Tarczki z tachografu można oglądać w muzeum – analogowe tacho to już historia

Słowa „tarczka” lub „wykresówka” najwyraźniej przeszły do historii. Dobitnie uświadomiłem to sobie w ubiegłym tygodniu, gdy gablotkę z wykresówkami zastałem… w muzeum, w formie historycznej pamiątki. I co więcej, nie było to muzeum bezpośrednio związane z samochodami ciężarowymi, lecz Muzeum Przemysłu w Gencie (Belgia), poświęcone wielu różnym branżom.

Belgowie zaprezentowali wykresówki na tymczasowej wystawie poświęconej rozwojowi konsumpcji. Papierowe zapisy z tachografu posłużyły za przykład zmian w branży transportowej, odnotowanych w drugiej połowie XX wieku, właśnie w związku z postępującym konsumpcjonizmem. Te konkretne wykresówki pochodziły z 1983 roku, wypełniał je belgijski kierowca krajowy, a zarejestrowana na nich praca znacznie przekraczała oficjalne normy. Czas pracy rozciągnął się do ponad 20 godzin, podczas gdy na odpoczynek dobowy pozostało 6 godzin. Zwróćcie też uwagę, że omawiana ciężarówka miała już blisko milion kilometrów przebiegu, więc zapewne pochodziło jeszcze z lat 70-tych.

Opis zamieszczony przez samo muzeum:

„By ograniczyć presję ze strony pracodawców, od lat 80-tych europejscy kierowcy ciężarówek rejestrują swoją pracę przy użyciu tachografu. Urządzenie to prowadzi zapisy czasu jazdy, odpoczynków oraz prędkość na papierowych tarczkach. Dzisiaj odbywa się to w sposób elektroniczny. […]

Kopia dwóch wypełnionych tarczek, wraz z wyjaśnieniem, z 1983 roku. Wskazany kierowca rozpoczął pracę o godzinie 5.30 rano i pracował do godziny 2 w nocy. Następnego poranka wrócił za kierownicę o godzinie 8 rano. […]”

Poza dwiema omawianymi wykresówkami, w obok prezentowano też tarczkę bez jakiejkolwiek zarejestrowanej pracy, z 1980 roku. Kierowca wpisał tam „dyżur” i chciał w ten sposób udowodnić, że nie przejechał ani kilometra.

Jeśli natomiast chodzi o zdjęcie, to przedstawia ono już zupełnie inny temat. Jest to protest tureckich kierowców ciężarówek z belgijskiej firmy transportowej O.K Trans, zorganizowany w 1983 roku. Protestujący domagali się odzyskania swoich wynagrodzeń, na które czekali nawet po półtora roku. W napisach umieszczonych na kabinie sami kierowcy sugerowali, że zostali potraktowani niczym niewolnicy.

Trzeba przy tym podkreślić, że w owym czasie zachodnie firmy dosyć powszechnie zatrudniały tureckich kierowców. Było to związane z ogromną migracją ekonomiczną z Turcji do Beneluksu, ale także z obeznaniem tych kierowców z tureckimi drogami. W związku z tymi byli to świetni kandydaci do wykonywania przewozów drogowych na Bliski Wschód, bardzo w tym okresie popularnych.