Świadkowie wyciągnęli rannego kierowcę z płonącej ciężarówki – mieli na to 8 minut

Zdjęcia opublikowali strażacy z Feuerwehr Breuna

W poniedziałek rano, na niemieckiej autostradzie A44 nieopodal Kassel, doszło do bardzo groźnego wypadku. Samochód ciężarowy przebił bariery umieszczone po prawej stronie jezdni i spadł z wiaduktu wysokiego na około cztery metry. Ciągnik siodłowy został przy tym bardzo dotkliwie uszkodzony, kabina częściowo wbiła się też w ziemie, natomiast tuż za zmiażdżonym nadwoziem zaczęły pojawiać się płomienie.

55-letni kierowca przeżył wypadek i zachował przytomność, lecz nie był w stanie o własnych siłach wydostać się z wraku. Jedna z jego nóg była zakleszczona, a pas bezpieczeństwa całkowicie się zablokował. W obliczu wybuchającego pożaru mogło to rodzić najczarniejsze scenariusze, lecz na szczęście z pomocą przyszło dwoje odważnych świadków.

Holendrzy Claudia oraz Piet w piątek powiedzieli sobie sakramentalne „tak”, natomiast w nocy z niedzieli na poniedziałek wyruszyli w podróż poślubną do Włoch. O 6 nad ranem przejeżdżali akurat w okolice Kassel, gdy w jadącej przed nimi ciężarówce doszło do wystrzału opony. Kierowca stracił wówczas panowanie nad pojazdem, a młoda para widziała jak zestaw wypada z drogi, staczając się ze wspomnianego wiaduktu.

Dla tej pary musiał to być szczególnie przerażający widok. Zarówno Piet, jak i Claudia, przez lata byli bowiem kierowcami ciężarówek, a obecnie wspólnie prowadzą zawodową szkołę jazdy. Być może dlatego para nie wahała się ani przez chwilę, natychmiast ruszając w kierunku dymiącego wraku. Piet rozciął nożem zablokowany pas bezpieczeństwa i próbował wyciągnąć mężczyznę na zewnątrz, tymczasem Claudia wykorzystała ziemię przewożoną przez ciężarówkę, posypując nią źródło dymu i pierwszych płomieni.

Zanim na miejsce dotarły służby ratunkowe, trzeba było też podjąć istotną decyzję. Piet postanowił siłą wyszarpywać kierowcę z wraku, nie zaważając na zaklinowaną nogę. Uznał bowiem, że lepiej spowodować nawet poważny uraz kończyny niż ryzykować śmierć rannego w płonącej kabinie. Gdy natomiast mężczyzna został w końcu wyciągnięty na zewnętrz, z pomocą zeszło dwóch kolejnych świadków. Dzięki temu, wspólnymi siłami, rannego odciągnięto na bezpieczną odległość od ognia.

Jak się okazało, pożar eskalował z pełną siłą dokładnie 8 minut po zejściu Holendrów do wraku. Gdyby w tym czasie mężczyzny nie udało się wyciągnąć z wraku, prawdopodobnie czekałaby go śmierć w męczarniach. Dzięki sprawnej akcji mężczyzna został jednak uratowany, a krótko po odciągnięciu go na bok pomocą zajęło się pogotowie ratunkowe. 55-latek trafił do szpitala, a tam stwierdzono obrażenia rozległe, lecz niezagrażające życiu, w tym głównie poparzenia oraz złamania. Co też ciekawe, dzięki komentarzowi w mediach społecznościowych, z Claudią oraz Pietem skontaktowała się też córką rannego. Podziękowała ona za uratowanie życia ojca, a także stale informuje bohaterów o stanie jego zdrowia.

Powyższe informacje trafiły do mediów dzięki relacji samych świadków oraz służb ratunkowych. Zostało to zaprezentowane między innymi w reportażu holenderskiej telewizji „RTL”. Ja natomiast mam na koniec jeszcze jedną informację.

Korzystając z tej szczególnej okazji, chciałbym polecić Wam aplikację „Ratownik”, którą możecie pobrać na swoje urządzenia mobilne (Android tutaj, iOS tutaj). Program ten pozwala wezwać nie tylko zwykłe pogotowie ratunkowe, ale też przekazać prośbę o pomoc do wszystkich obecnych w okolicy ratowników KPP (zalogowanych akurat w aplikacji). Są to osoby, które przeszły oficjalny kurs Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy, trwający co najmniej 6 dni i składający się z 66 godzin profesjonalnego szkolenia. Jest to najwyższe ratownicze uprawnienie, jakie można uzyskać bez wykształcenia medycznego wykształcenia, oficjalne uznawane przez Ministerstwo Zdrowia. Gdyby ktoś natomiast sam chciał posiąść profesjonalną wiedzę w zakresie pierwszej pomocy – bo wiadomo, że różnie z tym bywa – też może się na taki kurs KPP zapisać. Szkolenia prowadzone są w co najmniej kilkunastu polskich miastach, a ich cena oscyluje zwykle między 1000 a 1500 złotych.