Powyżej: Einride T-Pod oraz stanowisko do zdalnego sterowania
O szwedzkiej firmie Einride głośno zrobiło się jeszcze w ubiegłej dekadzie, za sprawą prototyp ciężarówki bez jakiejkolwiek kabiny. Pojazd ten miał poruszać się w oparciu o autopilota lub zdalne sterowanie, a pierwsze egzemplarze rozpoczęły nawet testy na drogach. Teraz ta sama firma zmaga się natomiast z bardzo poważnymi problemami.
Już na początku jesieni Einride ogłosił wielki plan oszczędnościowy, mający pomóc w przetrwaniu kryzysu. Firma zredukowała przy tym zatrudnienie, zaapelowała do inwestorów o pomoc, a także zaczęła szukać tymczasowych rozwiązań finansowych, które umożliwiłyby odroczenie spłacania długów.
Dzisiaj doszły do tego informacje o odejściu z firmy kilku menadżerów wysokiego szczebla. Doniesienia te pojawiły się w szwedzkich mediach i można znaleźć dla nich dwa potencjalne wyjaśnienia – albo mamy do czynienia z „ucieczką z tonącego okrętu”, albo zaciskanie pasa przez firmę jest tak silne, że nawet wysoko postawieni pracownicy zdecydowali się na szukanie bardziej lukratywnych opcji.
Dla wyjaśnienia dodam, że po kilku latach pracy nad bezzałogowym prototypem, noszącym nazwę Einride T-Pod, szwedzka firma zaczęła rozwijać także inny biznes. Miało nim być kompleksowe wdrażanie elektrycznych flot w dużych firmach handlowych lub dystrybucyjnych, tym razem bazując na normalnych ciężarówkach z kabinami, pochodzących z seryjnej produkcji. Sądząc zaś po omówionych powyżej problemach, biznes ten nie rozwinął się tak dobrze, jak pierwotnie to zakładano, ściągając na firmę duże zadłużenie.
Poniżej: bezzałogowy Einride T-Pod oraz stojący za nim DAF CF po przeróbce na prąd (zdjęcia z tego artykułu)