Ministerstwo Infrastruktury przygotowuje zmiany w cenniku polskich opłat drogowych e-TOLL. Nowe regulacje, które najprawdopodobniej wejdą w życie w 2025 roku, mają uwzględnić dodatkową opłatę za emisję CO2, wymuszoną przez oczekiwania unijne. Gdy natomiast spojrzymy na promowane przy tym stawki, a także podawane przez ministerstwo wyjaśnienia, trudno nie przecierać oczu ze zdumienia…
Organizacja przewoźników Transport Logistyka Polska opublikowała dzisiaj swoją analizę ministerialnego projektu, włącznie z dołączoną do niego „oceną skutków regulacji”. Z materiału wynika, że dodatkowa opłata naliczana za emisję CO2 będzie wynosiła maksymalnie 42 grosze za kilometr. Ta maksymalna stawka ma oczywiście obejmować największe i najcięższe pojazdy, podlegające pod najniższą, pierwszą klasę emisji CO2 (szerzej klasy te wyjaśniałem w tym artykule). Innymi słowy, tak dużo miałyby zapłacić między innymi pełnowymiarowe ciężarówki dalekobieżne, zarejestrowane po raz pierwszy przed sierpniem 2019 roku lub po prostu wyposażone w niezbyt ekonomiczne konfiguracje. Za to całkowicie zwolnione z opłaty za CO2 zostaną ciężarówki bezemisyjne, jeżdżące na prądzie lub wodorze.
Dzisiaj przejechanie jednego kilometra pełnowymiarowym zestawem Euro 5 lub nowszym kosztuje w Polsce 38 groszy. W przypadku ciężarówki Euro 3 są to 63 grosze. Łatwo więc policzyć, że dodanie do tych kwot 42 groszy za emisję CO2 podniesie stawki o kilkadziesiąt lub nawet ponad sto procent, a łączna cena 1 kilometra będzie oscylowała wokół 1 złotego. To też oznacza, że stawki z polskiego systemu e-TOLL niemal dogonią niesławne stawki niemieckiego myta, poddane w ubiegłym roku podwyżce o 83 procent (również w związku z opłatą za CO2).
Transport Logistyka Polska zwraca też uwagę na zaskakujące stwierdzenia zawarte w ministerialnej „ocenie skutków regulacji”. Nie pojawiły się tam większe wzmianki o wpływie tak wysokich opłat na polską gospodarkę oraz poziom życia mieszkańców kraju, bezpośrednio odnoszący się do cen produktów w sklepach (a więc też kosztów ich transportu). Za to zawarto kilka poniższych wymysłów:
Wnioski, które można wyczytać z „oceny skutków regulacji”:
- polskim przewoźnikom doskwierają zbyt niskie opłaty za drogi w Polsce, bo nie są proporcjonalne do opłat niemieckich,
- polscy przewoźnicy przyzwyczaili się do niemieckich stawek, więc wprowadzenie wyższych stawek opłat drogowych w Polsce im specjalnie nie zaszkodzi,
- nowe rozwiązania będą zachęcać do kupowania elektrycznych ciągników siodłowych za 350 tys. euro, gdyż preferencyjne dla bezemisyjnych pojazdów opłaty pozwolą zaoszczędzić ich posiadaczom nawet do 500 PLN rocznie na kosztach e-toll dla pojedynczego pojazdu,
- niemieccy przewoźnicy jeżdżą po polskich drogach, bo w Polsce opłaty za drogi są tańsze i tym samym są bardziej konkurencyjni od polskich przewoźników,
- społeczeństwo polskie, w tym przewoźnicy nie odczują opłat, bo najwięksi polscy operatorzy logistyczni to firmy zagraniczne,
- wzrost opłat za drogi nie będzie miał żadnego wpływu na inflację, ceny detaliczne oraz koszty funkcjonowania gospodarki narodowej, w której ponad 80 procent krajowej wymiany towarowej odbywa się po drogach.