Sprawiedliwość na zakręcie cz. 7 – woził drewno i mordował, po czym sam poszedł na policję

Po małej przerwie witam w stałej serii „Sprawiedliwość na zakręcie”. Możecie się tutaj zapoznać z krótkimi opowiadaniami kryminalnymi, zawsze w jakiś sposób związanymi z branżą transportową. W poprzednich tekstach, dostępnych pod tym linkiem, znajdziecie między innymi historie spektakularnych kradzieży, wypadków oraz strzelanin. W dzisiejszym odcinku autor Miłosz Urban przedstawi zaś historię stereotypowego kierowcy-mordercy, działającego w Stanach Zjednoczonych, nieco ponad 20 lat temu.


Jesienią w Eureka w Kaliforni temperatury spadają poniżej dziesięciu stopni Celsjusza. Zimne powiewy znad oceanu przyprawiają o dreszcze, a wilgoć w powietrzu sprawia, że nie chce się wychodzić z domu. Czwartego listopada 1998 roku pogoda niczym nie odbiegała od tego, do czego mieszkańcy miasteczka przy granicy z Oregonem byli przyzwyczajeni od lat.

Przed przeszklonymi drzwiami komisariatu policji stał wysoki mężczyzna i patrzył, jak szklane tafle zaczynają się rozsuwać, a potem nieruchomieją. Poczuł na twarzy ciepło ze środka i uśmiechnął się delikatnie. Policjant z dyżurki zaklął, pokręcił głową i wstał niechętnie, żeby odblokować uszkodzony mechanizm. Dwa dni wcześniej zgłosił usterkę, ale nie doczekał się przyjazdu ekipy naprawczej.

Biały mężczyzna w ciemnej wełnianej kurtce wszedł do środka i stanął przy ladzie. Miał prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu, zarumienione zimnem policzki i kilkudniowy, niedbały zarost. Wsunął ręce do kieszeni, by zaraz je wyjąć, jakby nie widział, jak się zachować. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, zawahał się i tylko westchnął. W końcu zebrał się w sobie i zaczął mówić. Szeryf Dennis Lewis zeznał później, że w czasie rozmowy nieznajomy „odczuwał wyrzuty sumienia, bo najwyraźniej osiągnął w życiu punkt, w którym musiał wyznać, w co się wplątał”.

Wayne Adam Ford, bo tak się przedstawił, oznajmił policjantowi, że mieszka w Arcata, w przyczepie kempingowej, jest kierowcą ciężarówki i od dwóch lat morduje kobiety, gwałci i okalecza ich zwłoki. Szeryf Lewis z początku nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Opowieść mężczyzny brzmiała niewiarygodnie. W Stanach Zjednoczonych cały czas działa kilku seryjnych morderców, a młodzież i dorośli karmieni są filmami i serialami o polowaniu na nich. Ale kiedy całkowicie przeciętny facet wchodzi prosto z ulicy i przedstawia się jako zabójca, trudno pojąć, że to dzieje się naprawdę. Tym bardziej, że Wayne Adam Ford wyglądał… normalnie. Ot, zwykły facet przed czterdziestką, mógłby być sąsiadem, z którym zostawia się dzieci, czy kolegą z firmy. Ciężko też zarabiał na życie, już od lat będąc dalekobieżnym kierowcą ciężarówki. Przewoził ładunki drewna, obsługując trasy w stanach Oregon, Kalifornia, Nevada oraz Arizona.

Ford, widząc niedowierzanie na twarzy policjanta, sięgnął do kieszeni, wyjął z niej plastikowy worek z zapięciem strunowym i położył go na ladzie. W pierwszej chwili funkcjonariusz nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Zamarł z wytrzeszczonymi oczyma, jednak wpojone i trenowane latami odruchy wzięły górę. Błyskawicznie sięgnął do kabury, wyciągnął broń i unosząc ją, odbezpieczył. Trzymając wycelowaną berettę obszedł biurko, złapał wysokiego mężczyznę za kurtkę na plecach, podciął i cisnął nim o podłogę. Zanim Ford znieruchomiał, szeryf Lewis docisnął go kolanem między łopatkami, wykręcił mu ramię na plecy, schował broń i sięgnął po kajdanki. Kiedy zaalarmowani hałasem pozostali policjanci wybiegli z zaplecza, zastali w holu niepokojącą scenę. Przez zacięte drzwi wpadał do środka chłodny wiatr. Na podłodze leżał spokojnie uśmiechnięty mężczyzna z rękoma spiętymi kajdankami na plecach, szeryf Lewis podnosił się roztrzęsiony z kolan, a na ladzie, w plastikowej torebce, leżała obcięta kobieca pierś.

Jeep używany przez mordercę

W starym Jeepie przed komisariatem siedział drugi mężczyzna. Calvin Rodney Ford dwa dni wcześniej odebrał bardzo niepokojący telefon od brata. Wayne płakał i z trudem wypowiadał słowa, jednak ze strzępków informacji, jakie w końcu z siebie wyrzucił, wynikało, że stało się coś złego i że czuł się za coś odpowiedzialny. Rodney znał swojego brata i wiedział, że po zakończeniu służby wojskowej w 1985 roku życie nie było dla niego łaskawe. Cieniem kładły się na nim coraz częstsze problemy z prawem, pierwsze nieudane małżeństwo, odsiadka i drugie małżeństwo zakończone rozwodem – prawdopodobnie nic jednak tak bardzo nie wpłynęło na pogłębiające się problemy psychiczne Wayna Adama Forda, jak niemożność spotykania się z synem Maxem. Druga żona, w obawie przed napadami agresji byłego męża, ze wszystkich sił utrudniała mu spotkania z dzieckiem. Sama później tłumaczyła, że robiła to, by chronić Maxa, jednak słychać było głosy, że mściła się na Fordzie za zniszczone marzenia.

Jakkolwiek by było, Wayne Ford stał się wrakiem człowieka. Dręczony problemami psychicznymi wyprowadził się z Las Vegas do Arcaty w Kalifornii, gdzie zamieszkał w przyczepie kempingowej, w okolicy, w której ludzie wiedzieli, że lepiej nie zadawać zbyt wielu pytań i zatrudnił się jako kierowca ciężarówki.

Calvin Rodney Ford nie zastanawiał się długo. Od dłuższego czasu wiedział, że z bratem nie jest najlepiej, więc po niepokojącym telefonie spakował kilka rzeczy i ruszył na północ. Jak zeznał później w procesie, do samego końca nie wiedział, co nie dawało Adamowi spokoju. Sprawa była jednak poważna, więc żeby go uspokoić, 4 listopada 1998 pojechali razem w miejsca, które przypominały im dzieciństwo. Odwiedzili park rozrywki, sklep z motocyklami i fastfood, by ostatecznie zaparkować pod komisariatem policji.

– Nazywam się Wayne Adam Ford, mam trzydzieści sześć lat i jestem mordercą.

Tak zaczyna się zapis pierwszego, trzyipółgodzinnego przesłuchania, które odbyło się jeszcze tej samej nocy na komisariacie policji w Humboldt County w Kalifornii. Mimo początkowego oporu Wayne uległ namowom brata i zrezygnował z obecności prawnika, co prawdopodobnie przypieczętowało jego los.

Wayne Adam Ford przyznał się tego wieczoru do zabicia kilku kobiet. Nie umiał wprawdzie powiedzieć, jak miały na imię jego ofiary, gdzie zginęły, jak je zamordował, czy choćby ile osób z jego ręki straciło życie, jednak jego słowa wprawiły w przerażenie nawet najbardziej doświadczonych detektywów. Ford nie by bowiem zwykłym mordercą.

Nieco światła na sylwetkę sprawcy rzucają akta śledztwa, z których wyłania się obraz miłego człowieka, kierowcy ciężarówki korzystającego z możliwości rozrywki oferowanych na parkingach wzdłuż tras stanowych i międzystanowych, którego jedno niewłaściwe słowo zmieniało w psychopatycznego, agresywnego mordercę. Jak sam zeznał, lubił zapraszać prostytutki do kabiny swojej ciężarówki, lubił zatrzymywać się z nimi w tanich motelach i lubił uprawiać z nimi seks, jednak zamieniał się w potwora, kiedy któraś zaczynała mówić o swoich dzieciach.

Wiadomo, że przynajmniej cztery kobiety popełniły ten błąd.

Pierwszej nie udało się dotychczas zidentyfikować. Na fragmenty jej rozczłonkowanego ciała trafiono rok wcześniej na plaży i na bagnach nieopodal Eureki. Do dziś nie odnaleziono głowy kobiety i części kończyn, mimo że w czasie zeznań morderca wskazał przybliżone miejsce ich ukrycia. Z początku brakowało też pewności, czy przyznanie się do winy wystarczy, by ponad wszelką wątpliwość wskazać Wayna jako sprawcę, jednak w przypływie wyrzutów sumienia mężczyzna podzielił się z detektywami szczegółami, o których zdrowa osoba wolałaby nie wiedzieć. Zeznał bowiem, że kiedy po morderstwie zmasakrował zwłoki, część odciętych fragmentów zabrał ze sobą i od roku przechowywał w zamrażarce w swojej przyczepie kempingowej. Dwa dni przed telefonem do brata usunął je stamtąd i zakopał. Późniejsza analiza laboratoryjna wskazała, że… niektóre z nich ugotował.

Ciało kolejnej ofiary, dwudziestosześcioletniej Renee Gibbs znaleziono drugiego czerwca 1998 roku. Wayne udusił ją, zmasakrował ciało i porzucił w kanale melioracyjnym. Z jego zeznań wynika, że przez kilka dni po morderstwie woził zwłoki w kabinie ciężarówki. Cztery miesiące później odkryto ciało Lanette Deyon White, dwudziestopięciolatki zajmującej się zapewnianiem rozrywki kierowcom ciężarówek na wielkich parkingach wzdłuż tras stanowych.

Ostatnie ciało odnaleziono w październiku tego samego roku. Należało do Anny Tamez i od samego początku wiadomo było, że dziewczyna padła ofiarą morderstwa, bo po wydobyciu zwłok z wody okazało się, że zabójca odciął jej pierś – tę, którą później przekonał szeryfa, by poważnie potraktował jego słowa.

Skazany w czasie procesu

 27 czerwca 2006 roku Wayne Adam Ford został uznany za winnego morderstwa pierwszego stopnia czterech kobiet – choć przypisuje mu się jeszcze przynajmniej kilka ofiar – a 11 sierpnia został skazany na śmierć. Od tamtego czasu przebywa w celi śmierci w więzieniu stanowym w San Quentin w Kalifornii, gdzie oczekuje na wykonanie wyroku.

Kiedy na zakończenie zeznań prokurator zapytał, co skłoniło go, by oddać się w ręce policji, Wayne Adam Ford odpowiedział:

– Zrobiłem to, bo następna byłaby moja była żona, a nie chciałem, żeby Max został sierotą.