Autostradowe mosty z ograniczeniami tonażowymi, parkingi przepełnione jeszcze przed wieczorem, a do tego niekończące się korki przed remontami – wszystko to przypomina o niedofinansowaniu niemieckiej infrastruktury. Jak dużych środków wymaga natomiast rozwiązanie wymienionych problemów? Odpowiedź na to pytanie można znaleźć w nowym raporcie Uniwersytetu we Freiburgu.
By opanować aktualne potrzeby w zakresie infrastruktury drogowej, w najbliższym czasie Niemcy musieliby przeznaczyć na ten cel 57 miliardów euro. Dla porównania, tegoroczny budżet na ten cel jest niemal dziesięciokrotnie mniejszy, wynosząc 6,3 miliarda euro. W roku nadchodzącym będzie jeszcze gorzej, z budżetem na poziomie 5 miliardów euro. To pozwala się spodziewać, że Niemcy nie tylko nie zdołają rozwiązać drogowych problemów, ale wręcz poziom ich niedofinansowania ulegnie dalszemu pogłębieniu.
Sprawa byłaby prosta, gdy na drogi przeznaczyć cały przychód z myta dla samochodów ciężarowych. Ten szacuje się bowiem na 15 miliardów euro w skali roku. Problem jednak w tym, że Niemcy postanowili rozdzielać przychód z myta na całą infrastrukturę transportową, włącznie z siecią kolejową oraz rozwojem paliw alternatywnych. To natomiast prowadzi nas do kolejnych wydatków i olbrzymiej konkurencji inwestycyjnej.
Jak wynika z tego samego raportu, niemiecka infrastruktura kolejowa jest jeszcze bardziej przestarzała niż drogi, wymagając w najbliższych latach około 63 miliardów euro. Gdyby natomiast Niemcy chcieli zrealizować wielki plan odejścia od silników diesla, musieli zainwestować 270 miliardów euro w nową infrastrukturę transportowo-energetyczną. Jeśli dodamy do siebie wszystkie trzy wymienione kwoty, dochodzimy do łącznie 400 miliardów euro.