Volvo FH Electric trafiło do oferty – duża kabina, 300 km zasięgu, 664 KM mocy i zaporowa cena

Volvo FH Electric to już nie tylko prototyp. Od teraz klienci mogą składać na nie zamówienia, a pierwsze odbiory przewidziane są na drugą połowę 2022 roku. Taką informację opublikowali dzisiaj przedstawiciele Volvo Trucks z wybranych krajów zachodnich.

Ten rynkowy debiut dotyczy całej gamy ciężkich pojazdów z przydomkiem Electric. Są to modele FM, FMX oraz FH, w dystrybucyjnych, budowlanych oraz typowo szosowych konfiguracjach. Można przy tym wybierać między dwiema, trzema oraz czterema osiami, dostępne są rozmaite wielkości kabin, a także pojawił się wybór w zakresie baterii. Jest też cała oferta przystawek mocy, a DMC zestawu może sięgnąć nawet 50 ton.

Mnie szczególnie zainteresowało FH Electric. O ile bowiem budowlane lub dystrybucyjne ciężarówki na prąd przewijały się już w branży, to elektryczna wersja długodystansowego modelu jest rzeczą co najmniej nietypową. Można się wręcz zastanawiać, czy określenia „elektryczna wersja” oraz „długodystansowy model” nie są swoimi zaprzeczeniami. Dlatego poniżej skupię się na samym FH Electric, przedstawiając czego mogą spodziewać się klienci.

Volvo FH Electric dostępne jest zarówno w wersji pod zabudowę, jak i jako ciągnik siodłowy. Wybierać można między bateriami o pojemności do 540 kWh, a do tego dochodzi jeden wariant elektrycznego silnika. Jego moc ciągła, dostępna w sposób stały, wynosi 490 kW, czyli około 664 KM. Jest też maksymalny moment obrotowy 2400 Nm, dostępny już przy ruszaniu z miejsca. Wszystko to zapowiada więc fantastyczną dynamikę. Przy okazji napędu pojawia się też ogromna ciekawostka. Bo choć mowa tutaj o „elektryku”, na pokładzie nie brakuje najprawdziwszej, 12-biegowej skrzyni. To popularny, zautomatyzowany I-Shift, wywodzący się z ciężarówek spalinowych, choć poddany tutaj pewnej modyfikacji.

Kolejna sprawa to kabiny. Volvo FH Electric dostępne jest z niemal pełną ofertą nadwozi, za wyjątkiem największego i wyjątkowo rzadko spotykanego Globetrottera XXL (wersja wydłużona o 25 centymetrów, opisywana tutaj). Możemy się więc zdecydować na przykład na kabinę Globetrotter XL, powszechnie wykorzystaną do transportu międzynarodowego. Czy natomiast kierowca „elektryka” będzie miał w ogóle okazję, by skorzystać z sypialnej części nadwozia? Na pewno będzie to wymagało wyjątkowo dobrego planowania i bardzo częstego ładowania. Wyliczono bowiem, że Volvo FH Electric z największym zestawem baterii może osiągnąć od 300 kilometrów zasięgu. Następnie samochód będzie wymagał ładowania, które ze standardową ładowarką 43 kW potrwa 10 godzin. Ewentualnie można kupić znacznie szybszą ładowarkę 250 kW, choć to niestety kosztowna opcja.

A skoro już o kosztach mowa, to na koniec mamy kwestię ceny. Jak donosi niderlandzki magazyn „TTM”, elektryczna ciężarówka będzie nawet cztery lub pięć razy droższa od spalinowego odpowiednika. Dodatkowo będzie też bardzo ciężka, ważąc o średnio 2,5 tony więcej. W obecnej sytuacji trudno więc mówić o jakiejkolwiek opłacalności. Choć Volvo Trucks  podkreśla, że to jedynie kwestia czasu. Do 2025 roku ciężarówki elektryczne mogą być porównywalne kosztowo ze spalinowymi, z racji ograniczenia kosztów produkcji, zmian akcyzowych oraz programów z dopłatami.