Scania T142 400 po 34 latach – wrażenia z jazdy bez żadnego oprogramowania

Bohaterką tego artykułu będzie Scania T142 400, należąca do toruńskiego serwisu samochodów ciężarowych Julnat-Truck Jacek Wilamowski. Samochód ten wyprodukowano w 1986 roku i rozpoczął on swoją karierę w Szwecji, jako trzyosiowy holownik pomocy drogowej. Następnie ciężarówka służyła między innymi w Bydgoszczy oraz Płocku, a dwa lata temu zawitała właśnie do Torunia.

W momencie zakupu samochód był ogólnie zaniedbany, wymagając pewnego remontu blacharskiego, naprawy układu hamulcowego, czy odnowienia hydrauliki w zabudowie. Firma Julnet-Truck przeprowadziła ten proces we własnym zakresie, inwestując mnóstwo czasu oraz pieniędzy. Dzisiaj można jednak powiedzieć, że poczciwa „dwójka” jeździ jak nowa, jej stan techniczny jest idealny, a za nadwoziem trudno się nie obejrzeć. Na początku tego roku zregenerowano też wtryski, choć sam silnik pozostaje w pełni oryginalny, mając nawet oryginalną turbinę. Jeśli zaś chodzi o plany na przyszłość, to wymiany wymagają już tylko ostatnie detale, jak na przykład trudne do kupienia, oryginalne lusterka.

Samochód otrzymał drugie życie i może na co dzień na siebie zarabiać. Tutaj od razu zaznaczę, że nie jest praca typowo wypadkowa, z policyjnymi zgłoszeniami i codziennym wyszarpywaniem ciężarówek z rowów. Scania jest raczej uzupełnieniem usług serwisowych, ściągając do firmy zepsute ciężarówki, czy też zapewniając holowanie dla stałych klientów. Owszem, wyjazdy do wypadków też czasami się zdarzają, lecz nie jest to dla tego samochodu chleb powszechni. W praktyce to zaś oznacza mniej przeciążeń i brak problemów z 34-letnią zabudową.

A jak wyglądają wrażenia z jazdy tym samochodem? Właśnie o tym chciałbym Wam teraz odpowiedzieć. Na tekstem możecie zapoznać się z oprawą dźwiękową pojazdu, moim komentarzem z momentu prowadzenia oraz mają wycieczką po wnętrzu. Wszystko w ramach filmu na YouTube. Zawsze mam jednak wrażenie, że na filmie nie potrafię oddać wszystkim przemyśleń i stąd poniższe uzupełnienie.

 

Gdyby porównać opisywaną Scanię ze współczesnymi pojazdami, różnice można by wyliczać tak naprawdę bez końca. Inny jest przede wszystkim w sposób, w jaki obcujemy z tą maszyną. Reakcja na naciśnięcie pedału gazu jest niemal natychmiastowa i bardzo łatwa w wyczuciu. Nie przechodzi ona bowiem przez żadne oprogramowanie, które narzucałoby nam bardziej ekonomiczny styl jazdy. To samo dotyczy skrzyni biegów – zmieniając zakres z dolnego na górny dosłownie czujemy na drążku pracę tego mechanizmu. Układ kierowniczy daje nam pełną informację o tym co dzieje się z kołami, a zamiast obrotomierza wystarczy odpowiednio wytrenowane ucho. Wszystko to dostarcza ogromną radość z jazdy i jest piękną odmianą od świata wszechobecnych komputerów.

Samochodem miałem okazję jeździć na pusto, a więc ważył on wówczas około 14 ton. Trudno przy tym oceniać sprawność silnika, choć wrażenie doskonałej dynamiki i tak było bardzo zauważalne. 14-litrowy i 400-konny silnik typu V8 wręcz wyrywał się do pracy, dopełniając to piękną oprawą dźwiękową. Kominy układu wydechowego grały na odległość kilku przecznic, a puszczenie samochodu na biegu skutkowało rasowym dudnieniem. Co też charakterystyczne dla starszych pojazdów, dobre osiągi dało się wyczuć zwłaszcza od połowy obrotomierza. Wynika to z faktu, że dawne jednostki oferowały niezbyt wiele maksymalnego momentu obrotowego w stosunku do maksymalnej mocy. Warto więc na tę moc poczekać i zobaczyć jak przy 1500 obr./min. silnik staje się prawdziwą potęgą.

Praca skrzyni biegów była bardzo miłym zaskoczeniem. 34-letnia konstrukcja marki Scania, mająca układ 4+4, pracowała przyjemniej, niż niejeden ZF z początku obecnej dekady. W „zielonym polu” obrotomierza biegi wchodziły stosunkowo lekko, a zakres pracy drążka był bardzo krótki. Wystarczyło więc pamiętać o sekundzie przerwy po naduszeniu sprzęgła, by jazda była miła, sprawna i przyjemna. Oczywiście znacznie trudniejszym zadaniem były wykonywanie redukcji na wysokie obroty. Trzeba jednak tę technikę opanować, gdyż skuteczność układu hamulcowego – zarówno zasadniczego, jak i górskiego z przyciskiem w podłodze – to zupełnie inna bajka. W porównaniu z taką serią 2, nowe ciężarówki hamują niczym auta osobowe.

A na koniec kilka słów należy się kabinie i ogólnemu komfortowi jazdy. Gdy we wnętrzu otwarty pozostawał jakikolwiek otwór – jedna z szyb (lewa ręczna, prawa elektryczna, klasyka!) lub szyberdach – trudno było mówić o jakimkolwiek wyciszeniu. Wystarczyło jednak tę kabinę zamknąć, by zrobiło się nadspodziewanie cicho. Sprzyjał temu oczywiście fakt, że silnik znalazł się przed kabiną, a sama Scania była po prostu samochodem wysokiej klasy. Jeśli chodzi o zawieszenie, to lepiej doświadczać go z fotelu kierowcy. Omawiany egzemplarz otrzymał fotel ze współczesnego DAF-a, by nieco poprawić komfort resorowania. I faktycznie na tym fotelu samochód był twardy, ale jak najbardziej do zniesienia. Na prawym fotelu, bez systemu amortyzacji, jest już podobno znacznie gorzej.

Ogólna ergonomia wnętrza, wraz z deską rozdzielczą, mile mnie zaskoczyła. Pomimo niemal identycznego nadwozia, Seria 2 miała znacznie prostszy pulpit niż seria 3. Deski nie zwrócono w stronę kierowcy, a kierownica nie miała nawet najprostszego układu regulacji. Mimo to udało mi się zająć bardzo wygodną pozycję, przywodzącą na myśl współczesne ciężarówki marki Scania. Koło kierownicy nie było przesadnie leżące, pedały umieszczono dosyć głęboko, boczek drzwiowy był odpowiednio oddalony, a za fotelem nie brakowało przestrzeni do odsunięcia. Trudno się więc dziwić, że producent zachował konstrukcję tej kabiny aż do połowy lat 90-tych.

I to chyba byłoby tyle moich wrażeń z jazdy. Właścicielowi Jackowi Wilamowskiemu (prawej) gratuluję pięknej ciężarówki, a kierowcy Sebastianowi Mielniczkowi (po lewej) gratuluję pięknego miejsca pracy. Niech Scania służy jak najdłużej, a ekologiczne zakazy niech będą dla niej łaskawe.