Transport uli dla pszczół na wynajem – zestawem BDF na pole oraz do lasu

Ta historia rozpocznie się jak wiele innych – zabrakło ładunku, z którym zestaw BDF mógłby zjechać w piątek do kraju. Stali zleceniodawcy niczego nie mieli, więc trzeba było szukać na internetowej giełdzie, przeglądając co tylko się da. I właśnie wtedy Krzysztof Szczepanik z Przedsiębiorstwa Transportowo-Spedycyjnego A&B trafił na specjalistyczne zlecenie, nawiązując kontakt z wyjątkowym klientem.

Na transport w relacji zachód-wschód czekały dwa ule, mające formę wymiennych nadwozi BDF. Tak, chodzi o takie ule dla pszczół, które w tym przypadku zostały wyposażone w rozkładane podpory oraz ustandaryzowane mocowania. Taki układ pojawił się tam z bardzo konkretnego powodu. Omawiane ule oraz mieszkające w nich pszczoły są wynajmowane, a więc przewozi się je tam, gdzie ktoś akurat zapłaci za ich obecność. Same pszczoły dostarcza się przy tym ciężarówką z chłodnią, natomiast ule potrzebują właśnie zestawu BDF.

Do połowy maja Ule stały pod Trewirem, na polu rzepaku. Uprawa już jednak przekwitła i nadszedł czas na zmianę miejsca na nowe. Tym razem miał to być las akacjowy pod Berlinem, w okolicach lotniska Tegel. W praktyce to zaś oznacza, że załadunek musiał odbyć się na polu, a rozładunek dosłownie w lesie. Załadunek był też tym trudniejszy, że w czasie postoju podpory wyraźnie zapadły się w ziemię. Za to dojazd na rozładunek pozostawiał dwa wybory – albo przejazd przez zaorane pole, albo 100-metrowy objazd leśną dróżką.

Ładunek uli miał przejąć Mercedes-Benz Actros 2542. Była to ciężarówka z napędem 6×2, stosunkowo niskimi oponami 315/60, centralnoosiową przyczepą, a także ramą do BDF-ów w tak zwanej wersji „multi”. Rozwiązanie to pozwala umieszczać mocowania na różnych poziomach, by podejmować kontenery z różną wysokością nadwozi i podpór. W czasie załadunku skorzystano więc z najniższego możliwego układu, dzięki czemu ciężarówka zmieściła się pod ulami zapadniętymi w pole. Konieczne było też odpowiednie operowanie pneumatycznym zawieszeniem. To pozwoliło dociążyć oś napędową w czasie wjeżdżania w grząski teren z pustą ramą.

Jak wspomniałem, na rozładunek zmierzały dwie drogi. Sami Niemcy planowali skierować ciężarówkę przez zaorane pole (powyżej), lecz to prawdopodobnie skończyłoby się katastrofą. Ostatecznie samochód pojechał więc przez lasek, korzystając z bardzo wąskiej ścieżki. Przed ciężarówką cały czas musiał iść człowiek z piłą łańcuchową, przycinając co większe konary i torując drogę. Choć niestety i to nie pozwoliło uniknąć wszystkich problemów. W zderzak oraz stopień uderzyła kłoda, która leżała na ziemi zarośnięta paprociami. Dlatego do kosztów tego transportu trzeba będzie doliczyć kolejne kilkaset złotych netto.

Poza tą jedną sprawą, misja zakończyła się sukcesem. Ule dotarły w wyznaczone miejsce, pszczoły mogły ponownie w nich zamieszkać, a niemiecki pszczelarz obiecał litr miodu akacjowego, do odbioru po sezonie. Zresztą, ogólny odbiór tego transportu był tak pozytywny, jak tylko można to sobie wyobrazić. Gdy przypadkowi gapie słyszeli o transporcie uli i pszczół, nie kryli swojej radości. Ktoś pozytywnie pomachał, ktoś pochwalił zdolności manewrowania kierowców. Wszystko to nie trafia się w transporcie często, więc satysfakcja musiała być jeszcze większa.