Powyżej: Renault Gamy T E-Tech z kategorii N3 (opisywane tutaj)
Po wielu miesiącach zapowiedzi, w Polsce startuje program dopłat do zakupu ciężarówek elektrycznych. W ramach pierwszego naboru przygotowano budżet w wysokości 2 miliardów złotych (480 milionów euro), z czego na pojedynczy pojazd może przypadać maksymalnie 750 tys. złotych (180 tys. euro).
Jak poinformowała dzisiaj „Rzeczpospolita”, zbieranie wniosków od przewoźników wystartuje już w przyszłym tygodniu, czyli w połowie marca. Taką zapowiedź złożył wiceminister klimatu i środowiska podczas wtorkowego posiedzenia w sejmie. Wszystko będzie odbywało się za pośrednictwem Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, więc to właśnie tam trzeba będzie składać wnioski. Równolegle ten sam organ ma uruchomić dwa dodatkowe programy, również z 2-miliardowymi budżetami, poświęcone dopłatom do szybkich ładowarek dla ciężarówek elektrycznych oraz do budowy sieci przyłączeniowych.
Wsparciem zostaną objęte samochody ciężarowe z dwóch kategorii homologacyjnych: N2 (od 3,5 do 12 ton) oraz N3 (powyżej 12 ton). Dla lżejszej grupy maksymalna kwota dopłaty wyniesie 400 tys. złotych (96 tys. euro), dla cięższej wspomniane już 750 tys. złotych (180 tys. euro). Ostateczna kwota będzie zależała od ceny konkretnego pojazdu, a także od rozmiaru przedsiębiorstwa, które złoży wniosek – u dużych firm będzie to maksymalnie 30 procent wartości pojazdu, u średnich maksymalnie 50 procent, a u małych nawet 60 procent. Co też ważne, dopłata będzie mogła dotyczyć nie tylko dosłownego zakupu, ale też leasingu, po prostu podwyższając kwotę pierwszej leasingowej wpłaty.
7,2-tonowe Iveco eDaily z kategorii N2 (opisywane tutaj):
Jak powyższe cyfry odnoszą się do cen ciężarówek elektrycznych? Można założyć, że elektryczny ciągnik siodłowy na prąd w umiarkowanie bogatej konfiguracji to wydatek co najmniej 300 tys. euro. W takim przypadku mała firma będzie więc mogła otrzymać maksymalną dopłatę 180 tys. euro, średnia firma 150 tys. euro, a duża firma 90 tys. euro. To też oznacza, że dzięki dopłacie mała firma będzie mogła kupić ciągnik elektryczny za około 120 tys. euro, co jest kwotą niemal porównywalną z bardzo bogato skonfigurowanymi dieslami.
Kilka dni temu byłem na konferencji Iveco Poland, przy okazji której wyjaśniano jak realizowanie tego programu będzie wyglądało w praktyce. Otóż najpierw trzeba będzie złożyć wniosek o dopłatę, a dopiero po otrzymaniu ewentualnej akceptacji będzie można podpisać zamówienie na odpowiedni pojazd. Tym samym proces zakupu ciężarówek na prąd może być bardziej skomplikowany niż w przypadku diesli, a przy tym bardziej opierać się na pojazdach stockowych. Mamy tu też wyraźną różnicę w stosunku do dopłat do elektrycznych osobówek – w tym przypadku, jako że było to wsparcie unijne, pozwalano najpierw zamówić pojazd, a następnie zgłosić się o dopłatę.
Na koniec przypomnę, że dopłaty tego typu już od kilku lat stosuje się w Europie Zachodniej. Mają one spory wpływ na rynek, co pokazuje chociażby przykład Holandii. Tam każda runda kończy się ekspresowym wyczerpaniem limitu chętnych, a w efekcie tylko w 2024 roku dostarczono 582 ciężkie elektryki. Znaczna część z nich trafiła do umiarkowanie dużych firm, właśnie dzięki dopłatom. Jednocześnie zaczęły pojawiać się zlecenia oraz przetargi, w których wymagane jest podstawianie pojazdów elektrycznych, by dzięki temu klient mógł wykazać w swoich dokumentach ograniczenie emisji CO2. Omawiany program pozwoli więc polskim przewoźnikom włączyć się do rywalizacji o tego typu pracę, nawiązując konkurencję z firmami z Zachodu.