Modele wprowadzone w latach 90-tych stają się już coraz bardziej kultowe. Wzdycha do nich także wielu młodych kierowców, zwłaszcza gdy mowa o mocnych i klasycznie zmodyfikowanych egzemplarzach. Czy jednak przesiadka na takiego youngtimera jest warta rezygnacji z najnowszych technologii i czy pierwsze trasy takim klasykiem nie będą po prostu uciążliwe? Oto zapytałem Marysię Worynę z Jastrzębia Zdroju, która dopiero co dokonała bardzo ciekawej zmiany w zatrudnieniu.
Zacznijmy tutaj od wyjaśnienia, że Marysia dopiero co zwróciła w sierpniu kluczyki do Scanii R450 Highline z 2018 roku. Samochód ten dostała na stan z przebiegiem 220 tys. kilometrów, po czym sama dołożyła do tego kolejne 420 tysięcy, przez ponad trzy lata kursowania na trasach do Włoch, w barwach firmy Gomola Trans. Pojazd naprawdę dobrze się przy tym sprawował, przeszedł w międzyczasie kilka atrakcyjnych, wizualnych zmian, a jednocześnie okazał się bardzo komfortowy, za sprawą bogatego wyposażenia i całkowicie pneumatycznego zawieszenia, włącznie z osią przednią. Trudno było go też nazwać powolnym jako że odpowiedni program podniósł moc silnika do około 500 koni.
Marysia przy poprzednim zestawie:
Obecne narzędzie pracy:
Zdjęcie: Truck-Spotting Dominik Pijet
W momencie przechodzenia do nowego, polsko-włoskiego pracodawcy, Marysia wiedziała, że czeka ją jazda znacznie starszym sprzętem. Taki też był zamysł tej decyzji, by realizować marzenie o jeździe starą, ośmiocylindrową Scanią. Nie wiedziała jednak, że przypadnie jej w udziale aż tak wyjątkowy egzemplarz, jak ta Scania 164 580 Topline z 2002 roku. Zmodyfikowana „czwórka” legitymuje się mocą podniesioną do ponad 700 koni, dudni wolnym wydechem, otrzymała współczesny sprzęt audio, a jej wnętrze wypełniła pikowana tapicerka, pomalowane plastiki i klasyczna, trójramienna kierownica. Jakby zaś tego było mało, ciągnik wykręcił już przebieg, który nawet jak na 20-letnią ciężarówkę może robić ogromne wrażenie. Dwa miesiące temu licznik wskazywał 984 tys. kilometrów i był już podobno po dwóch pełnych obrotach, natomiast w listopadzie Marysia zobaczyła kolejny pełen obrót, czyli Scania przekroczyła trzy miliony!
W zamyśle ten samochód miał już jeździć tylko po Włoszech, z uwagi na cieplejszy klimat, bardziej łaskawy dla youngtimera. W wyniku wyjątkowych okoliczności ciężarówka została jednak tymczasowo przywrócona na trasy międzynarodowe i bohaterka naszego artykułu zaczęła nią kursować między Włochami a Polską. Czy natomiast nie było przy tym żadnych obaw, uwzględniając zużycie materiałowe po trzech milionach przebiegu? Podobno wystarczyło pierwsze spojrzenie na samochód, a już tym bardziej pierwsze kilka przejechanych kilometrów, by nie mieć jakichkolwiek obiekcji. Sama Marysia przyznaje, że spodziewała się bardziej topornego auta, w którym da się już odczuć przebieg. Była też na to przygotowana, gdyż swoją karierę zaczynała na takich modelach, jak na przykład MAN FE2000. Ku niemałemu zaskoczeniu, czarna „czwórka” okazała się jednak nieznacznie odbiegać od ciągników nowych. Jakość prowadzenia ma być naprawdę świetna, całe wyposażenie pozostaje sprawne i po prostu czuje się niesamowitą dbałość o ogólny stan pojazdu. W dużej mierze jest to zasługa serwisu działającego przy włoskiej bazie firmy, w tym mechanika Ermano, który od podszewki poznał szwedzkie „V-ósemki” Gdy natomiast coś stanie się bliżej polskiej bazy ciągnik zajeżdża po prostu do ASO w Łodzi, by nawet najmniejsze problemy były rozwiązane na bieżąco. Tutaj od razu mogę też wskazać usterki, które pojawiły się w ciągu dwóch pierwszych miesięcy od przywrócenia ciągnika na trasy międzynarodowe. Wymiany wymagała uszczelka kolektora wydechowego, obudowa rozrządu, elementy zawieszenia kabiny i siłownik hamulca. Wszystko to wyglądało na typowe sprawy eksploatacyjne, które uwydatniły się w wyniku powrotu na intensywne, górskie trasy.
Widok po pierwszych dwóch miesiącach nowej pracy:
Skoro już mówimy o potencjalnych problemach, to warto też poruszyć kwestię kontroli. Rodzi się bowiem pytanie, czy 20-letni ciągnik po tuningu nie jest magnesem na służby kontrolne? O dziwo pierwsze miesiące niczego takiego nie wykazały i podobno nawet Austriacy tylko przyglądają się przejeżdżającej ciężarówce, jakby podziwiali jej oświetlenie. Być może włoska rejestracja zapewnia u nich pewną taryfę ulgową. Sama Marysia śmieje się natomiast, że zapewne niewielu zachodnich inspektorów jest już na tyle ambitnych, by sprawdzać papierowe tarczki. Mile wspomina również spotkanie z policjantami ze Słowenii – ci byli tak zaskoczeni, że w starej, włoskiej ciężarówce jest polska pani kierowca, że w efekcie postanowili zupełnie odpuścić sobie kontrolę.
Jak natomiast to spełnione marzenie o youngtimerze wypada pod względem codziennego komfortu? Tutaj trzeba podkreślić, że prezentowana „czwórka” została bardzo bogato skonfigurowana i jeszcze raz przypomnieć, że po prostu wszystko w niej działa. Tym samym do dyspozycji jest między innymi lodówka, tempomat, elektryczny szyberdach, zautomatyzowana skrzynia biegów Opticruise, pięciostopniowy retarder, klimatyzacja oraz dwa pneumatyczne fotele o szerokim zakresie regulacji. Co też szczególnie istotne w tym modelu, na tylnej ścianie znalazł się większy wariant schowków, zapewniający sensowną ilość miejsca na bagaże, a cała przestrzeń wokół górnego łóżka – tradycyjnie dla „czwórki” zamontowanego nad przednią szybą – została grubo wypikowana. Dzięki temu miejsce do spania jest nie tylko bardzo przytulne, ale też okazuje się dobrze izolowane termicznie. Wszystko to razem zaś sprawia, że z nowszych ciężarówek brakuje na co dzień naprawdę niewiele. Marysia wylicza, że z poprzedniego, czteroletniego ciągnika chętnie zabrałaby tylko lewy podłokietnik fotela oraz tempomat z przednim radarem. To ostatnie rozwiązanie wydaje się jej bowiem bardzo istotne dla bezpieczeństwa.
Mówiąc o komforcie oraz Scanii serii 4, trudno nie wspomnieć także o układzie jezdnym. W końcu już w czasach nowości model ten słynął z bardzo sztywnego charakteru, zyskując wręcz przydomek „Skakanka”. Bohaterka artykułu przyznaje, że w porównaniu z tym klasykiem, jej dotychczasowy, całkowicie pneumatyczny ciągnik po prostu płynął po drodze. Niemniej dla niej osobiście nie ma w tym większego problemu, gdyż po prostu odpowiada jej tak sztywna charakterystyka ciężarówki i sprawdza się ona na pokonywanych trasach. Co więcej, szybko znalazły się też dobre strony bakelitowego steru. Ogromne rozmiary i cienki wieniec wymagały oczywiście pewnego przyzwyczajenia, ale za to klasyczna kierownica okazała się wyraźnie ułatwiać manewry, nawet w czasie wykonywania ich jedną ręką.
A na koniec zostaje nam rzecz najważniejsza, czyli układ napędowy. Mamy tutaj 16-litrową jednostkę typu V8, zgodną z normami emisji spalin Euro 3 i fabrycznie rozwijającą moc 580 KM. Silnik ten nadal ma oryginalną turbinę, a pierwsze większe prace – jak regeneracja pompowtrysków, czy wymiana łożysk – przechodził dopiero przy przebiegu 2,3 miliona kilometrów. Za to, czego po Włochach można było się spodziewać, nie obyło się bez kuracji wzmacniającej, skutkującej uzyskaniem ponad 700 KM. Ten wynik sprawia, że czteroletniej, 500-konnej „rzędówki” po prostu nie da się z tym porównywać, dynamika jest fantastyczna, a przy śliskiej nawierzchni trzeba też mieć dużo wyczucia i pokory. Poza tym trzeba pilnować, by skrzynia Opticruise trzymała wyższe obroty, gdyż w niskich partiach układ ma tendencje do grzania.
W kwestii tej skrzyni warto też wspomnieć, że jest to wczesny wariant Opticruise’a, sterowany jeszcze z tunelu silnika i wyposażony w pedał sprzęgła do ruszania. Szybka praca nie jest jego domeną, a podejmowanie decyzji nierzadko wymaga wsparcia kierowcy, jak przystało na zautomatyzowaną konstrukcję sprzed ćwierć wieku. Mówiąc więc krótko, w stosunku do współczesnych przekładni różnica jest naprawdę spora. Ku jednak mojemu zaskoczeniu, Marysia stwierdziła, że wprost uwielbia pracę z tą przekładnią. Tempo zmian biegów przypomina jej bowiem skrzynię manualną, cały proces jest wyraźnie wyczuwalny, a konieczność myślenia czasami za komputer tylko podkreśla, że prowadzimy ciężarówkę. Jeśli natomiast chodzi o wyniki zużycia paliwa, to przy pełnych tonażach, kurtynowej naczepie i dość górzystych trasach osiągają one około 36-37 litrów na 100 kilometrów. Oczywiście nie jest to niski wynik, a do tego trzeba przecież uwzględnić wyższe opłaty drogowe. Choć przy takich osiągach i przebiegu można się też cieszyć, że wyniki nie wskazują „czwórki” z przodu. Poza tym, już na sam koniec, trzeba podkreślić, że to paliwo napędza też ogromną wartość dodaną. Jest nią czysta radość z jazdy, zdaniem bohaterki artykułu dużo większa niż w nowoczesnym ciągniku. Gdyby mieć określić ją liczbowo, podałoby tutaj po prostu 10 na 10.
Dla wyjaśnienia jeszcze dodam, że prezentowany samochód należy do rodziny Beghetto, która prowadzi transportowe działalności zarówno we Włoszech, jak i w Polsce. Firmowa flota jeździ na rejestracjach z obu krajów, już z daleka można rozpoznać ją na drodze a więcej na temat wyjątkowej historii tego przewoźnika mogliście niedawno przeczytać w następującym artykule: 25-letnia, włosko-polska Scania 144 w hołdzie dla seniora rodu – Sesja Miesiąca 07/22. Jeśli natomiast chcecie śledzić dalsze losy Marysi oraz opisywanej „164-ki”, to zapraszam na instagramowe konto baba_duzym.