
Rozbity Mercedes-Benz Actros, w stanie z powyższego zdjęcia, poruszał się w autostradowym ruchu przez dobre kilka kilometrów. Gdy natomiast w końcu zatrzymał się na pasie awaryjnym, jego kierowca odmawiał opuszczania kabiny i nie chciał poddać się kontroli. Wielu z Was zapewne już się więc domyśla, że poziom upojenia alkoholowego nie należał tutaj do niskich…
Cała historia zaczęła się w środowy wieczór, na niemieckiej autostradzie A9 w kierunku południowym. Actros z naczepą dojechał wówczas do węzła Hermsdorfer i natrafił na utrudnienia w ruchu, oznaczone przez przyczepę z tablicą świetlną. Niestety, kierowca zestawu zupełnie zignorował to zagrożenie i najechał na jedno z hamujących aut osobowych. Następnie staranował też samą tablicę świetlną oraz ciągnącego ją Mercedesa Sprintera.
Po tych dwóch uderzeniach ciągnik był wyraźnie uszkodzony, mając rozbitą szybę przednią, oberwany zderzak oraz odpadające reflektory. Jego kierowca nie zamierzał jednak przerywać jazdy, kontynuując ją przez około pięć kilometrów. Po tym dystansie zestaw znowu dokonał kolizji, tym razem ocierając się o bariery energochłonne. Wtedy też ciężarówkę dogonił patrol policji, wezwany przez uczestników poprzedniego zdarzenia, którym na szczęście nic poważnego się nie stało.
Gdy policjanci zatrzymali rozbitego Actrosa, jej kierowca początkowo odmawiał opuszczenia kabiny. Następnie odmówił też poddania się kontroli trzeźwości. Cała sprawa musiała się więc skończyć oficjalnym zatrzymaniem, przewiezieniem mężczyzny na komisariat i dopiero tam poddaniem go przymusowemu badaniu krwi. To wskazało 2,56 promila alkoholu w organiźmie.
Zatrzymanym okazał się 45-letni obywatel Białorusi. Jego sprawa znajdzie finał w niemieckim sądzie, a na poczet potencjalnej kary zarządzono 3 tys. euro kary. To niewiele w stosunku do wyrządzonych szkód materialnych, wstępnie oszacowanych na 56 tys. euro. Nie wspominając już o zagrożeniu, które pijany kierowca mógł ściągnąć na inne osoby…