Słynny Mack spod Konina zostanie odnowiony – oto historia unikatowej ciężarówki

Był rok 1991 rok, dalekobieżny transport zaczynał tętnić życiem, a w polskich miastach pojawiały się ciężarówki z najróżniejszych krajów. Właśnie jednym z takich pojazdów był Mack FM786, wykonujący przewóz z Iranu do dopiero co zjednoczonych Niemiec. Pojazd ten miał akurat przejechać przez Konin, gdy jego kierowca stracił panowanie nad zestawem. Ciężarówka złożyła się w „scyzoryk”, a naczepa uderzyła w tylny narożnik ciągnika.

Lewa strona kabiny została wyraźnie uszkodzona i pojazd nie nadawał się do dalszej jazdy. Ciągnik ściągnięto więc na plac lokalnej pomocy drogowej, a zagraniczny kierowca zajął się organizowaniem dla niego powrotu na bazę. Oddalił się przy tym od pojazdu, zapowiadając, że wróci w ciągu kilku dni. Jak się jednak okazało, nie wrócił nawet po 29 latach…

Właściciele ciężarówki najwyraźniej postanowili ją porzucić. I tak oto Mack stał się stałym elementem podkonińskiego krajobrazu, przez trzy dekady stojąc na trawniku przy drodze krajowej nr 25. Kto tylko miał okazję wyjeżdżać z Konina w stronę Kalisza, ten niemal na pewno go zauważył. Tym bardziej, że ciężarówka z daleka zwracała uwagę, mając charakterystyczny kształt amerykańskiego ciągnika z silnikiem pod kabiną.

Po 20 latach Mack stał się w własnością przedsiębiorcy, który w 1991 roku ściągnął go z drogi. Dokonało się to przez tak zwane „zasiedzenie”. Nowy właściciel nie podjął jednak próby wyremontowania pojazdu i klasyczna ciężarówka nadal tkwiła w tym samym miejscu. Swoją drogą, trudno się temu dziwić, jako że 20 lat postoju kompletnie wykończyło nadwozie. Wynika to z faktu, że Mack był jedynym amerykańskim producentem ciężarówek wytwarzający kabiny ze stali, a nie z aluminium. Gdy więc taki pojazd zaczynał rdzewieć, korozja szybko mogła wykończyć całe nadwozie.

Oczywiście nie brakowało osób, które wstępnie były zainteresowanie odkupieniem pojazdu i poddaniem go remontowi. Wystarczyły jednak krótkie oględziny kabiny, by szybko z tego pomysłu zrezygnować. Właściciel ciężarówki nie zamierzał też oddać jej tanio, oczekując kwoty 10 tys. złotych. Była to więc oferta, która mogła zainteresować tylko największych miłośników ciężarowej motoryzacji.

Jedną z osób, które zainteresowały się tą ciężarówką, był „Henry Hill”. Opolanin znany z posiadania klasycznego Freightlinera kilkukrotnie przymierzał się do zakupu, a w 2018 roku podjął nawet próbę odpalenia silnika. Wybrał się na miejsce ze sprawnym akumulatorem, bańką paliwa oraz kolegą Tomaszem Kmiecikiem, który miał pomóc przy całej operacji. I wówczas 306-konny, sześciocylindrowy silnik pokazał, że tylko czeka na danie mu drugiej szansy. Do życia zbudził się po 4 sekundach kręcenia, podczas gdy jego ostatnie przepalanie miało miejsce 10 lat wcześniej.

Odpalanie w 2018 roku:

Niemniej nawet po tym silnikowym sukcesie Henry Hill nie zdecydował się na zakup. Również i dla niego cena była bowiem zbyt wysoka. Temat umarł więc na kolejne dwa lata, a Mack nadal wrastał w podkonińską ziemię. Jak się jednak okazało, wspomniany Tomasz nie przestawał o nim myśleć. Dźwięk uruchomionego po latach silnika najwyraźniej zapadł mu w pamięć i nie pozwalał o sobie zapomnieć. Po dwóch latach podjął więc decyzję, by wejść w ten szalony projekt, kupić Macka i rozpocząć jego remont.

Tak też się stało i w ubiegłym tygodniu Mack końcu opuścił miejsce 29-letniego postoju. Trafił na lawetę ciągniętą przez Freightlinera Henrego i udał się do nowego domu, gdzie ma zostać doprowadzony do pełnej sprawności. Szczególne istotne będzie przy tym uratowanie kabiny, poprzez pełen remont blacharski i odnowienie wnętrza. Choć najpierw trzeba znaleźć części, a to będzie rzeczą wyjątkowo trudną.

Amerykański Mack serii F był jedną z najpopularniejszych ciężarówek XX wieku. Powszechnie stosowano go w Ameryce Północnej, na Bliskim Wschodzie, a nawet w wielu krajach europejskich. Problem jednak w tym, że to nie jest zwykły Mack F, a bardzo rzadka wersja Mack FM, dedykowana w latach 1979-1981 na rynek europejski. Wyróżnia się ona układem podwozia, z przednią osią cofniętą wyraźnie do tyłu. Taki układ wpływał też na kształt kabiny, między innymi przez inaczej ustawione wejście do wnętrza. Łączna liczba wyprodukowanych Macków FM to dokładnie… 647 egzemplarzy. Na znalezienie używanej kabiny lub blacharskich zamienników nie ma więc co liczyć.

Jaki jest więc dalszy plan? Najprawdopodobniej trzeba będzie wykonać poszycie kabiny częściowo od nowa, posiłkując się przy tym elementami z amerykańskiego Macka F. Nie ma wątpliwości, będzie to proces trudny i czasochłonny, ale cała historia wydaje się być tego warta. Mało kto już bowiem wierzył, że charakterystyczny, czarny ciągnik zniknie kiedykolwiek z trawnika przy „krajówce”. A przy okazji jest to okazja by zachować w Polsce kawał ciężarowej historii. Dzisiaj nikt już bowiem w Europie Macków nie sprzedaje, a i pojazdów o takim napędzie nigdzie nie znajdziemy. Opisywany ciągnik ma bowiem na przykład dwudrążkową skrzynię biegów z układem 5×4. Jeden z tych drążków służy do wyboru czterech zakresów, drugim wybieramy jeden z pięciu biegów, a całą zasadę działania tego systemu wyjaśniałem w tym artykule.

Autorzy zdjęć: Roman Rogalski, Kamil Nowakowski