Flota opolskiej firmy Piomar wzbogaciła się o dwa ciągniki siodłowe na płynny gaz ziemny (LNG). I zapewne byłaby to historia jakich ostatnio wiele, gdyby nie pewna bardzo ciekawa informacja. Otóż każdy z tych ciągników ma przejechać po 35 tys. kilometrów miesięcznie!
Wszystko jest częścią projektu realizowanego dla jednego, konkretnego klienta. Firma ta potrzebowała stałych przewozów między Polską a Belgią, a jednocześnie miała bardzo wysokie wymagania w zakresie efektywności. Ostatecznie zdecydowano się więc na dwa gazowe zestawy, których przestoje ograniczy się do absolutnego minimum.
Zacznijmy od tego, że oba zestawy nie będą nawet wjeżdżały w głąb Polski. Na tankowanie dojadą tylko do Krzywej przy autostradzie A4, a więc oddalą się od granicy na niecałe 70 kilometrów. Również na pograniczu mają dokonywać się podmiany naczep, uprzednio załadowanych przez inne, jeżdżące po kraju ciągniki.
Kluczowa jest także kwestia planowania odpoczynków. Na każdy z ciągników ma przypadać po trzech kierowców, zmieniających się po drodze i odbywających odpoczynki poza kabinami. Ich podmiany będą odbywały się przy polsko-niemieckiej granicy, a także w zachodnioniemieckiej miejscowości Recklinghausen, gdzie zapewnione zostanie stałe miejsce do noclegu. Dzięki temu żaden z ciągników nie utknie na 9 lub 11 godzin postoju.
Pamiętajmy też, że w Niemczech obowiązuje zwolnienie gazowych ciężarówek z opłat drogowych. Cały dystans z Polski do Beneluksu będzie więc pokonywany bez uiszczania jakiegokolwiek myta. To zapowiada ogromne oszczędności, a przy okazji będzie można pochwalić się ekologicznym charakterem transportów.
A o jakich konkretnie ciągnikach jest tutaj mowa? Piomar wybrał Volvo FH 460 LNG Globetrotter, a więc ciężarówkę wyróżniającą się na tle konkurencji. Pojazd ten miesza LNG z około 5-procentową domieszką oleju napędowego, przez co silnik nadal pracuje w trybie wysokoprężnym. Nie potrzebuje przy tym świec zapłonowych, ale za to musi korzystać z płynu AdBlue. Jest też w stanie poruszać się na oleju napędowym, na przykład w sytuacji awaryjnej. Prędkość jest wtedy ograniczona do 20 km/h, ale jak najbardziej da się jechać.
Choć jest też pewna wada, w postaci ograniczonego zasięgu. Jako że FH LNG potrzebuje dodatkowego zbiornika na olej napędowy, a także zbiornika AdBlue, gaz można przewozić tylko z jednej strony ramy. To ogranicza zasięg do około 1000 kilometrów, podczas gdy gazowe wersje Scanii lub Iveco, jeżdżące na samym tylko LNG, mając zasięgi rzędu 1300 lub 1600 kilometrów. Dlatego też na omawianej trasie Volvo będzie musiało zatankować nawet trzy razy: w Polsce, w Niemczech i prawdopodobnie w Niderlandach.
Dlaczego więc padło akurat na Volvo Trucks? Jak wyjaśnił mi Aleksander Duda, Kierownik Transportu i Spedycji w firmie Piomar, jest to efekt długoletniej współpracy. Volva pracują w Piomarze od samego początku, a i na ten rok zamówiono kolejne 40 egzemplarzy modelu FH. Wybranie „gazowców” właśnie od tego producenta było więc naturalnym uzupełnieniem transakcji. Ponadto firma doceniła możliwość przejścia we wspomniany tryb awaryjny, na wypadek braku dostępu do gazu, podczas gdy firmowi kierowcy docenili wysoki komfort jazdy, znany im już z dieslowskich wersji FH.