Z polsko-białoruskiej granicy niemal zniknęły już kolejki. Brakuje tam chętnych przewoźników, a także ładunków to przewiezienia. Za to w przeciwnym kierunku czas oczekiwania potrafi bić prawdziwe rekordy. Skargi na to można już przeczytać w białoruskich mediach, które oskarżają kraje bałtyckie o celowe blokowanie ruchu.
Od kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę, a Białoruś poparła ten atak, czas oczekiwania na białorusko-litewskiej lub białorusko-łotewskiej granicy ma wynosić co najmniej cztery doby. W efekcie, jak wyliczają same firmy transportowe, 1300-kilometrowa trasa z Moskwy do Kaliningradu może obecnie zająć od 10 do 12 dni. Dla porównania, przed wojną były to trasy maksymalnie 7-dniowe, a nawet i krótsze.
Sami Litwini przyznają, że opóźnienia mają związek z ich działaniami. Jak tłumaczą, w odpowiedzi na sankcje wprowadzili bowiem znacznie dokładniejsze kontrole na granicy z Białorusią. Tymczasem wschodnie firmy zapowiadają logistyczne zmiany. Dla przykładu, ogromna, rosyjska sieć marketów Magnit już przestała wysyłać własne ciężarówki poza rosyjską granicę, zlecając dostawy wyłącznie przewoźnikom zewnętrznym. W ten sposób firma chce ograniczyć straty związane z opóźnieniami.