Przez lata europejscy producenci ciężarówek ostro rywalizowali z sobą pod kątem mocy maksymalnej silników. Dzisiaj zapowiada się natomiast na nowy wyścig, tym razem pod kątem zasięgu na jednym ładowaniu. Doskonale pokazuje to przykład Scanii, która ledwie rok po wdrożeniu elektrycznego ciągnika do seryjnej produkcji już dokonała jego modernizacji.
Podczas ubiegłotygodniowych targów IAA Transportation 2024 szwedzki producent zaprezentował elektryczny ciągnik siodłowy z dodatkową, siódmą baterią. Inaczej niż pozostałe sześć egzemplarzy, montowanych po prostu przy ramie, została ona zamontowana pod kabiną, w miejscu oryginalnie przewidzianym dla silnika spalinowego. W ten sposób łączna pojemność baterii wzrosła z 624 do 728 kWh, a maksymalny zasięg z około 440 do około 520 kilometrów.
Siódma bateria będzie dostępna w sprzedaży od 2025 roku, jako opcja dla tych klientów, którzy potrzebują jak największego zasięgu, a jednocześnie nie są mocno ograniczeni w zakresie masy własnej. Trzeba bowiem pamiętać, że dodatkowa bateria waży tutaj około 600 kilogramów, podnosząc masę elektrycznego ciągnika z 11 do 11,6 tony (w wersji 45R Highline).
A teraz spójrzmy na to, jak powyższa zmiana wpisuje się w bateryjny wyścig. Otóż w momencie ubiegłorocznego wejścia do produkcji, Scanie z sześcioma bateriami mogły zaoferować o około 100 kilometrów większy zasięg niż w przypadku lidera elektrycznego rynku, czyli Volva FH Electric. Innymi słowy, te 440 kilometrów to był naprawdę dobry wynik. Ostatnio jednak Volvo zapowiedziało wdrożenie nowego napędu elektrycznego, który od przyszłego roku będzie oferował nawet 600 kilometrów zasięgu. Jednocześnie na rynku pojawili się też konkurenci oferujący po około 500 kilometrów zasięgu, jak DAF XF Electric, Iveco S-eWay oraz Mercedes-Benz eActros 600. Zwiększenie scaniowskiego zasięgu do 520 kilometrów można więc uznać za natychmiastową odpowiedź. Przy okazji pojawiają się zaś dwa pytania: który z wiodących producentów da teraz więcej i jak daleko zajdzie zwiększanie masy elektrycznych ciągników?