Skąd wzięły się chłodnicze ciężarówki i spalinowe agregaty – rozwój od XIX wieku

Powyżej: Thermo King C, seryjnie zaoferowany w 1941 roku

Wszędzie wokół słyszymy o planach elektryfikacji transportu. Silniki diesla mają zostać wyeliminowane, a producenci pojazdów domagają się od Unii Europejskiej ponad 40 tys. ładowarek. Tymczasem z punktu widzenia wielu kierowców ciężarówek może wydawać się to zupełną abstrakcją. Bo jak niby ciężarówki mają przestać jeździć na oleju napędowym, skoro diesli nie udało się nawet wyeliminować z agregatów chłodniczych? Lata mijają, a silniki agregatów nadal pracują tuż przy kabinach sypialnych, ich hałas roznosi się po parkingach, a skutecznego, elektrycznego zastępstwa właściwie nie widać… I tak oto dochodzimy do dzisiejszego artykułu. W ramach przerwy od niekończącego się klepania aktualności, postanowiłem bowiem poświęcić trochę miejsca historii agregatów chłodniczych.

Profesjonalny transport w kontrolowanej temperaturze to branża licząca ponad 150 lat. Już w połowie XIX wieku Amerykanie dysponowali pierwszymi wagonami o specjalnie przygotowanej izolacji termicznej. Przy odpowiednio chłodnej pogodzie, pozwalały one przewozić mięso także na dalsze odległości. Odbywało się to wówczas w taki sposób, że część wagonu była wypełniana lodem, odpowiadającym za chłodzenie ładunku. Jak to wyglądało z praktyce, możecie zobaczyć poniżej, na przekroju takiego właśnie wagonu. To egzemplarz z 1873 roku, ze zbiornikami na lód na obu końcach nadwozia. Transport był też organizowany w taki sposób, by na dalszych trasach uzupełniać lód co kilka godzin. Ówczesne izolacje były bowiem na tyle słabe, że po kilku godzinach z lodu pozostawała głównie woda.

Fot. Refrigerated Specialists Inc

Również XIX wieku, w późnych latach 70-tych, zaczęto eksperymentować z wentylatorami. W tym celu zbiorniki z lodem przeniesiono na dach wagonów, a pod nimi instalowano właśnie wentylatory. Rozprowadzały one zimne powietrze na całej długości wagonu i tym samym ułatwiały wykorzystanie pełnej przestrzeni ładunkowej. Co też ciekawe, takie proste rozwiązania, z chłodzeniem wykonywanym przy użyciu lodu, wyszły w końcu poza branżę transportu kolejowego. Na początku lat XX zaczęły się one pojawiać także na ciężarówkach, choć wówczas tylko w transporcie na krótsze dystanse.

Również na początku lat XX powstały pierwsze urządzenia, które można było nazwać samochodowymi urządzeniami chłodzącymi. Nie potrzebowały one już lodu, lecz wytwarzały chłód poprzez mechaniczne sprężarki, napędzane silnikami spalinowymi. Mówiąc więc krótko, były to pierwsze agregaty. Książka „The Refrigerating Data Book” datuje te urządzenia na rok 1925 i miały one pracować w ciężarówkach do miejskiego rozwożenia lodów. Choć to nadal były tylko pierwsze próby, które nie przyjęły się na szeroką skalę. Urządzeń tych nie można było zainstalować do większych, bardziej długodystansowych ciężarówek, wykonujących przewozy mięsa. Wszystko wskazywało bowiem na to, że duży agregat nie wytrzyma wibracji odpowiednio dużego silnika.

Zamiast tego rozwijano więc urządzenia, które dzisiaj prezentuje się głównie jako nowość. Były to agregaty elektryczne, bez silników spalinowych, ale za to z akumulatorami wymagającego regularnego ładowania. Trzeba bowiem pamiętać, że aż do 30-tych w motoryzacji powszechnie wykorzystywano silniki elektryczne. Przodowali w tym Amerykanie, w pewnym momencie mając wręcz więcej samochodów elektrycznych niż spalinowych. Choć tutaj znowu pojawił się problem – takich elektrycznych urządzeń nie można było wykorzystać w transporcie na większe dystanse, tym razem z uwagi na ograniczony czas pracy bez ładowania. Dlatego też, pomimo stosunkowo szybko rozwijających się technologii, jeszcze w latach 30-tych naczepy z mięsem musiały być wypełniane lodem.

Joe Numero:

I tak oto dochodzimy do gry w golfa, która dała początek agregatom znanym do dzisiaj. W grze uczestniczyło trzech biznesmenów – Joe Numero (szef firmy produkującej nagłośnienie dla kin), Al Fineberg (prezes ogromnej korporacji produkującej klimatyzatory), a także Harry Werner (właściciel ogromnej firmy transportowej). Werner miał skarżyć się kolegom na problemy z transportem mięsa, wówczas wykonywanym głównie z użyciem lodu. Zadał też Finebergowi bardzo istotne pytanie – jak to możliwe, że można produkować klimatyzatory dla ogromnych sal kinowych, a nie da się schłodzić zabudowy lub naczepy ciężarówki. Fineberg odpowiedział, że spalinowe urządzenia chłodzące nie wytrzymałyby pracy na drogach, z uwagi na ogromne wibracje silników. I właśnie tutaj w rozmowę włączył się Numero, przysłowiowo „odbijając piłeczkę”. Stwierdził on, że przygotuje agregat, którego nie udało się stworzyć Finebergowi.

Choć Joe Numero zajmował się w owym czasie sprzętem grającym, miał ogromne doświadczenie jako mechanik samochodowy, twórca aut sportowych, a także wyścigowy kierowca. Był też zapalonym inżynierem-samoukiem, weteranem I Wojny Światowej i po prostu wyjątkowo zdolną osobą. Uznał więc, że skoro dla potrzeb sportu motorowego można tworzyć silniki o idealnym wyważeniu, a jednocześnie o ogromnej wytrzymałości, to spalinowy agregat chłodniczy też powinien być możliwy do zaprojektowania. I tak w 1939 roku powstało jego pierwsze dzieło, bazujące na czterocylindrowym silniku benzynowym. Numero zaprojektował też specjalny termostat, koło zamachowe i rozrusznik, które umożliwiały automatyczne włączanie i wyłączanie agregatu, w zależności od chwilowych potrzeb. Ponadto całość skonstruowano w taki sposób, by agregat mógł zostać zamontowany na zewnętrz zabudowy lub naczepy, nie ograniczając miejsca na ładunek. Wszystko to sprawdziło się w praktyce i umożliwiło drogowe przewożenie żywności na właściwie dowolnych dystansach.

Amerykańska, wojskowa chłodnia z 1942 roku:

A co było później? Joe Numero oraz jego nowy wspólnik Fred Jones założyli firmę produkującą takie urządzenia na szeroką skalę. To właśnie to przedsiębiorstwo wyewoluowało do znanej nam dzisiaj marki Thermo King. Do rozwoju technologii przyczyniła się też II Wojna Światowa, tworząc ogromne zapotrzebowanie na transporty żywności, leków lub nawet krwi. Gdy więc działania wojenne już się zakończyły, agregaty miały za sobą kilka lat intensywnego rozwoju oraz praktycznych testów. Wczesny okres powojenny to natomiast powstawanie w branży kolejnych producentów, stopniowe przechodzenie na silniki diesla i regulowanie chłodni przepisami. Dla przykładu, jednym z pierwszych europejskich krajów o takich przepisach była Francja. Tamtejsze władze w 1952 określiły warunki, w jakich musi być przewożona świeża żywność. Dlatego też najbardziej znany francuski producent naczep chłodniczych, firma Chereau, zaczął wytwarzać naczepy z izolacją chłodniczą w 1953 roku. I tak trwa to wszystko do dziś.

Dieslowski Thermo King NWD z 1962 roku, określany pierwszym agregatem naczepowym o współczesnym układzie: