Co jakiś czas prezentuję informacje dotyczące europejskiego rynku transportowego, z których jasno wynika, że polskie firmy cały czas rosną w siłę, naprawdę doskonale radząc sobie w Unii Europejskiej i sprawiając, że nasze ciężarówki można spotkać naprawdę wszędzie. Przykładem może być TEN tekst mówiący o raporcie BAG, według którego polskie ciężarówki zrobiły w Niemczech w listopadzie 2014 roku o 13,7 proc. kilometrów więcej niż przed rokiem. Problem jednak w tym, że reakcje na tego typu wieści zazwyczaj dalekie są od entuzjastycznych. Wręcz przeciwnie, wiele osób skupia się raczej na fakcie, że żaden to powód do radości, skoro polski transport odnosi sukcesy wyłącznie z uwagi na wykorzystywanie pracowników i dumping cenowy. I wiecie co? Może Wam się moja opinia nie spodobać, ale uważam, że to po prostu nic więcej niż typowe marudzenie.
Uważa się, że Polacy nie osiągnęli w transporcie żadnego sukcesu, a jedynie wykorzystali szansę jaką dał im fakt bycia biedniejszym krajem, w którym zarabia się wyraźnie mniej niż na Zachodzie i przez co koszty prowadzenia działalności transportowej są znacznie niższe. No dobrze, ale czymże jest właśnie wyjątkowo skuteczne wykorzystanie takiej szansy jeśli nie jakąś formą sukcesu? Polakom udało się zbudować swoje firmy, odnaleźć się na rynku i naprawdę nikt nie zrobił tego za nich. Równie dobrze szansę tę można by przecież zmarnować, klepiąc biedę i patrząc jak miejsce Polski zajmują Węgrzy lub Czesi i Słowacy. Spójrzcie zresztą na Belgię i Holandię – dwa kraje o niemalże takim samym położeniu i teoretycznie takich samych szansach, ale tylko Holendrzy wykorzystali szansę i zbudowali sobie bardzo mocny transport, podczas gdy belgijscy transportowcy niemalże już nie istnieją. Co więcej, wykorzystanie tej szansy wiązało się w Polsce z ciężką pracą dziesiątek tysięcy osób, w tym oczywiście ogromnej grupy polskich kierowców, a także odpowiednią przedsiębiorczością osób zarządzających firmami. Codziennie dziesiątki tysięcy Polaków czynią wysiłki, żeby polskie ciężarówki jeździły po całej Europie, dlaczego więc mielibyśmy umniejszać wagę pracy wszystkich tych osób i stwierdzać, że ten rozwój polskiego transportu jest tak naprawdę nic wart?
Kolejna sprawa to kwestia samych zarobków kierowców. Nie da się ukryć, kierowcy nie zarabiają w Polsce jak na Zachodzie, lecz trudno się temu dziwić, bo w Polsce praktycznie nikt nie zarabia tak jak na Zachodzie. Profesor na uczelni, bardzo wysoko postawiony oficer w wojsku – oba te zawody kojarzą się w Polsce z dużym prestiżem i wysokimi zarobkami, a mimo to są to zarobki porównywalne z zarobkami zachodnich kierowców ciężarówek. I trudno się temu dziwić, bo Polska nadal jest krajem stosunkowo biednym, o wyraźnie niższym PKB niż kraje zachodnie. I temu też nie możemy się dziwić, bo trudno być krajem bogatym, skoro komunizm, tak zgubny dla gospodarki, a także (lub przede wszystkim) ludzkiej mentalności skończył się dopiero 26 lat temu. Spojrzymy więc na to wszystko obiektywnie zamiast tylko powtarzać, że polski transport rośnie w siłę kosztem kierowców – przecież na tle zarobków Polaków pracujących w innych branżach, kierowcy chyba nie należą do szczególnie źle opłacanych.
Co więcej, gdyby polski transport się nie rozwinął, gdyby nie powstały liczne polskie firmy, to co byłoby teraz z polskimi kierowcami? Byliby zmuszeni do emigracji, często musząc zajmować się za granicą czymś kompletnie innym, albo po prostu służyliby za tańszą siłę roboczą zachodnich firm transportowych. A tak, dzięki ciężkiej pracy polskiej branży transportowej i jej sukcesowi, Polscy kierowcy mogą pracować w polskich firmach i może nie zarabiają przy tym „kokosów”, ale przynajmniej budują coś polskiego, uczestniczą w ciągłym rozwoju tego kraju i mogą mieszkać w swoim kraju. Ktoś może tutaj powiedzieć, że co nam z tego, skoro na emigracji jest lepiej. Tutaj mam jednak prostą odpowiedź – nie każdy chce emigrować, są osoby, które chcą zostać w Polsce i świadomie nie podejmują decyzji o wyjeździe.
I nie twierdzę tutaj, że polski transport jest najlepszy na świecie. Faktem jest, że sposób wynagradzania naszych kierowców czasami pozostawia trochę do życzenia, że wiele firm zaniża stawki i że polskie firmy podejmują się czasami kabotażu i „przerzutów”. Powodów do narzekania mamy sporo i nie mam zamiaru temu zaprzeczać. Ważnym jednak jest, żeby pośród tego narzekania znaleźć także trochę miejsca na dostrzeżenie zmian na lepsze i po prostu na dumę z samego siebie, swojego kraju, a nie tylko skupiać się na tym co złe.
Dlaczego jednak o tym wszystkim napisałem? A dlatego, że Maciej Kapuściński, który wraz z ojcem zajmuje się na co dzień handlem używanymi ciężarówkami i autami dostawczymi, podesłał mi wczoraj zdjęcie, które zainspirowało mnie właśnie do napisania takiego wywodu. Na zdjęciu tym zobaczyłem biało-czerwonego MAN-a TGA, którego wygląd Maciej skomentował takim stwierdzeniem: To jest nasza odpowiedź na próbę wygonienia polskiego transportu z Niemiec poprzez MiLoG. Oto bowiem panowie Kapuścińscy kupili ostatnio na handel czerwonego MAN-a TGA i uznali, że może warto byłoby dodać mu trochę charakteru. Auto zostało więc oddane do firmy zajmującej się oklejaniem nadwozi i kilka dni oraz 1000 złotych później samochód nabrał wyglądu, którym doprowadzi do szału każdego holenderskiego „mistrza szos”, który uważa, że polscy kierowcy kompletnie nie potrafią jeździć, mimo że on sam nie odjeżdża od bazy na 300 kilometrów, podczas gdy Polaków znajdziemy i na Sycylii, i w Portugalii, i w wysokiej Norwegii.
Oczywiście to „jedyny taki na allegro” 🙂