Już za dwa dni, 1 stycznia 2025 roku, Rumunia oraz Bułgaria wejdą do pełnej strefy Schengen. To oznacza rozpoczęcie zupełnie nowej epoki w transporcie do obu tych krajów, a jednocześnie rosnące obawy o udział Rumunów i Bułgarów w międzynarodowym rynku.
Co dokładnie wydarzy się 1 stycznia? Od tego dnia nie będzie stałych, klasycznych punktów kontrolnych na granicy rumuńsko-węgierskiej, rumuńsko-bułgarskiej oraz bułgarsko-greckiej. Co jednak ważne, na granicy rumuńsko-węgierskiej oraz rumuńsko-bułgarskiej natychmiast wprowadzi się kontrole doraźne, o charakterze wyrywkowym. Mają one stanowić ochronę przed nielegalną migracją i przyjmą podobny charakter, jak działania prowadzone od ubiegłego roku na granicach niemieckich. To w praktyce oznacza, że kolejki dla samochodów ciężarowych prawdopodobnie ulegną znacznemu zmniejszeniu, ale nie znikną z dróg całkowicie.
Wraz z tym zmniejszeniem kolejek, przewoźnicy z Rumunii oraz Bułgarii łatwiej i szybciej wykonają przewozy między swoimi krajami a resztą Unii Europejskiej. Szczególnie mocno odczują to zwłaszcza Bułgarzy, wszak dla nich granice znikną w aż dwóch miejscach. Czy natomiast może to mieć bezpośredni wpływ na sytuację w unijnym transporcie?
Pewną odpowiedzią na to pytanie może być sytuacja z przełomu 2007 oraz 2008 roku, gdy do strefy Schengen dołączyła Polska. W ciągu kolejnych 12 miesięcy nasz udział w transporcie po niemieckich drogach wzrósł ledwie minimalnie, z 8,1 do 8,5 procenta. Faktem też jest, że wiele rumuńskich oraz bułgarskich firm i tak nie ściąga swoich ciężarówek do kraju częściej niż raz na rok. Dla takich flot ważniejsze było więc jesienne zniesienie wymogu obowiązkowych powrotów do kraju niż dołączenie do strefy Schengen. Niemniej w ujęciu długofalowym Schengen na pewno będzie sprzyjało rozwojowi rumuńskiego i bułgarskiego transportu, podobnie jak może przyczynić się do rozwoju całej tamtejszej gospodarki, więc i na tę sytuację polscy przewoźnicy muszą być przygotowani.