Stawki spadły o połowę, wymiany floty nie będzie, a trasy prowadzą dookoła morza

Złośliwie można by zażartować, że unijno-rosyjskie sankcje rozwiązały problem wolnych odpraw na białoruskiej granicy. Poranne dane mówiły bowiem o trzygodzinnym czasie oczekiwania przed Bobrownikami i o zerowej kolejce do Koroszczyna. Wynika to z zakazu ruchu rosyjskich i białoruskich ciężarówek na terenie UE, a także z zakazu wjeżdżania unijnych ciężarówek w głąb Białorusi.

Na konkretniejsze reakcje po stronie polskiej tak naprawdę trzeba jeszcze poczekać. Białoruski zakaz ogłoszono bowiem ledwie w miniony weekend. Za to po stronie Rosjan, objętych sankcjami już dwa tygodnie temu, nie brakuje licznych komentarzy i planów. Spójrzmy więc co mówi się po tej „drugiej stronie barykady”.

Przede wszystkim rosyjskie media mówią o stawkach. Wynagrodzenia za dalekobieżny transport krajowy spadły tam nawet o połowę, po tym jak na rynku zrobił się prawdziwy tłum. Przewoźnicy obsługujący trasy unijne przenieśli się bowiem na „krajówkę”, do tego doszły dziesiątki firm, które straciły pracę wraz z wycofaniem zagranicznych zleceniodawców.

Jednocześnie Rosjanie twierdzą, że znacznie wzrosły stawki dla firm polskich, litewskich lub nawet niemieckich, które odważą się dzisiaj pojechać na Rosję. Rosyjskie media różnie tutaj podają i raz mówi się o co najmniej 30-procentowych wzrostach, innym razem nawet o 200-procentowych. Trzeba bowiem podkreślić, że wspomniane ograniczenia z Białorusi nie zostały wprowadzone w Rosji. Teoretycznie da się tam więc pojechać, choć będzie się to wiązało z ogromnymi kolejkami na Łotwie i ogólną niepewnością.

Co natomiast Rosjanie planują zrobić, by opanować ten kryzys? Odpowiedzią mają być Chiny oraz Turcja. Ciężarówki wycofane z tras unijnych mają teraz masowo ruszyć do tych dwóch krajów, choć na pewno nie będzie to łatwe. Kolejki na rosyjsko-chińskiej granicy słyną bowiem z rekordowych czasów oczekiwania, natomiast trasy do Turcji trzeba opanować od nowa.

Noworosyjsk na mapie:

Już 12 kwietnia rosyjska firma TransContainer uruchomiła połączenie intermodalne między Rosją a Turcją. W Turcji towary ładowane są kontenery, następnie ruszają statkiem przez Morze Czarne, dopływają do portu w Noworosyjsku i tam trafiają na ciężarówki, by dotrzeć do ostatecznych odbiorców. Jak na razie jest to połączenie o charakterze pilotażowym, ale „z braku laku” może ono zrobić sporą karierę.

Druga opcja to kursowanie do Turcji na kołach. Tutaj swoje pilotażowe przewozy rozpoczyna firma Trasko, posiadająca flotę 400 zestawów i jeszcze niedawno powszechnie widywana w Polsce. Jej charakterystyczne, żółte Scanie mają ruszyć do Turcji przez Gruzję, objeżdżając Morze Czarne niemal dookoła. Teoretycznie takie połączenie jest jak najbardziej możliwe, ale będzie się to wiązało z wyjątkowo długimi kolejkami na gruzińskiej granicy. Dlatego też Trasko apeluje o jak najszybsze stworzenie połączenia promowego między wspomnianym Noworosyjskiem a Turcją.

A na koniec ciekawostka. Dotychczas firma Trasko szczyciła się bardzo nowoczesną flotą i na przykład jako pierwsza w Rosji odbierała Scanie typu „NextGen”. Przewoźnik został więc zapytany w mediach jak dalej widzi przyszłość tej floty? Trasko przyznaje, że zwykle wymieniało około 20 procent floty rocznie, ale w tym roku takiej wymiany najprawdopodobniej nie będzie. Nawet najstarsze egzemplarze pozostają we flocie tak długo, jak tylko będzie to konieczne, gdyż nowych ciężarówek po prostu nie da się zamówić. Wynika to z faktu, że cała „wielka siódemka” wycofała się z Rosji, a eksport środków transportu do tego kraju został objęty sankcjami. A produktami chińskimi firma najwyraźniej nie jest zainteresowana…