Transport między Meksykiem a USA – Pakiet Mobilności jest przy tym wyjątkowo liberalny

Wieloletnie przeciągnięcie się prac nad Pakietem Mobilności to żaden przypadek. Trudność te są po prostu odzwierciedleniem tego, jak bardzo nierówne są warunki gospodarcze w poszczególnych krajach Wspólnoty. W tej sytuacji wydaje się zupełnie naturalne, że Zachód próbował ograniczyć działalność przewoźników za Wschodu, a ci ostatni podnosili argumenty o próbach sztucznego powstrzymania ich rozwoju.

Żeby jakoś ciekawie wpisać się w ten temat, proponuję zajrzeć teraz do Ameryki Północnej. Tam też obowiązują umowy, które stworzą strefy wolnej współpracy gospodarczej. Składają się one na Północnoamerykański Układ Wolnego Handlu, w skrócie znany jako NAFTA. Do związku tego przystąpiły Stany Zjednoczone, Kanada oraz Meksyk. Gdy natomiast spojrzymy na sytuację tamtejszych przewoźników, unijny transport zacznie nam się wydawać wprost wzorowym przykładem wolności, równości i współpracy.

Jednym z głównych założeń NAFTA była wolność przepływu towarów, podobnie jak ma to miejsce w Europie. Dla przykładu, amerykańskie firmy mogą importować towary z Meksyku lub Kanady i nie podlegają przy tym cłom. Co więcej, NAFTA miała wprowadzić także wolność wykonywania międzynarodowego transportu. Założenie było przy tym takie, że kanadyjskie, amerykańskie i meksykańskie ciężarówki będą mogły przekraczać granice z międzynarodowymi ładunkami, nie wymagając przy tym pojedynczych zezwoleń. Tak się jednak nie stało.

Owszem, w przypadku Kanady dostęp do przewozów został ułatwiony. Kanadyjscy przewoźnicy mogą wozić ładunki do Stanów Zjednoczonych oraz z powrotem, bez żadnych większych problemów. Co jednak wyróżnia ich sytuację w porównaniu z Europą, nie ma tam mowy o jakimkolwiek kabotażu. Jeśli więc Kanadyjczyk szuka ładunku powrotnego z USA, musi to być ładunek przeznaczony do Kanady.

A co z Meksykiem? W 1993 roku zapowiadano, że meksykańskie firmy będą działały na tych samych zasadach. Amerykańskie związki zawodowe wywołały jednak ogromny protest, twierdząc, że meksykańskie ciężarówki będą zagrożeniem dla bezpieczeństwa, Meksykanie nie będą mieli wystarczających umiejętności, a ich firmy transportowe zrujnują stawki i odbiorą pracę Amerykanom. Politycy ulegli zaś przed związkowcami i zdecydowali się na ograniczenie praw Meksyku.

Dla meksykańskich ciężarówek wyznaczono amerykańską strefę przygraniczną. Sięga ona w głąb Stanów Zjednoczonych na zaledwie 25 mil, czyli 40 kilometrów. To właśnie tam miały się kończyć trasy meksykańskich przewoźników, wwożących ładunki ze swojego kraju. W strefie przygranicznej nakazano przeładunki, by towar przyjmowały ciężarówki amerykańskie lub nawet kanadyjskie. Następnie to one miały ruszać na północ.

Ta sytuacja stworzyła w branży wyjątkowe zjawisko. W Meksyku do dziś istnieją tysiące firm i kierowców, którzy pokonują międzynarodowe trasy liczące po kilkadziesiąt kilometrów. Faktem bowiem jest, że większość amerykańskich gigantów zbudowała fabryki na samej północy Meksyku, w przygranicznych miastach. To właśnie tam kierowcy odbierają więc swoje ładunki i ruszają w kierunku granicy. W kolejce spędzają nawet po trzy godziny, a następnie nie mogą odjechać dalej, niż na 40 kilometrów od swojego kraju. Następnie wracają do Meksyku i podejmują się kolejnego transportu do strefy przygranicznej. Szacuje się, że każdego dnia na największych granicach odbywa się po kilkanaście tysięcy transportów tego typu.

Przykład kolejek na granicy:

Przez pierwsze lata obowiązywania NAFTA Meksykanie nie narzekali. W biegiem czasu zaczęli się jednak buntować przeciwko nierównemu traktowaniu przez północnych sąsiadów. W końcu wywołało to proces sądowy, w którym amerykański sąd najwyższy uznał swój własny kraj za winny. W 2004 roku działanie Stanów Zjednoczonych określono złamaniem zasad NAFTA, a dopuszczenie wolnego ruchu meksykańskiego ciężarówek uznano za konieczne. Tymczasem na amerykańskie ulice ponownie wylały się tysiące protestujących, mówiących o zagrożeniu ze strony zagranicznej konkurencji.

Po wspomnianym wyroku władze USA nie miały wielkiego wyboru. Zaczęto pracować nad przepisami, które miały pozwolić meksykańskim ciężarówkom na opuszczanie strefy przygranicznej. Najpierw zorganizowano w tym celu test, który dopuścił do amerykańskiego ruchu minimalną ilość południowych pojazdów. Następnie, po wieloletnich przygotowaniach, Meksykanów oficjalnie wpuszczono na amerykańskie drogi. Miało to miejsce w 2011 roku, choć nie bez ograniczeń.

Specjalnie dla firm z Meksyku, Amerykanie przygotowali szczególnie wymagania. Po pierwsze, wszystkie ciężarówki jeżdżące do USA muszą spełniać restrykcyjne, amerykańskie wymagania techniczne. W ten sposób odpowiedziano na związkowe argumenty o niebezpiecznych pojazdach. Po drugie, od kierowców zaczęto wymagań przechodzenia testów narkotykowych. To odpowiedź na wyjątkowo łatwy dostęp do narkotyków na północy Meksyku. Trzecią sprawą było zaś nakazanie montażu tachografów, choć w owym czasie nie były one jeszcze obowiązkowe w Stanach Zjednoczonych. Tam wprowadzono je ledwie dwa lata temu, w grudniu 2017 roku.

Tak duża lista wymagań zniechęciła meksykańskie firmy. Liczby mówią przy tym same za siebie. Do końca 2018 roku na przystąpienie do programu i spełnienie amerykańskich oczekiwań zdecydowało się tylko 41 meksykańskich firm. Z tego największa z nich kursowała do Stanów Zjednoczonych 188 ciężarówkami, dysponując grupą 255 zatwierdzonych kierowców. Poza nią, tylko dwie firmy zgłosiły więcej, niż 21 pojazdów. Reszta to natomiast firmy dysponujące maksymalnie trzema eksportowymi pojazdami.

Z drugiej strony, restrykcyjne wymagania faktycznie zadbały o bezpieczeństwo. Tutaj mogę podać dane z 2017 roku, gdy poza strefą przygraniczną Amerykanie skontrolowali dokładnie 7978 meksykańskich ciężarówek. W 12,36 proc. przypadków stwierdzono nieprawidłowości dotyczące pojazdów i w zaledwie 0,61 proc. problemy dotyczące kierowców. Dla porównania, w tym samym roku sprawdzono 3,4 miliona ciężarówek amerykańskich, 20,57 proc. z nich nie była sprawna i 5,08 proc. kierowców nie mogło kontynuować jazdy.

A co będzie w tej sprawie dalej? Donald Trump miał zapowiadać ponowne ograniczenie ruchu meksykańskich ciężarówek na amerykańskich drogach. Do żadnych spektakularnych zmian jednak nie doszło. Tymczasem zmian coraz bardziej domagają się amerykańskie firmy produkcyjne. Faktem bowiem jest, że drogowy ruch towarów przez południową granicę USA jest po prostu sparaliżowany. Przeładunki spowalniają transporty, a przewoźnikom coraz trudniej o kierowców, którzy chcą całe dnie spędzać w kolejkach. Meksyk jest zresztą kolejnym krajem, w którym coraz bardziej brakuje osób z uprawnieniami na ciężarówki.

Wyjaśnienie dotyczące zdjęcia MAN-ów: na meksykańskich drogach dominują ciężarówki amerykańskiej produkcji, o typowo amerykańskim układzie. Niemniej swoje przedstawicielstwa mają w tym kraju także firmy europejskie, sprzedające tam samochody ze swoich południowoamerykańskich fabryk. Da się tam więc spotkać pewne ilości MAN-ów, Mercedesów, czy Scanii. Ich największym użytkownikiem jest produkujące żywność firma Bimbo i to właśnie jej ciężarówki odebrane pod koniec 2019 widzicie, widzicie na fotografii.