Volvo F10 z 1986 roku – weteran szos, który aż do 2013 roku pracował na polskich i czeskich drogach

M3321T-0016

Oczywiście nie mógłbym zacząć tego artykułu bez przywołania tekstu o niebieskiej Scanii 113 360 opisywanej w artykule 25-letnia Scania 113 po trzech milionach kilometrów – „nie sztuką kupić nowe, sztuką utrzymać stare”. Nie brakowało pod nim entuzjastycznych komentarzy, a także próśb o kolejne podobne teksty. No to mam dobrą wiadomość – chciałbym właśnie zaprezentować kolejnego weterana polskich szos, tym ciekawszego, że jest to ciągnik siodłowy z kompletnie niespotykanej już na naszych drogach serii F10 od Volvo. Tak naprawdę niespotykany jest już nawet ten konkretny egzemplarz, który niemal dwa lata temu niestety zakończył swoją transportową karierę, a nawet opuścił nasz kraj. Niemniej nadal historia tego pojazdu ma szczęśliwe zakończenie, gdyż czerwone Volvo udało się na emeryturę, trafiając w ręce niemieckiego kolekcjonera starych ciężarówek mającego przywrócić mu pełny blask.

Ciężarówka, o której mowa to Volvo F10 z 1986 roku, czyli egzemplarz z przedostatniego roku produkcji pierwszej generacji tego modelu, wyróżniającej się przede wszystkim okrągłymi przednimi reflektorami. Pod czerwoną kabiną w niskiej, sypialnej wersji zamontowano stosunkowo niewielki, 9,6-litrowy silnik TD101 z intercoolerem, a także skrzynię biegów z „połówkami” o łącznie szesnastu przełożeniach w klasycznym układzie H. Auto przez osiem lat było w posiadaniu rodzinnej firmy z Chałupek nieopodal czeskiej granicy, prowadzonej przez Adama Wydrę i jego syna Marcina. I to właśnie Marcinowi oddaję teraz głos:

volvo_f10_1986_weteran_szos_polska_08

Osiem lat bezproblemowej pracy

Volvo zostało sprowadzone do Polski na przełomie lat 1999/2000 z Francji. Z tego co udało mi się ustalić, we Francji jeździło ono z naczepą-cysterną, co tłumaczy zastosowanie w nim wysokiej podstawy siodła, pozycjonującej je na wysokości 135 cm. Po sprowadzeniu do naszego kraju samochód przez parę lat stał praktycznie nieużywany w pobliskiej stacji benzynowej, a w końcu w 2006 roku trafił do naszej rodzinnej firmy, jeżdżąc dla nas do 2013 roku. O jego zakupie tego pojazdu zadecydował bezapelacyjnie bardzo dobry stan techniczny, który potrafił cały okres naszej eksploatacji, kiedy auto nie miało praktycznie żadnej awarii. Volvo zawsze wracało na bazę o własnych siłach, a jako jednyną poważniejszą usterkę mogę podać pęknięcie gumowego przewodu z układu chłodzenia. Na przykład do sprzęgła nikt natomiast nigdy nie zaglądał, bo nie było takiej potrzeby.

Ciągnik siodłowy jeździł głównie z trzyosiową naczepą-platformą marki Trailor. Jako ciekawostkę podam, że naczepa ta posiadała zawieszenie na resorze, a jej osie również wyprodukował Trailor. Ich łożyska zalane były olejem, przez co opory toczenia były dużo mniejsze niż w przypadku standardowych łożysk na piaście, smarowanych typowym smarem łożyskowym. Godna uwagi była też podłoga standardowa dla naczep francuskich – profil deska. Zlecenia transportowe jakie wykonywano przy wykorzystaniu tej naczepy, jak i też innych konstrukcji były przeróżne. Nigdy nie była to typowa praca pod spedycją z plandeką, z racji, że nasza firma nie współpracuje na stałe z żadną firmą pośredniczącą. Główne ładunki jakie przewoził samochód to: pozostałości rolne, materiały budowlane, wyroby hutnicze, a także wszelakie nietypowe transporty, w tym częściowo ponadnormatywne, jak blachy szerokie ponad standard, elementy dźwigów, liny kopalniane, elementy konstrukcyjne. Były to trasy zarówno krajowe, od tych lokalnych, aż po liczące po 400 kilometrów w jedną stronę, jak i trasy międzynarodowe do Czech, głównie z wyrobami hutniczymi.

M3321T-0016

Mały silnik i małe spalanie

Przed zakupem tego samochodu próbowaliśmy zasięgnąć informacji w kilku serwisach Volvo Trucks na temat jego silnika i faktycznej mocy. Generalnie był problem z określeniem rzeczywistej wartości mocy  tej jednostki napędowej, a różne źródła podawały różne wartości. Jedno źródło podawało 280 KM, inne zaś 340 KM. Wartością podaną w dowodzie rejestracyjnym było 250 kW, czyli właśnie 340 KM i po kilku latach eksploatacji auta jestem w stanie w wartość tę uwierzyć. Czy mocy brakowało? Na płaskim terenie nie było raczej większego problemu, choć na dłuższych podjazdach można było odczuć brak tych kilku koni. Dla dobrego kierowcy nie było to jednak większym problemem, gdyż 16-biegowa skrzynia biegów dawała odpowiednie pole do popisu. W efekcie dynamika całości była jak najbardziej do zaakceptowania, a spalanie wahało się od 28 do 40 l/100km. Tę dolną wartość można było przyjąć przy jeździe z lekkimi ładunkami rzędu kilku ton, a 40 litrów auto potrzebowało na przykład przy typowej pracy pod wywrotką, gdzie do przejechania było 15 kilometrów w jedną stronę, z czego połowa po mieście. Ogólnie można więc stwierdzić, że samochód nie palił dużo, co było głównie zasługa tego, że przez cały okres naszej eksploatacji autem jeździł  praktycznie tylko ojciec. A jak wiadomo, jedziesz swoim to i dbasz jak o swoje.

M3321T-0016

Wnętrze niczym w 1986 roku

Kabina sama w sobie była zawieszona komfortowo jak na swoje czasy – postawiono ją na czterech sprężynach, podczas gdy niektóre Scanie „trójki”, a nawet „czwórki” z przodu miały kabinę zamocowaną na sztywno. Zawieszenie Volvo bardzo dobrze pracowało na naszych drogach, choć niestety fotele mogłyby być lepsze. Zarówno ten kierowcy, jak i pasażera nie były amortyzowane pneumatycznie, lecz oparte na sprężynach z amortyzatorami o regulowanej twardości. Do tego należy pamiętać, że osie zawieszone były na resorze, co też „troszkę” dawało w kość 😉 Do minusów zaliczyłbym również spory hałas w kabinie, któremu jednak trudno się dziwić patrząc na tunel silnika mocno wdzierający się do kabiny.

Z wyposażenia kabiny w ponad dwudziestoletnim aucie działało po prostu wszystko. Wskaźniki pokazywały swoje wartości, klimatyzacja chłodziła jak należy, a ogrzewanie było bardzo wydajne. Na suficie była nawet niezerwana od nowości folia, komplet oryginalnych naklejek, a na blendzie przeciwsłonecznej widoczna była podręczna instrukcja obsługi. Każdy przełącznik był na swoim miejscu, jego podświetlanie działało, każdy z zegarów świecił i nie było mowy o jakimkolwiek druciarstwie. Coś takiego trudno dzisiaj niestety spotkać nawet w niektórych samochodach kilkuletnich. Pod względem zachowania kabiny ten samochód był tak idealny, że miałem straszny problem gdy chcieliśmy potem kupić jakiś inny, nowszy ciągnik. Człowiek był przyzwyczajony do tego, że kilkudziesięcioletni samochód może wyglądać normalnie i oryginalnie, wchodził do czegoś nowszego i nagle przeżywał lekkie załamanie.

Interesujący jest też fakt, że standardowo samochód wyposażony był w tzw. mokre ogrzewanie postojowe mokre, które poza kabiną ogrzewało również silnik. Tego typu rozwiązanie miało zarówno zalety jak i wady. Z jednej strony w zimę nigdy nie było problemu z rozruchem silnika, lecz z drugiej strony „mokre” ogrzewanie nie było zbyt ekonomiczne. W związku z powyższym ostatecznie zamontowaliśmy drugie, suche ogrzewanie postojowe, więc naprawdę nie było mowy o jakimkolwiek zimnie w kabinie. Choć w kabinie raczej zbytnio się nie spało, a trasy zazwyczaj były tak poukładane, że zjeżdżało się codziennie do miejsca wyjazdu lub też przejeżdżało przez dom po drodze do Czech.

volvo_f10_1986_weteran_szos_polska_01

Idealny do pracy na Śląsku

Auto miało krótki rozstaw osi, liczący około 3,4 metra, dzięki czemu ciągnik stanowił z naczepą platformą idealny zestaw do jazdy w ciasnych miejscach.  Pamiętam jak ojciec jeździł na budowę parkingu na opolskim odcinku autostrady A4, zapatrując firmę w kostkę brukową. Nie było wówczas najmniejszego problemu żeby przeciskać się po tzw. „serwisówkach”, podczas gdy inni przewoźnicy musieli dojeżdżać okrężną drogą. Dodatkowym plusem przy tego typu pracy była niska kabina. Oryginalny „komin” zasysający powietrze co prawda wystawał dość znacznie ponad kabinę, lecz na potrzebę kursów, które wymagały niskiego auta, mieliśmy też drugi komin, kończący się na równi z dachem. Ten kto choć trochę pojeździł po śląskich zakamarkach szybko doceniłby całkowitą wysokość na poziomie niewiele ponad 3 metrów – większość starych, niskich wiaduktów nie stanowiła tutaj problemu. Dziś, jeżdżąc MAN-em TGA, niejednokrotnie wspominam ten samochód kiedy przeciskam się przez starą hutę, czy też manewruję na parkingu szczelnie wypełnionym osobówkami pod jakimś marketem.

Kolejną niewątpliwą zaletą modelu F10 była jego niska masa własna. Kiedyś zważyliśmy Volvo na wadze, która pomimo obecności na ciągniku hydrauliki z 200 litrami oleju i częściowo zalanego zbiornika paliwa wskazała 6080 kg. Który współczesny ciągnik siodłowy tyle waży? W efekcie jeżdżąc z naczepą wywrotką można było osiągnąć bardzo niską masę własną zestawu, a ze standardową platformą i ciężkimi ładunkami często zestaw mieścił się w 36-37 tonach masy całkowitej.

M3321T-0016

Czas na emeryturę

W 2011 roku czytając „TRAILER Magazine” natknąłem się na informację o konkursie organizowanym przez Volvo Trucks Polska na najpiękniejsze Volvo w Polsce. Wysłałem zgłoszenie, myśląc sobie, że może kogoś zainteresuje taki pojazd. No i nie myliłem się – otrzymaliśmy pierwszą nagrodę od Volvo. Poza tym często kierowcy na parkingu czy gdzieś pod firmą podziwiali nasz  samochód, zachwalając stan w jakim się zachował, no i podziwiając niepowtarzalne wnętrze. Pomimo tego wszystkiego w 2013 roku zapadła jednak decyzja o sprzedaży ciężarówki, na co złożyło się kilka czynników. Jednym z nich był fakt, że choć samochód sprawował się bardzo dobrze i był w dobrym stanie technicznym, służby kontrolujące coraz bardziej uprzykrzały jego eksploatację pracę. Coraz częściej samochód był ściągany do kontroli, no bo przecież taki stary wóz musiał być „śmiercią na kołach”. Co z tego, że kontrolujący do niczego nie mógł się przyczepić, jak każda kontrola oznaczała stracony czas, a czas to przecież pieniądz. Szczególnie ciężko było w Czechach, gdzie inspektorzy potrafią przetrzepać naprawdę wszystko.

Ostatecznie wystawiliśmy ogłoszenie na jednym z popularnych serwisów internetowych. Na początku dostawaliśmy w większości oferty od eksporterów starych ciężarówek na wschód, oferujących nam oczywiście śmieszne pieniądze. Pewnego wieczoru zadzwoniła jednak do mnie kobieta z Niemiec, wypytała o szczegóły i praktycznie przez telefon dokonała zakupu. W sobotę przyjechał kupiec wraz z rodziną – był to kolekcjoner starych ciężarówek, który chętnie opowiadał o swoich samochodach, i pokazał nam zdjęcia pojazdów, które remontuje wraz z żoną. Tego samego dnia odwiedzili oni jeszcze muzeum w Oświęcimiu i następnego dnia Volvo odjechało do Niemiec, oczywiście na kołach. Ile samochód miał wówczas przebiegu? Licznik wskazywał co prawda 450 tys. km, lecz nie wiadomo jaka cyfra powinna była widnieć z przodu.

Dzisiaj czerwone Volvo ma się dobrze, na co wskazuje poniższy filmik z zeszłorocznego zlotu starych ciężarówek w niemieckiej miejscowości Diemelstadt.

Nagroda dla najładniejszego Volvo w Polsce:

volvo_f10_1986_weteran_szos_polska_04 volvo_f10_1986_weteran_szos_polska_05

Galeria zdjęć – wnętrze:

M3321T-0016 M3321T-0016 M3321T-0016 volvo_f10_1986_kabina_wnetrze_02 M3321T-0016 M3321T-0016 volvo_f10_1986_kabina_wnetrze_07 volvo_f10_1986_kabina_wnetrze_08 volvo_f10_1986_kabina_wnetrze_09 volvo_f10_1986_kabina_wnetrze_10Galeria zdjęć – od zewnątrz:

M3321T-0016 M3321T-0016 M3321T-0016 M3321T-0016 M3321T-0016 M3321T-0016 volvo_f10_1986_weteran_szos_polska_08 volvo_f10_1986_weteran_szos_polska_07 volvo_f10_1986_weteran_szos_polska_06

volvo_f10_1986_weteran_szos_polska_03
volvo_f10_1986_weteran_szos_polska_02 volvo_f10_1986_weteran_szos_polska_01Dziękuję Marcin za tekst oraz zdjęcia!


Lubisz historie o takich weteranach szos? Zapraszam też do innych tekstów:

25-letnia Scania 113 po trzech milionach kilometrów – „nie sztuką kupić nowe, sztuką utrzymać stare”

Jelcz S-622D z 1998 roku w codziennej eksploatacji, czyli jak polska ciężarówka nadal na siebie zarabia

Scania 142 przejechała ponad 4 miliony kilometrów bez żadnych problemów, czyli historia z Danii

Ciągnik siodłowy IFA L60, który zarabia na siebie od ćwierć wieku, czyli historia pracusia rodem z NRD

17-letnie Volvo FH12 420 z 3,2 mln km na liczniku, czyli wyjątkowy egzemplarz wyjątkowego modelu

Niezniszczalny Mercedes NG 1936 pamiętający firmę Pekaes, czyli 4,4 miliona kilometrów na liczniku

DAF 95 ATi 360 Comfort Cab z 1991 roku, czyli historia weterana szos, który przez lata woził paszę