W 1994 roku jakiekolwiek nowe Volvo mogło być w Polsce prawdziwym luksusem. Dzisiaj przyjrzymy się natomiast ciężarówce, która w momencie dotarcia do naszego kraju mogła wzbudzać wręcz małą sensację, a przy tym też być niesamowicie drogim. Pojazd ten został bowiem przygotowany na specjalistycznym podwoziu, otrzymał bardzo rzadko spotykany wariant kabiny i został wyposażony w wysokiej klasy, szwedzką zabudowę. Wszystko to złożyło się na prawdziwy unikat, jedyny w tej konfiguracji nie tylko w Polsce, ale wręcz w całej Europie! I choć dzisiaj liczy on już trzy dekady, a polska flota ciężarówek przeszła w międzyczasie prawdziwą rewolucję i odmłodzenie, bohater naszego dzisiejszego artykułu nadal pracuje i nadal robi ogromne wrażenie.
By zdać sobie sprawę z całej tej wyjątkowości, musimy cofnąć się aż do roku 1972. Właśnie wtedy, czyli 52 lata temu, Volvo wprowadziło na rynek nową serię pojazdów o nazwie N10 oraz N12. Ich wyróżnikiem była zupełnie nowa kabina do montażu za silnikiem, łącząca klasyczny układ nadwozia z nowoczesnym jak na owe lata wyglądem i wykończeniem. Coś takiego świetnie przyjęło się zwłaszcza w Skandynawii, gdzie ciężarówki z długim przodem miały ogromną rzeszę zwolenników. Od modelu N10 zaczęła się też produkcja ciężarówek marki Volvo w Brazylii, szybko okazując się ogromnym sukcesem, a ponadto nieliczne egzemplarze tego modelu wyeksportowano nawet do Stanów Zjednoczonych, próbując tam sprzedawać je jako ciężarówki dystrybucyjne. Za to w Europie Zachodniej był to sprzęt głównie do zastosowań specjalistycznych.
W 1989 roku modele N10 oraz N12 przeszły dużą modernizację, zmieniając przy okazji nazwy na NL10 oraz NL12. Nowe wersje korzystały unowocześnionych podwozi i bardziej wydajnych układów napędu, ale za to kabiny pozostawiono praktycznie bez zmian, utrzymując klasyczny projekt z początku lat 70-tych. W takiej formie modele NL10 oraz NL12 przetrwały w Europie aż do końca lat 90-tych, w końcowym okresie produkcji będąc już naprawdę niszową, niezwykle rzadko zamawianą ofertą. Ostatnie egzemplarze występowały praktycznie tylko w wersjach specjalistycznych, przeznaczonych do pracy w ciężkim terenie lub pod dużymi obciążeniami, gdzie liczyło się rozłożenie masy oraz łatwy dostęp do silnika. I właśnie jeden z takich specjalistycznych egzemplarzy, w konfiguracji Volvo NL10 4×4, wyprodukowano w 1993 roku, umieszczając na nim zabudowę szwedzkiej marki Tollarp Kaross. Kilka miesięcy kilka miesięcy później, już w roku 1994, pojazd dostarczono zaś do Polski, do zakładowej straży pożarnej z toruńskiej fabryki włókienniczej Elana.
Po zakończeniu zakładowej służby, wyjątkowe Volvo trafiło do PSP w Toruniu, regularnie pojawiając się na miejskich ulicach. Następnie, dekadę temu, pojazd znowu zmienił użytkownika będąc sprzedanym do OSP Bobrowniki, również w województwie kujawsko-pomorskim. Tam Volvo NL10 zastąpiło Stara 266 i szybko okazało się zupełnie nową jakością pod względem bezawaryjności oraz możliwości ratunkowo-transportowych. To ostatnie zaś o tyle istotne, że Bobrowniki są miejscowością z trzech stron otoczoną przez rozległe lasy, z czwartej strony mającą nabrzeże Wisły, a z większymi miastami połączoną tylko wąskimi, leśnymi drogami. Dlatego NL10 służy tam do dzisiaj, a wręcz okazuje się prawdziwym ulubieńcem lokalnych strażaków, deklarujących utrzymanie tego pojazdu na dożywotniej służbie.
Poprzednik, czyli Volvo N10 (1972-1989):
Prezentowane NL10 jak nowe (telewizyjna prezentacja z 1994 roku):
Tak NL10 brzmi obecnie (film nagrany przy okazji robienia zdjęć):
30-letni klasyk wykorzystywany jest w najbardziej wymagających akcjach. Wówczas mogą przydać się nie tylko dobre właściwości terenowe, ale też ogromny zbiornik na 6 tys. litrów wody, oficjalnie kwalifikujący dwuosiowe Volvo jako ciężki wóz ratowniczo-gaśniczy. Poza tym to właśnie do tego pojazdu trafiają największe narzędzia dostępne w remizie, z uwagi na przestronny charakter szwedzkiej zabudowy. Jeśli natomiast do wykonania jest lżejsze, bardziej rutynowe zadanie, OSP Bobrowniki sięga po nowszy i mniejszy wóz, zbudowany na bazie Volva FL Euro 6. Dlatego też przebieg NL10 nadal pozostaje minimalny, w momencie wykonania zdjęć (na początku września 2024 roku) wskazując zaledwie 7485 kilometrów.
Pod względem wielu rozwiązań technicznych Volvo NL10 było bliźniacze z popularnymi modelami F10 oraz FL10. Pod klasyczną maską kryje się więc 9,6-litrowa jednostka o mocy 318 KM, popularna niegdyś także w transporcie międzynarodowym. Dzięki temu strażacy nie muszą obawiać się problemów z dostępnością części zmiennych. Do tego prezentowany egzemplarz otrzymał 8-biegową skrzynię manualną, z dwoma zakresami, bez półbiegów, a także skrzynię rozdzielczą, zapewniająca stały napęd na obie osie. Do tego doszły oczywiście blokady mechanizmów różnicowych, zawieszenie oparte całkowicie na resorach, a także zwiększony prześwit. O tym ostatnim wymownie świadczy umiejscowienie przednich reflektorów, które już fabrycznie musiały zostać przeniesione do zderzaka. NL10 4×4 stoi bowiem tak wysoko, że pozostawienie reflektorów w oryginalnym miejscu wywołałoby problemy z homologacją.
Pod względem nadwoziowym trzeba przyznać, że wiek całej konstrukcji jest wyraźnie wyczuwalny. Objawia się to w bardzo wąskiej konstrukcji całej kabiny, nisko poprowadzonym dachu i niewielkim zakresie przeszklenia. Kierowca siedzi przy tym bardzo blisko środka pojazdu, niczym w najbardziej klasycznych modelach amerykańskich, a tylna ławka zmieści tylko trzy zamiast czterech osób. Niemniej w warunkach OSP to ostatnie ograniczenie ma mniejsze znaczenie, wszak ochotniczym jednostkom często trudno jest zebrać do wyjazdu kompletną załogę. Poza tym, jak przystało na stare Volvo, całe to wnętrze jest bardzo proste w obsłudze, a elementy dołożone w ramach wspomnianej modernizacji z 1989 roku wyraźnie poprawiły ergonomię.
Jest też kilka ciekawych, bardzo przemyślanych elementów, specyficznych dla konstrukcji z silnikiem przed kabiną. To między innymi pałąki na przednim zderzaku wskazujące kierowcy narożniki nadwozia, bardzo ciekawy system podwieszanych stopni wejściowych, a także wywietrzniki przed przednimi drzwiami, zapewniające nawiew świeżego powietrza na nogi kierowcy. Poza tym w strażackim użytku ogromną zaletą jest łatwy dostęp do silnika, wymagający odpięcia dwóch blokad i ręcznego pociągnięcia całej maski. Dzięki temu rutynową kontrolę układu napędowego – wymaganą od strażaków – można przeprowadzić bez konieczności wyjeżdżania z garażu i bez martwienia się o ciężkie przedmioty leżące wewnątrz, jak na przykład hełmy ochronne.