Trasy przez Gruzję to nowe piekło przewoźników – 45 dni stracone w kolejkach

W nawiązaniu do tekstów:

Polskie ciężarówki w tranzycie przez Turkmenistan – jak dowieźć ładunki z Chin?

Stawki spadły o połowę, wymiany floty nie będzie, a trasy prowadzą dookoła morza

Gruzja nagle znalazła się na transportowych nagłówkach. W obliczu unijnych sankcji, to właśnie przez ten kraj rosyjskie ciężarówki mają teraz kursować do Turcji. Jeśli natomiast chodzi o ciężarówki z Unii Europejskiej, to dla nich Gruzja może być nową bramą do Chin i Kazachstanu, na trasie przez Morze Kaspijskie. Tak przynajmniej ma to wyglądać w teorii, bo z praktyką jest znacznie gorzej…

Ruch przez turecko-gruzińską granicę już określa się jako zupełnie sparaliżowany. Szacuje się, że tylko na przejściu granicznym w Sarp, położonym tuż przy wybrzeżu Morza Czarnego, na przejazd oczekuje ponad 500 samochodów ciężarowych, w ponad 90 procentach pochodzących z Turcji. Władze jak na razie nie informują, by towarzyszył temu jakiś większy problem. Niemniej turecka organizacja przewoźników UND już podaje zupełnie inne statystyki. Według niej, odprawienie mniej więcej 500 ciężarówek zajęła w Sarp wszystkie… trzy pierwsze tygodnie kwietnia!

Do tego dochodzą też problemy na granicy rosyjsko-gruzińskiej. Tam sytuacja nigdy nie była łatwa, a dzisiaj opóźnienia mają być szczególnie duże, z oczekiwaniem rzędu 12-15 dni. Po raz kolejny pojawiają się statystyki od UND, według którego na powrotach z Gruzji i Rosji utknęło już nawet 6 tys. tureckich ciężarówek, a szacowany czas ich przejazdu może wynosić 45 dni, ze stratami rzędu 6 tys. dolarów na jeden samochód.

Wszystko to można przełożyć na konkretne liczby. Bliskowschodni magazyn „Al-Monitor” opublikował porównanie czasowe oraz finansowe trzech różnych tras między Rosją a Turcją. Dotychczas był to przejazd przez Bułgarię, Rumunię, Mołdawię i Ukrainę, zajmujący około siedmiu dni i wyceniany na 3,5 tys. dolarów. Dzisiejsza trasa przez Gruzję ma natomiast trwać co najmniej 30 dni i kosztować ponad 8-9 tys. dolarów. I to tylko pod warunkiem, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Wśród głównych przyczyn powyższej sytuacji wymienia się korupcję i złą organizację na granicach. Poszczególne strony oskarżają się też o celowe spowalnianie ruchu. Łatwo sobie więc wyobrazić, że gdyby polskie ciężarówki też ruszyły teraz do Gruzji, naszych kierowców i przewoźników czekałby prawdziwy dramat…