Witam w drugim tekście z kryminalnej serii „Sprawiedliwość na zakręcie”. Autor Miłosz Urban tym razem przyjrzy się jednemu z najsłynniejszych gangów w historii kradzieży ładunków. A jeśli nie czytaliście jeszcze pierwszego tekstu z serii, zapraszam pod ten link.
Agent Paul Meyer od lat zajmował się sprawami kradzieży towarów na różnych etapach łańcucha dostaw i z biegiem czasu był coraz bardziej przekonany, że to walka z hydrą, której po obcięciu jednej głowy, natychmiast wyrasta kilka kolejnych. Problem z kradzieżami polegał na tym, że osoby parające się taką działalnością działały w zupełnie odmienny sposób, niż zorganizowane grupy przestępcze, oplatające swoimi mackami wielkie miasta i całe gałęzie przemysłu i rozrywki.
W przeciwieństwie do mafijnych ośmiornic, stanowiących jeden rozrośnięty przestępczy organizm, kradzieże ładunków w Stanach Zjednoczonych opierały się na zbieraninie zdecentralizowanych, niewielkich i sprawnie funkcjonujących band złodziei, które działały w odłączeniu od przestępczości zorganizowanej. Pewnym ułatwieniem było określenie trzech głównych miejsc, z których się wywodziła się większość z nich – Long Beach w Los Angeles, Miami na Florydzie oraz Nowy Jork z New Jersey. Miejsca te nie bez przyczyny stały się inkubatorami takiej działalności: to jedne z największych portów i hubów przeładunków, skąd towary trafiają na cały świat. A przy tak niewyobrażalnych ilościach kontenerów, skrzyń i palet, łatwo jest ukryć coś, co nie powinno się tam znaleźć.
W korzystaniu z dobrodziejstw bliskości portu, terminali przeładunkowych i ogromnej ilości magazynów na Florydzie wyspecjalizowały się przede wszystkim gangi kubańskie. To one od początku lat osiemdziesiątych zaczęły rozwijać techniki stosowane do dzisiaj. Wcześniej oczywiście kradzieże towarów zdarzały się również, o czym świadczą choćby wzmianki w New York Times z początku XX wieku, na które trafiłem przygotowując materiały do artykułu, jednak rozkwit działalności i specjalizacja gangów przypada właśnie na początek lat osiemdziesiątych.
Organizacja przestępcza, na której trop miał wpaść agent Paul Meyer była dotychczas nieuchwytna. Działała w sposób nieprzewidywalny, wykorzystując świetną znajomość przebiegu łańcuchów dostaw w różnych branżach, zaczynając od magazynów, w których towar składowano i ładowano na przyczepy, aż po upodobania konkretnych kierowców wożących szczególnie cenne ładunki.
Warto tutaj zauważyć, że kradzieże ładunków w USA różnią się znacząco od kradzieży ładunków w Europie. FBI po analizie kilku znanych spraw z Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, gdzie dochodzi do największej ilości tego typu przestępstw, wskazało, że o ile na terenie Unii Europejskiej przejęcie mienia jest zazwyczaj połączone z włamaniem – czy to zerwaniem plomb i dostaniem się do naczepy przez drzwi, czy równie często poprzez przecięcie plandeki i wyniesienie takiej ilości towaru, na ile starczy czasu (o kradzieżach w ruchu nie wspominając – choć to, na szczęście, wciąż ciekawostki, a nie przetarty szlak), w Stanach Zjednoczonych dochodzi głównie do przejęcia całego zespołu z naczepą, a następnie porzucenia ciągnika – tu ciekawostka: statystycznie po około dwudziestu milach. Dalsze różnice polegają na tym, że w Europie taką działalnością zajmują się gangi osadzone w strukturach mafijnych, często wykonujące kradzieże na zlecenie i posługujące się pochodzącymi z zewnątrz informacjami. Przyjęło się, że stopniem zaawansowania technicznego gangi działające w Europie wyprzedzają swoich odpowiedników ze Stanów Zjednoczonych o osiem do dziesięciu lat.
Gangi w USA wyciągnęły wnioski z działalności mafii latynoskiej mocno osadzonej w całym Miami i okolicach, i zauważyły, że całkowita rezygnacja ze stosowania przemocy na wszystkich etapach kradzieży znacząco ułatwia pozostawanie z dala od zainteresowania policji. Przestępstwa z użyciem broni, narkotyki, pobicia i wymuszenia są znakiem charakterystycznym przestępczości zorganizowanej, na której śledczy skupiają swoje wysiłki, a kradzieże, często w ogóle nie zgłaszane, traktowane są jako mniej pilne i mniej szkodliwe. Do dziś nazywane są przez to „przestępstwami bez ofiar”. Agent Meyer przejrzał teczkę, która trafiła na jego biurko. Tym razem kradzież całej naczepy trwała mniej niż trzydzieści sekund. 17 kwietnia 2013 kierowca o nieujawnionym dotąd nazwisku zatrzymał się nowoczesnym ciągnikiem Volvo na truck stopie w Gary, w Indianie i udał się do łazienki. W tym czasie jedna osoba ruszyła za nim, by obserwować co robi, a druga dostała się do ciężarówki, bez kluczyka uruchomiła silnik i odjechała. Dwa zbiegi okoliczności przesądziły, że akurat ta sprawa stałą się początkiem końca czteroosobowej grupy Kubańczyków, którzy poszukując możliwości na coraz bardziej zatłoczonym runku kradzieży towarów – przynoszącym gospodarce straty rzędu kilkunastu miliardów dolarów rocznie – przenieśli się z działalnością na środkowy zachód USA. Pierwszym był rozmiar strat – naczepę wypełniały telefony komórkowe o łącznej wartości sięgającej niemal dwunastu milionów dolarów. A drugim było nagranie z budynku, na którym uwieczniony został jeden z przestępców.
Wartość ukradzionego towaru sprawiła, że sprawę odebrano policji i przekazano do FBI. Pod wodzą agenta Paula Meyera rozpoczęto najszerzej zakrojone śledztwo w tego typu sprawie – a w każdym razie w biurze w Indianapolis, w którym wówczas pracował agent Meyer, nie pamiętają, by kiedykolwiek wcześniej zaangażowano tak wielkie środki w ujawnienie sprawców przestępstwa, w którym nikt nie zginął, nie został ranny – ba, nikomu nawet nie grożono!
Żmudna analiza wszystkich logowań telefonów komórkowych, wynajętych w okolicach samochodów, przelewów bankowych i w końcu również podsłuchów oraz informacji od tajnych informatorów, udało się wytypować cztery osoby najprawdopodobniej odpowiedzialne za kradzież. To był dopiero początek drogi do skazania złodziei prawomocnym wyrokiem, jednak znając tożsamość członków gangu, FBI mogło skupić się na analizie ich działalności.
Grupa składająca się z szefa Roberto Santos-Gonzalez, 37 lat, jego przybocznego Carlosa Enrique Freire-Pifferrer, oraz dwóch zawodowych kierowców ciężarówek Juana Perez-Gonzalez, 44 lata i Eduardo Hernandez, 55 lat, działała w sposób nieszczególnie wyrafinowany, lecz zadziwiająco sprawny. Nie specjalizowali się w konkretnych towarach, a skupiali raczej na okazjach i przedmiotach, które trudno śledzić, a łatwo sprzedać. Jednym z popularniejszych i przynoszących krociowe zyski rodzajów kradzionych towarów okazało się mleko dla niemowląt! Działalność grupy wywodzącej się z kubańskiego półświatka dzielnicy Miami Hialeah trwała nieprzerwanie od około 2008 roku, a wartość przywłaszczonych towarów szacowana jest na dużo ponad sto milionów dolarów. Na ciężarówki polowali głównie w środkowozachodnich stanach USA Virginia, Illinois, Indiana, Kentucky, North Carolina, South Carolina, Ohio i Oklahoma, choć się do nich nie ograniczali.
W maju 2015 roku śledczy FBI mieli dość informacji, by przystąpić do realizacji celu przyświecającego im od początku dochodzenia: zatrzymania i skutecznego postawienia przed sądem członków gangu. Znając sposób działania czteroosobowej grupy i wykorzystując podstawioną osobę, udało się zainteresować szefa złodziei ładunkiem telefonów komórkowych, który miał opuścić niedługo centrum dystrybucyjne w Louisville. Kiedy tzw. spotter dał sygnał, że ciężarówka ruszyła, wszystko potoczyło się niemal jak w filmach akcji. W trakcie postoju na truck stopie ciężarówka zniknęła z parkingu, a następnie, zgodnie z planem przestępców, miała zostać odstawiona na kilka dni w odludnym miejscu, by sprawdzić, czy wśród telefonów nie ukryto coraz popularniejszych trackerów do śledzenia ładunku. Złodziej za kierownicą nie zdążył nawet zgasić silnika – został zatrzymany na gorącym uczynku. Nie wiedział, że jemu jako ostatniemu kajdanki zatrzasnęły się na nadgarstkach.
Przygotowanie aktu oskarżenia i proces trwały trzy lata, a wyrok zapadł dopiero w roku 2018. Dziwić może stosunkowo niski wymiar kar (od roku do dwunastu i pół roku więzienia), jednak mimo wcześniejszej historii kryminalnej części z nich, wpływ na długość przymusowego odosobnienia miał fakt, że prokuratura skupiła się jedynie na stuprocentowo pewnych oskarżeniach, oraz to, że gang przezornie nigdy nie korzystał z broni i nie stosował przemocy.
Walka z kradzieżami towarów trwa dalej, a FBI prowadzi szeroko zakrojony program ujednoliconego zgłoszenia kradzieży, dzięki czemu udaje się pokonać największą dotychczas słabość systemu policyjno śledczego w USA, jakim jest brak wymiany informacji między stanami, FBI i policją. Mimo wysiłków, towary wciąż znikają z magazynów, ciężarówki z truck stopów, a kontenery z lewymi papierami wypływają z międzynarodowych portów i trafiają w najróżniejsze miejsca na świecie.
W kolejnym tygodniu zajmę się historią takich przestępstw w naszym kraju oraz opiszę sprawę jednego z najciekawszych gangów okradających tiry, działających na terenie Polski.