
Ciężarówki elektryczne, które obecnie wyjeżdżają na drogi, to już w większości produkty seryjne, pod którymi oficjalnie podpisują się duże koncerny. Jeszcze kilka lat temu sporo mówiło się jednak o konstrukcjach jednostkowych, przebudowywanych przez małe firmy lub będących po prostu prototypami. Samochody te da się obecnie znaleźć na rynku pojazdów używanych i często mogą one kusić niższymi cenami. Wiąże się z nimi jednak ryzyko, które wymownie uświadamia historia szwajcarskiego miasta Lausanne.
Władze Lausanne postanowiły zostać prawdziwym prekursorem elektrycznego transportu. W 2018 roku, a więc już siedem lat temu, Szwajcarzy zdecydowali się na zakup całkowicie elektrycznej śmieciarki, przeznaczając na ten cel astronomiczną kwotę 760 tys. franków (około 820 tys. euro). Była to dwukrotność kosztów zakupu dobrze wyposażonej śmieciarki spalinowej, ale w zmian liczono na korzyści ekologiczne oraz znacznie niższe koszty eksploatacji. Przyjęto przy tym założenie, że pojazd pozostanie w użytku przez około 15 lat, a w tym okresie wyższe koszty zakupu bez problemu zdołają się zwrócić.
W 2018 roku na rynku nie było jeszcze ciężkich, trzyosiowych elektryków, które pochodziłyby z produkcji seryjnej. Wiodący producenci dopiero przymierzali się, więc Szwajcarzy musieli sięgnąć po bardziej niszowej rozwiązanie. Wybrali przy tym ofertę szwajcarskiej marki Futurium (później przemianowanej na DesignWerk), która była jednym z europejskich pionierów przerabiania ciężarówek spalinowych na pojazd elektryczne. Dodam, że przedsiębiorstwo to działało wówczas całkowicie niezależnie, dopiero trzy lata później mając zostać przejętym przez szwedzką Grupę Volvo.
Dostarczony pojazd powstał przez zdemontowanie wszelkich elementów spalinowego napędu, w zamian za to otrzymując cztery silniki elektryczne o łącznej mocy 680 KM i baterie o pojemności 270 kWh. Przez pierwsze sześć lat podzespoły te działały bez zarzutu, ale w grudniu 2024 roku pojawił się poważny problem. Elektryczne Futuricum całkowicie odmówiło posłuszeństwa, a jednocześnie okazało się niemożliwe do łatwego naprawienia. Wykorzystano w nim bowiem nieseryjne, prototypowe rozwiązania, które można już dzisiaj nazwać przestarzałymi i do których brakuje części zamiennych. Po kilku inspekcjach technicznych zapadła więc decyzja, że elektryczny układ napędowy po prostu musi zostać wymieniony, otrzymując przy tym współczesne i bardziej ustandaryzowane komponenty, które pozwolą uniknąć problemów w przyszłości. Koszt tej usługi określono na 160 tys. franków (około 170 tys. euro).
Władze szwajcarskiego miasta ostatecznie zgodziły się na to rozwiązanie i dokładnie dzisiaj, 31 października 2025 roku, niesprawne Futuricum ma odjechać do jego producenta. Jednocześnie temat postanowiono nagłośnić w lokalnych mediach, by uświadomić z jakim ryzykiem wiąże się rola prekursora, decydującego się na nową technologię przed innymi.











