Pociągnąłem za pionową klamkę, zająłem miejsce na miękkim fotelu i rozpocząłem krótkie rozpoznanie wnętrza. Nigdzie nie było przycisku wyłączającego system Start&Stop, gdyż takowego w wyposażeniu po prostu nie przewidziano. Próby wciśnięcia czegokolwiek na ekranie nawigacji na nic się zdały, gdyż okazał się on nie być dotykowym. Po przekręceniu kluczyka na zapłon włączyły się natomiast światła mijania zamiast dziennych, gdyż tych ostatnich w zderzaku po prostu nie było. Oho, pomyślałem, ktoś tu ma chyba dłuższy staż na rynku. I była to oczywiście myśl całkowicie słuszna, bo auto, do którego wsiadłem, to Renault Trafic II generacji. Francuskie auto miało swoją premierę aż 13 lat temu, w 2001 roku, natomiast jedyną większą modernizację przeprowadzono w roku 2006, czyli 8 lat temu. Nie ma się więc co dziwić, że auto kończy już swoją karierę i jeszcze tego lata do salonów wjedzie zupełnie nowy Trafic. Czy oznacza to jednak, że osoby poszukujące średniej wielkości auta dostawczego powinny wstrzymać się do tego czasu z zakupem, uznając, że dotychczasowa wersja jest już po prostu zbyt przestarzała i niewarta uwagi? No właśnie, na to pytanie postanowiłem odpowiedzieć…
Duże jest!
Samochody, które wyglądają bardzo nowocześnie w momencie premiery, starzeją się zazwyczaj dużo szybciej, niż ich stonowana konkurencja. Wszystko wskazywało więc na to, że po jednej dekadzie produkcji na charakterystycznego Trafica po prostu nie będzie dało się patrzeć. O dziwo tak się jednak nie stało, gdyż dostawcze Renault nadal może się podobać i nie wygląda staro. Pełna obłości linia jest bardzo spójna i nawet czarne zderzaki oraz szerokie boczne listwy zostały w nią odpowiednio pasowane. Z drugiej jednak strony, jeśli nieco dokładniej przybliżymy się karoserii, pod wszystkimi tymi przetłoczeniami, niecodzienną linią dachu oraz uśmiechniętym przodem znajdziemy tak naprawdę prostopadłościan na kołach. Boczne ściany oraz tylne wrota są niemalże pionowe i całkowicie płaskie w swojej górnej partii, co oczywiście korzystnie wpływa na możliwości transportowe pojazdu, a także łatwość oklejania go reklamą.
Testowy pojazd był wariantem L2H1, czyli przedłużonym furgonem z niskim dachem. Przy długości 5182 mm oferował on 2,8-metrową przestrzeń ładunkową, która poza nadkolami liczyła sobie 1690 mm szerokości i 1387 mm wysokości. Takie wymiary pozwalają na załadowanie do środka trzech europalet, które bez problemu zmieszczą się w 1268-milimetrowej przestrzeni między nadkolami. Co ważne, cała ta przestrzeń jest łatwo dostępna, bo dzięki zastosowaniu wąskich świateł tylny otwór ma aż 1390 mm szerokości, natomiast boczne drzwi odsuwają się na dokładnie metr. Śmiało można więc stwierdzić, że 13-letnia konstrukcja pod względem możliwości przewozowych nie ustępuje wiele praktycznie nowemu Transitowi Custom, a także przewyższa pod niektórymi względami znacznie nowsze trojaczki Scudo/Jumpy/Expert. Jeśli zaś chodzi o ładowność, to tutaj mamy do czynienia z typowym dla tej klasy wynikiem około 1,2 tony przy 3-tonowym DMC. Do tej ładowności zupełnie nie pasują tylko trochę uchwyty umieszczone w ładowni, które są po prostu śmiesznie małe, zaś pod względem solidności wydają się być porównywalne z „uszami” montowanymi w bagażnikach osobówek.
Bardzo praktyczna góra plastiku
Przejdźmy teraz do wnętrza pojazdu, w którym znajdujemy naprawdę ogromną deskę rozdzielczą. Wygląda to niczym góra plastiku wznoszą się przed fotelami, niestety plastiku w większości twardego i raczej średnio spasowanego. Z drugiej jednak strony ukłony należą się za postawienie na przyjemne, jasne wykończenie, a jednocześnie pokrycie górnej części konsoli ciemnym kolorem, który nie odbija się w szybie. Podobnie sprawa ma się z fotelami, które również są przyjemnie jasne, lecz jakość materiałów nie wzbudza większego zaufania. Co natomiast można powiedzieć o praktyczności? No cóż, tutaj nie zabraknie miłych słów, bo deska rozdzielcza obfituje w schowki. Teczka z dokumentami A4, butelka z wodą, telefon, czy pudełko z drugim śniadaniem – na wszystko to znajdzie się gdzieś miejsce. Większe przedmioty będzie trzeba za to upychać po kanapą pasażerów, bo w roku 2000 o budowaniu tam obszernych schowków nikt jeszcze nie myślał. Nieco dziwić może tylko zmarnowany potencjał boczków drzwiowych, które są praktycznie płaskim kawałkiem plastiku, do którego ani nic nie włożymy, ani nie będziemy mieli gdzie oprzeć lewego łokcia.
Na prawy łokieć przewidziano za to miejsce na podłokietniku typowo francuskiego fotela – bardzo miękkiego, a jednocześnie całkiem wygodnego. Kierowca ma na nim do dyspozycji mnóstwo wolnej przestrzeni, a mocno odsunięta tylna ściana pozwala na jazdę w półleżącej pozycji nawet długonogim osobom. Do tego dochodzi jeszcze odpowiednio zamontowana kierowca, którą wyregulujemy co prawda w tylko jednej, lecz na szczęście wzdłużnej płaszczyźnie. Bardzo blisko niej znajduje się krótki drążek zmiany biegów umieszczony na sporej konsoli. Rozwiązanie to jest wygodne dla kierowcy, lecz rosła osoba może mieć na środkowym miejscu problem z umiejscowieniem lewej nogi. Poza tym w dużym skrócie – dobrze działający zestaw głośnomówiący, czytelna i obsługiwana wygodnym pilotem nawigacja, kompletnie bezsensownie skomplikowane radio, łatwa obsługa klimatyzacji, sensowny komputer pokładowy i brak wskaźnika temperatury płynu chłodzącego.
Jak ja lubiłem tym jedzić…
Jeśli chodzi o samą jazdę Traficiem, to muszę się do czegoś przyznać – z auta nie miałem szczególnej ochoty wysiadać, bo jeździło się nim po prostu wyjątkowo przyjemnie. Samochód jest przede wszystkim bardzo wygodny za sprawą miękkiego zawieszenia i 3,5-metrowego rozstawu osi. Nawet na pusto nie podskakuje szczególnie na poprzecznych nierównościach, natomiast po obciążeniu tyłu można całkowicie przestać zwracać na nie uwagę. Oczywiście objawia się to także bujaniem na zakrętach, lecz całą sytuację ratuje nadspodziewanie precyzyjny układ kierowniczy. Zadowolenie wzbudza też niewielka podatność na boczny wiatr i dobre wyciszenie kabiny, dzięki któremu nawet przy 150 km/h w środku było przyjemnie cicho. Ale moment, jak to 150 km/h? No właśnie Trafic, a konkretnie jego 115-konny silnik 2.0 dCi, okazał się bardzo dynamiczny. Poprawnie zestopniowana, 6-biegowa skrzynia biegów nie musiała nadrabiać za jakąś szczególnie dużą turbodziurę, zaś wyprzedzenie załadowanym Renault na typowo polskiej drodze nie było rzeczą szczególnie trudną. Zanim się jednak za bardzo rozpędzimy, warto pamiętać o jednej kwestii – Trafic II ma raczej słabe hamulce i szczególnie z ładunkiem ich działanie pozostawia wiele do życzenia. Co więcej, jeśli pojedziemy odpowiednio wolno, auto spali niewiele więcej, niż duża „osobówka”.
Najniższym spalaniem, które udało mi się odnotować, było 5,9 l/100 km, jadąc pustym Traficem około 90-100 km/h po autostradzie. Jakieś pół tony na pokładzie dało w połączeniu z zatłoczoną „krajówką” wynik 6,2 l/100 km, natomiast przy raczej szybkiej jeździe na autostradzie (130 – 140 km/h) załadowane auto wołało o około 7,5 l/100 km. Maksymalnym spalaniem było zaś 10 l/100 km wypracowane w Poznaniu, jeżdżąc głownie po centrum, często w godzinach szczytu. Trzeba przyznać, że za wszystkie te wyniki należy się ogólne „uszanowanko”.
Jeszcze zdąży nam się znudzić
I oto dotarliśmy do zakończenia testu, w którym powinienem napisać kilka słów o cenie, podsumować cały pojazd i wstawić ostatnią kropkę. Tym razem będzie jednak nieco inaczej, bo Trafic II generacji już wkrótce zniknie z salonów i warto przedstawić go także jako auto używane. Egzemplarz całkowicie nowy to w przypadku konfiguracji L2H1, 115-konnego silnika i wyposażenia Pack Clim wydatek 88 950 zł netto. Za tę cenę otrzymujemy dynamiczne i wygodne auto o sporych możliwościach przewozowych, które po prostu bardzo łatwo polubić. Trafic dobrze czuje się mieście, lecz szczególnie pozytywnie zaskakuje na trasie, zarówno tej polskiej, jak i na zachodnich autostradach. Śmiało można więc powiedzieć, że 13-letnia „Renówka” nadal jest ofertą wartą uwagi.
To samo będzie można jednak powiedzieć także o używanych Trafiach II generacji, które jeszcze długo po premierze nowego modelu będą licznie reprezentowane na naszym ulubionym portalu aukcyjnym. Średniej wielkości „Renówek” jeździ w Polsce po prostu mnóstwo i naprawdę jest w czym wybierać. Co więcej, jadąc niemiecką A2 w stronę Świecka można zobaczyć kolejne egzemplarze zmierzające do naszego kraju z Holandii, Francji, a także Niemiec. Za taki na przykład 3-letni furgon trzeba zapłacić około 35 – 40 tys. zł, zaś auto z 2009 roku „wyrwiemy” już za jakieś 25 tys. Czy zakup takiej maszyny jest jednak dobrym pomysłem? Wiele wskazuje na to, że tak, bo Renault Trafic cieszy się bardzo dobrą opinią. Jego użytkownicy zwracają jednak uwagę, że koszty ewentualnych napraw oraz zakupu części nie będą niskie, dlatego też lepiej zadbać o znalezienie egzemplarza w dobrym stanie oraz odpowiednią eksploatację pojazdu.
Pełna galeria zdjęć: