Relacja z IAA 2018: zestawienie ciężarówek z różnych kontynentów, w tym z Chin, Rosji oraz Ameryki

Targi IAA 2018 to wyjątkowa okazja, by w jednym miejscu zobaczyć ciężarówki z wielu kontynentów. Tuż obok najnowszych ciężarówek europejskich, wytworzonych przez „wielką siódemkę”, da się też dostrzec pojazdy chińskie, rosyjskie, czy amerykańskie. Spójrzmy więc, jak ta nieeuropejska motoryzacja wypada przy bliższym kontakcie.

Pod tym względem bezsprzecznie wyróżniało się stoisko grupy Traton, należącej do koncernu Volkswagen. Głównymi graczami w Tratonie są MAN oraz Scania, co szerzej wyjaśniałem tutaj. Volkswagen podejmuje jednak starania, by zaistnieć także na innych kontynentach. Stąd też przejmowanie kolejnych udziałów w amerykańskiej firmie International oraz coraz bliższa współpraca z chińską firmą CNHTC .

Niemcy wykorzystali IAA 2018, by pochwalić się tymi światowymi inwestycjami. Dlatego też obok całej grupy Scanii oraz MAN-ów dało się dostrzec dwóch przybyszy z drugiego końca planety – amerykańskiego Internationala LT oraz chińskie CNHTC Howo T7H. Ten pierwszy, był ciężarówką sprawiającą naprawdę przyjemne wrażenie. Choć sam International jest w USA marką typowo budżetową, mającą niezbyt dobrą opinię, nowy model LT wydawał się pojazdem naprawdę nowoczesnym i nieźle wykonanym. Pod względem techniki mamy tu zaś sporo elementów z MAN-a, na czele ze zmodyfikowanym silnikiem D26, szerzej opisywanym tutaj.

International LT:

Zupełnie inną historią jest CNHTC Howo T7H, wzbudzające – delikatnie mówiąc – mieszane uczucia. Z jednej strony, samochód miał naprawdę sporo europejskich elementów, a nawet kilka ciekawych rozwiązań. Kabina pochodzi tutaj ze starego FH12, co jest pamiątką po dawnej współpracy między CNHTC a Volvem. 500-konny silnik o pojemności 12,4 litra wywodzi się natomiast z MAN-a, będąc zmodyfikowaną wersją popularnego D26. Co więcej, na targowym egzemplarzu dało się nawet dostrzec opony marki Pirelli i radar automatycznego hamulca awaryjnego, a dolna część sypialni została mocno wydłużona, w trosce o komfort kierowcy. Ponadto CNHTC rozważa zbudowanie montowni swoich pojazdów w Bułgarii, zyskując w ten sposób dostęp do europejskiego rynku. Więcej na ten temat przeczytacie tutaj.

Howo T7H:

Z drugiej strony, po wejściu do wnętrza Howo T7H, wszelkie powody do zadowolenia znikały. W środku samochód pachniał bowiem jak dział w trampkami w tanim sklepie obuwniczym, przełączniki na desce rozdzielczej przywodziły na myśl Jelcze z lat 90-tych, a pod dolnym łóżkiem znajdował się schowek wykonany ze… styropianu. Jak więc widać, choć techniczna współpraca między Europą a Chinami stale się rozwija, jakość wykonania chińskich pojazdów nadal tworzy obraz tanich jednorazówek.

A trzeba tutaj podkreślić jedną, bardzo ważną rzecz – ciężarówki marki Howo da się oficjalnie kupić w Europie, spełniają one normę Euro 6 i mają swojego importera w Irlandii. Jakie konkretnie sprzedaje on pojazdy i kto się na nie decyduje, opisywałem pokrótce tutaj. Co więcej, Howo przymierza się też do otwarcia zakładów produkcyjnych w Bułgarii.

Volkswagen Delivery:

Zupełnie inną historią, choć również z koncernu Volkswagen, były same Volkswageny. Tutaj szczególną uwagę zwracał malutki model Delivery, przygotowany specjalnie dla Ameryki Południowej. Choć brazylijskie ciężarówki Volkswagena z założenia są pojazdami dosyć budżetowymi, Delivery w ogóle nie sprawiało takiego wrażenia. Wewnątrz można było poczuć się po prostu jak w Volkswagenie i nie brakowało elementów przeniesionych chociażby z Craftera. Uwagę zwracała również przestrzeń we wnętrzu oraz nietypowy układ kół. Prezentowane Delivery było bowiem najlżejszym, 3,5-tonowym wariantem. Został on pozbawiony bliźniaków, a mimo to na obu osiach zamontowano felgi typowe właśnie dla bliźniaczego ogumienia. Łatwo sobie więc wyobrazić, że niejedna polska hurtownia napojów chętnie by takiego Volkswagena zamówiła, dostrzegając w nim godnego następcę dawnego LT-eka. Więcej o modelu Delivery przeczytacie tutaj.

Freightlinery:

Nieco inaczej do tematu poszedł koncern Daimler, globalnie będący największym producentem ciężarówek. W tradycyjny dla siebie sposób, firma ta przygotowała całą halę z pojazdami spoza Europy. Stał tam chiński Foton Auman EST, indyjski BharatBenz MDT, japońskie Fuso Super Great, a także trzy pojazdy amerykańskie – pompa do betonu na podwoziu Freightlinera 114 SD, niskowejściowy Freightliner Econic, a także elektryczny autobus szkolny marki Thomas Built, również na podwoziu Freightlinera.

Fotona Aumana miałem okazję opisywać przy okazji targów IAA 2016 (zapraszam tutaj). Auto zrobiło wówczas na mnie podobne wrażenie, jak konkurencyjne Howo H7T. W tym roku Foton jednak natomiast zamknięty, zapewne w odpowiedzi na negatywne komentarze z poprzedniej edycji imprezy 😉 Z drugiej strony, sami Chińczycy muszą być z tych Fotonów naprawdę zadowoleni. Ich sprzedaż w Chinach jest bowiem większa, niż sprzedaż koncernu Daimler w Europie i Ameryce razem wzięta. Co więcej, tylko w ubiegłym roku Daimler odnotował w Chinach aż 38 proc. wzrostu sprzedaży.

Foton Auman EST:

Jeszcze ciekawszym pojazdem był BharatBenz. To naprawdę ogromna ciężarówka, z podwoziem wyglądającym na wyjątkowo solidne. Mimo to pojazd miał zaledwie 170-konny silnik oraz malutką kabinę, wywodzącą się z Fuso Cantera. Dokładnie tak, tego małego Cantera, jakiego można spotkać w europejskich miastach. Dlatego też, patrząc na Bharat Benza z profilu, można odnieść wrażenie, że koła są tutaj równie wysokie, co sama szoferka.

Jeśli zaś chodzi o Fuso Super Great oraz Freigtlinery, to już zupełnie inna historia. Freightliner Econic to po prostu brat bliźniak Mercedesa Econica, Fuso Super Great sprawia wrażenie pojazdu jak najbardziej nowoczesnego i dopracowanego, a budowlany Freightliner 112 SD po prostu zachwycał swoich klasycznym charakterem.

BharatBenz:

 

Skoro już o klasyce mowa, to trudno nie wspomnieć o ciężarówkach rosyjskich, wystawionych przez firmę GAZ. Co na tym stoisku najbardziej zwracało uwagę, to samochody w zaskakujących konfiguracjach. Dla przykładu, Ural Next, czyli ciężarówka kojarzona głównie terenem, pokazywany był w wersji szosowej. Samochód miał napęd typu 6×4 i szosowe opony, a z racji swojego wyglądu laik mógłby go wziąć za konstrukcję typowo amerykańską.

To samo można powiedzieć o nowym GAZ-ie Vepr Next, czyli, tłumacząc z języka rosyjskiego, GAZ-ie Wieprzu. Ten samochód promowany był jako auto dla miłośników off-roadu, żyjących aktywnie i chcących wyróżnić się atrakcyjnym wyglądem. Dlatego też Wieprz otrzymał nadwozie z amerykańskim stylu, będąc absurdalnie dużym pickupem z podwójną kabiną. Co też ciekawe, samochód napędzany był dieslem rosyjskiej konstrukcji, mającym 4,4 litra pojemności i rozwijającym jedynie 149 KM. Jego DMC wynosiło zaś 6,85 tony, przy 2,5 tony ładowności.

Inna sprawa, że wnętrze GAZ-a Vepr Next niczym nie różniło się od tych, z ciężarówek typowo użytkowych. W kwestii prywatnego użytku na co dzień, dla wielu osób może to być odstraszające.

GAZ Vepr, Ural Next oraz GAZ Sadko:

Na koniec mam zaś zupełną ciekawostką, mianowicie Hino Profia. Jest to ciężarówka japońska, a sama marka Hino należy do koncernu Toyota i od niedawna współpracuje z Volkswagenem.

Profia to jeden z największy modeli z gamy, natomiast egzemplarz wystawiony na targach zwracał uwagę typowo japońskim tuningiem. Chromowane lusterka wystające przed kabinę, smok wymalowany na nadwoziu i zabudowa z automatycznie otwierającym się bokiem – to prawdziwa kwintesencja japońskiego transportu. Pod względem technicznym, mamy natomiast wybór między silnikiem 8,9- lub 12,9-litrowym. Jest też 12-biegowa, zautomatyzowana skrzynia biegów oraz typowo japońska kabina – z podwyższonym dachem i bardzo krótką sypialnią.

Pozostałe samochody spoza naszego kontynentu opisywałem w innych artykułach. O elektrycznym SAIC-u Maxus, bazującym na brytyjskim LDV, przeczytacie tutaj. Stoisko amerykańskiej marki Ram wyjaśniałem tutaj, natomiast tutaj i tutaj przeczytacie o tureckim Fordzie oraz BMC.

Hino Profia: