Renault to na naszym rynku lider sprzedaży samochodów modyfikowanych, czyli różnego rodzaju „dostawczaków” ze specjalistycznymi zabudowami. Oczywiście jest to spory powód do dumy dla polskiego importera Masterów oraz Traficów i dlatego też jakoś wiosną Renault Polska zorganizowało bardzo ciekawą inicjatywę – na maila otrzymałem całą listę takich modyfikowanych „Renówek”, z których mogłem wybrać coś dla siebie na testy. I tak kilka tygodni temu mogłem podzielić się z Wami relacją z międzynarodowego ekspresu zrobionego za kierownicą modelu Master z podwójną kabiną sypialną (zapraszam TUTAJ), natomiast poniżej znajdziecie kilka moich uwag i pochwał względem modelu Trafic z towarowo-osobową zabudową firmy Carpol.
Dla spokojnych ludzi
Nową generację modelu Trafic już prezentowałem na łamach 40ton.net, zachwycając się wówczas bardzo oszczędnym i do tego jeszcze bardziej dynamicznym silnikiem 1.6 z dwiema turbinami, generującym 140 KM. Tym razem do dyspozycji otrzymałem natomiast model 115-konny, wyposażony w turbinę tylko jedną. I aby silnik ten jakoś bardziej obrazowo ocenić, pozwolę sobie przywołać tutaj poprzednią generację modelu Trafic, która w 2-litrowej wersji 115 dCi była naprawdę dynamiczna, świetnie sprawując się na polskich drogach. A co na polskie drogi powiedziało 1.6 o tej samej mocy? No cóż, wybrałem się czerwonym Traficiem na wycieczkę z Poznania do Koszalina i niestety nie byłem szczególnie zachwycony. Jazda w trybie „Eco” po zapomnianych przez świat drogach Pomorza Zachodniego w ogóle nie wchodziła w grę, czyniąc auto po prostu zawalidrogą, a i bez ograniczającego dynamikę „Eco” musiałem marudzić na niewielki zakres użytecznych obrotów. Do pracy na lokalnych i miejskich drogach 115-konny silnik można więc uznać za wystarczający, ale jeśli ktoś szukałby samochodu do bardziej osobowego użytku, czy też chciał z dużymi prędkościami jeździć po autostradach, polecam coś mocniejszego.
Na szczęście ciągłe redukowanie i szukanie mocy w podłodze pod pedałem gazu okazało się w żaden sposób nie wpływać negatywnie na spalanie. Wręcz przeciwnie – 6,3 l/100 km z półtonowym obciążeniem to jak na tę trasę z kilkoma manewrami wyprzedzania i utrzymywaniem przez większość czasu licznikowego 90-100 km/h naprawdę niezła średnia. Co więcej, jest to też wynik bardzo zbliżony do danych podawanych przez producenta, a coś takiego przecież nieczęsto się zdarza. Bardzo ładnym wynikiem było też około 9 litrów osiągnięte na autostradzie A2 przy 130-140 km/h. A do tego doszedł fakt, że francuski silnik pracował bardzo cicho i przenosił do kabiny praktycznie żadnych wibracji, podczas gdy działanie skrzyni biegów było po prostu wzorowe.
Trochę jak dobry kolega
Mamy już więc pewien pogląd na paletę silnikową nowego Trafica, więc teraz czas na ocenę reszty pojazdu. Ta może być tym ciekawsza, że to już przecież drugi test tego modelu, co oczywiście oznacza, że na wiele rzeczy mogłem spojrzeć z lepszej perspektywy. Przyznam tutaj, że długo myślałem jak mógłbym ująć ocenę wnętrza w jakiś ciekawy, dający do myślenia sposób, ostatecznie uznając, że określę to tak – Renault Trafic to samochód wyjątkowo miły, niemalże pozbawiony jakichkolwiek irytujących elementów, a z uwagi na design kabiny także wprawiający w dobry nastrój. Wsiadając do środka można poczuć się po prostu przyjemnie, w stylu: oho, tutaj mam miejsce na kanapeczkę, tutaj sobie podłączę telefon, tutaj podłączę pendrajwa, tam wejdą fakturki, muzyczka gra jak trzeba, kawunia w uchwyciku, silnik cichutko mruczy, ten zabawny wskaźnik paliwa jest na full, więc można jechać.
Najważniejszy jest tutaj jednak fakt, że całe to pozytywne wrażenie idzie w parze z praktycznością. Deska rozdzielcza to wzór w swojej klasie pod względem praktyczności, fotel jest naprawdę niezły, schowków nie brakuje, a pozycję za kierownicą można określić bardzo poprawną, nawet dla „dużego gościa”. Uwagę miałbym tutaj tylko do jednej rzeczy, mianowicie Francuzi trochę przesadzili z prawym lusterkiem, które na stosunkowo niewielkiej powierzchni musi zmieścić aż trzy strefy – bez większego przyzwyczajenia ciężko było się w tym wszystkim połapać.
Ceni sobie dobrą nawierzchnię
Do całego tego pozytywnego opisu wnętrza powinno dojść też miękkie zawieszenie, jak to w aucie francuskim. Fakty są jednak takie, żenowy Trafic szczególnie miękki nie jest, a wręcz reprezentuje niecodzienną, francusko-niemiecką miksturę skalibrowaną ewidentnie pod kątem zachodnich miast i autostrad. Zawieszenie jest sztywne i raczej pewnie trzyma samochód na zakrętach, w testowym egzemplarzu łącząc to ze stabilnością typową dla wersji z wydłużonymi rozstawami osi. Nieźle sprawdzało się to także na równej niczym stój autostradzie A2, gdzie przy wyższych prędkościach można było się wręcz zrelaksować. Ale! – wszystko to dotyczy wyłącznie gładkich dróg o dobrej nawierzchni, bo w porządnych koleinach czy też na nierównościach Renault ze swoim już stereotypowo francuskim układem kierowniczym robiło się raczej nerwowe. Wraz z wysoką pozycją za kierownicą, dawało to poczucie jazdy naprawdę dużym samochodem, z krwi i kości użytkowym. Chociaż wiecie, jak tutaj nie być nerwowym, jak się widzi takie dziury jak w Poznaniu? 😉
Zabudowa idealna?
Na koniec wrócimy jeszcze do rzeczy zapowiadanej na samym wstępie, czyli towarowo-osobowej zabudowy firmy Carpol. Uczyniła ona z długiego furgonu naprawdę wygodną propozycję dla pięciu, ewentualnie sześciu osób, robiąc na mnie spore wrażenie wykonaniem całej przegrody. Użyte przy tym materiały nigdzie nie raziły, próżno było szukać gołego plastiku, a potwierdzeniem dobrej jakości była kompletna cisza panująca wewnątrz kabiny. Miejsca dla pasażerów przewidziano sporo, oddając im do dyspozycji sensowną kanapę, na której bez bólu można by odbyć podróż przez całą Europę. A co z częścią towarową? Tutaj moje subiektywne odczucia były niemalże identyczne, bo całość wykonano naprawdę porządnie i estetycznie, a poszczególne elementy były lekkie i łatwe w obsłudze. Lekka była też sama zabudowa, zostawiając 3-tonowemu Traficowi 1160 kilogramów ładowności. Szkoda tylko, że Carpol kompletnie zapomniał o oczkach do mocowania ładunku, występujących we wnętrzu w tylko dwóch egzemplarzach.
Podsumowanie
Oceniając wszystko możliwie ogólnikowo widziałbym to tak: silnik jest słaby, ale bardzo oszczędny, wnętrze jest świetne, prowadzenie mogłoby być w tej klasie pojazdów lepsze, a na zabudowę trudno powiedzieć złe słowo. Jeśli takie podsumowanie połączymy z bardzo atrakcyjnymi cenami dostawczych „Renówek”, w przypadku sześcioosobowego furgonu L2H1 ze 115-konnym silnikiem rozpoczynającymi się od 84 400 złotych netto, otrzymujemy po prostu dobrego kandydata na woła roboczego, którym w razie potrzeby bez problemu całą rodzinę nad morze.
Galeria zdjęć: