty opiewają na setki milionów koron.

Sprawa dotyczy firmy Sørum Transport, posiadającej około 200 zestawów, wykorzystującej przede wszystkim silosy i określającej się największym przewoźnikiem materiałów sypkich w całej Norwegii. Od około trzech tygodni pojawiały się informacje o odnotowywanych w tej firmie problemach finansowych, natomiast w miniony piątek, w bardzo wczesnych godzinach porannych, do pracowników rozesłano e-maile obwieszczające upadłość.

W chwili obecnej, niemal tydzień po tych wiadomościach, Sørum Transport faktycznie jest przedsiębiorstwem upadłym i pilnie potrzebuje inwestora. Syndyk zamierza sprzedać firmę w całości, wraz z kompletną flotą, co przy uwzględnieniu jej specyfiki oraz rozmiarów zapowiada się jako bardzo ciekawa transakcja. Chętnych na zakup podobno jest nawet kilkunastu i do końca bieżącego tygodnia sprawa powinna zostać doprowadzona do skutku.

W skandynawskich warunkach tak duże upadłości są olbrzymią rzadkością. Sprawa postrzegana jest też jako bardzo kontrowersyjna, z uwagi na historię firmy Sørum Transport. Otóż w okresie 1986-2023 przedsiębiorstwo miało stabilnie rozwijać się w rękach swojego założyciela. Następnie ów założyciel postanowił odpocząć po czterech dekadach ciężkiej pracy, ograniczając swoje obowiązki i sprzedając firmę zaprzyjaźnionym, młodszym inwestorom. Na czele pojawił się więc nowy prezes, który natychmiast rozpoczął szereg inwestycji, przejmując mniejszych, konkurencyjnych przewoźników i szybko rozbudowując dzięki temu flotę. Nowy właściciel miał być też znany z zamiłowania do kosztownego sprzętu, jeżdżąc włoskimi supersamochodami, a krótko przed upadłością zamawiając wyjątkową, przedłużoną Scanię, jako prezent na swoje 50. urodziny. W norweskich realiach kulturowych takie zachowania są niezbyt dobrze widziane.

Dziś już wiadomo, że po dwóch latach przyspieszonego rozwoju przyszła nagła upadłość. Sam nowy prezes stwierdził w mediach, że do końca próbował temu zapobiec, także poprzez wyprzedaż prywatnego majątku i próby dofinansowania firmy. W trybie pilnym miał się pozbyć między innymi wspomnianych samochodów marki Ferrari oraz Lamborghini. Poinformował też pracowników, że upadłość bezpośrednio dotknie go finansowo, oznaczając stratę w wysokości około 200 milionów koron, czyli około 70 milionów złotych.